7 moich ulubionych planszówek

Nie jestem jakimś profesjonalnym nerdem planszówkowym, bo straciłam na graniu zaledwie jakieś tysiąc godzin, ale można mnie śmiało zaliczyć do zwykłych, średniozaawansowanych amatorów. Amatorów w sensie – miłośników. Seba mnie już strasznie długo męczy o wpis o planszówkach i sam jest doskonałym przykładem, że można pokochać granie nawet będąc poważnym (hue hue) ojcem po trzydziestce. Bo moja przygoda zaczęła się jeszcze w czasach studenckich, jeśli można zaliczyć przedłużone absolutorium przedmagisterskie jako studia. No i fakt, wtedy łatwiej było grać, bo można było zarwać noc i nie trzeba było opłacić niani, żeby rozłożyć Cywilizację. A teraz trzeba.

Oceniam skomplikowanie w skali pięciostopniowej, gdzie 5 to hardcorowa instrukcja w pięciu tomach, a 1 to mechanika tak prosta jak warcaby. Jeśli jesteś początkującym graczem, zabierz się najpierw za te proste gry, ale to chyba dość logiczny wniosek. :)

Grywalność to oczywiście kwestia gustu, a poza tym w rankingu znajdują się moje ulubione gry, więc umówmy się, że wszystkie mają ją na najwyższym poziomie.

SMALL WORLD

Jedna z pierwszych moich gier planszowych. Zachwyciła mnie ślicznymi rysunkami, prostą mechaniką i naprawdę wciągającą rozgrywką.

Ktoś fajnie to wymyślił: W Small World chodzi o zdobywanie świata za pomocą różnych, fantastycznych gatunków, które mają swoje specjalne właściwości. Np. trolle budują swoje leżyska i przez to trudniej je wygonić z obszaru, który już zdobyły; szkielety potrafią się rozmnażać, gdy kogoś zabiją a czarnoksiężnicy umieją magicznie zamieniać inne rasy na swoją. W trakcie jednej rozgrywki możesz wybrać wiele różnych gatunków, bo one w pewnym momencie wymierają i wtedy dobiera się nowe stwory. Można kombinować na wiele sposobów i wykorzystywać różne tricki i taktyki do wygrania gry.

Jest do SM dużo bardzo fajnych dodatków, które urozmaicają grę, gdy jej podstawowa wersja trochę się znudzi.

skomplikowanie: 2/5

ŚWIAT DYSKU – ANKH MORPORK

To absolutny majstersztyk fabularny – zwłaszcza dla miłośników Terrego Pratchetta, bo dopiero po przeczytaniu książek z serii Świat Dysku docenia się karty opisane w grze. Pełna humoru (tak charakterystycznego dla Pratchetta), prosta, szybka gra, która opiera się na zdobywaniu władzy w mieście Ankh Morpork.

W zależności od tego, którego z bohaterów wylosujesz na początku gry, twoim celem będzie zdobycie dużych pieniędzy, kontrolowanie pewnej liczby dzielnic, posiadanie swoich agentów w wielu dzielnicach, doprowadzenie do zamieszek w mieście lub… doprowadzenie do końca gry (koniec decku kart) przy jednoczesnym utrudnianiu zwycięstwa rywalom. Każda z tych postaci dąży do czegoś innego i sęk w tym, żeby ten cel osiągnąć jak najszybciej. Wtedy wygrywasz.

Zarówno Small World jak i Świat Dysku są grami, które nie mają bardzo skomplikowanych reguł, nie trzeba męczyć się z kolejnymi fazami swojej tury i właściwie każdy, nawet początkujący planszówkowicz, powinien dość szybko załapać, o co chodzi.

skomplikowanie: 2/5

MAGNUM SAL

Nasz polski, doskonały tytuł stworzony przez …mojego znajomego. To znaczy poznaliśmy się już po tym, jak pokochałam Magnum Sal, ale to i tak cudowne, że znam osobiście twórcę tak wspaniałej gry. Pozdro, Marcin! :*

To trochę trudniejsza gra od dwóch poprzednich, ale wciąż do ogarnięcia. Po prostu trzeba mieć trochę większy porządek na planszy, zręczniejsze paluszki i trzeba pilnować, żeby dziecko nie rozwaliło nam soli w kopalniach. ;)

Gramy w osadzie górniczej, pod którą rozpościerają się tunele kopalni soli. Wydobywamy tę sól za pomocą robotników i wody. Ten, kto się na tym najbardziej wzbogaci – wygrywa grę.

Do gry jest też bardzo dobry dodatek Muria, ale jeszcze nie miałam okazji go wypróbować. Tylko słyszałam, ze jest świetny.

skomplikowanie: 3/5

CARCASONNE

Jeśli chodzi o prostotę gry, to Carcasonne bije wszystkie inne na głowę. Oczywiście w kategorii tych fajnych i grywalnych. Bo mechanika jest tu banalna – nie ma planszy, nie ma kart, ot – losujesz kartonik i dokładasz go do innego kartonika na stole, stawiając na nim swojego ludzika. I tak w kółko, każdy po kolei, każdy po jednym kartoniku i jednym ludziku (choć stawianie ludzika nie jest obowiązkowe).

Twoim celem jest zdobycie jak najwięcej punktów na koniec gry (gdy kartoniki się skończą). Punkty zdobywasz za ukończone zamki, drogi, klasztory i pola – a wszystko to kontrolujesz właśnie tymi ludzikami, bo decydujesz, w którym miejscu kartonika stawiasz pionek. Prościzna. Ale, jak to w przypadku najlepszych gier bywa, proste zasady generują multum możliwości taktycznych.

Mała, poręczna gra, którą łatwo zabrać na wakacje i która nie wymaga ani wielkiego stołu ani długiego, skomplikowanego rozstawiania elementów. No bajka.

skomplikowanie: 1/5

CATAN

Bardzo ładna, klasyczna strategiczna gra planszowa, jedna z tych legendarnych, superpopularnych wśród graczy na całym świecie. Wachlarz dodatków potrafi utrzymać zainteresowanie grą nawet wśród graczy, którzy zjedli na niej zęby. Nie wiem, czy to nie była w ogóle pierwsza planszówka, o jakiej usłyszałam, zanim na dobre zaczęłam grać.

Trochę trudniejsza od pierwszych tytułów na liście, ale gdy się już załapie zasady, wciąga bez reszty. A potem, gdy już się trochę znudzi, oferuje mnóstwo dodatków – między innymi… mapę Polski, którą możesz zdobywać i zasiedlać wioskami i miastami.

skomplikowanie: 3/5

ABYSS

Powiedzieć, że kocham tę grę, to za mało. Nie wiem, czy jest gra, w którą graliśmy z Sebą dłużej niż w Abyss. Prosta mechanika, przepiękne ilustracje, dość krótka rozgrywka – to wszystko czyni z niej rozrywkę idealną nawet dla dwóch osób, które akurat mają wolną godzinę i pusty kuchenny stół.

W grze jest też trochę niedociągnięć, które fajnie by było poprawić, ale no cóż. Nie można być idealnym. I tak polecam Wam Abyss z głębi (nomen omen) serca.

O co chodzi? O podwodne miasto, w którym zdobywamy władzę za pomocą fantastycznych podwodnych lordów, miast i sojuszników. Walutą gry są perły, ale na koniec liczą się punkty władzy, przypisane różnym kartom.

Do gry jest też bardzo udany dodatek, w którym do pereł dochodzą nebulisy – waluta światka przestępczego, krakenów.

skomplikowanie: 2/5

CYWILIZACJA – poprzez wieki

Tu mam lekki dylemat, bo choć to zabrzmi paradoksalnie, to wciąż się waham, czy tę grę umieścić w ulubionych – czy w rozczarowujących. No właśnie. Bo z jednej strony jest bardzo wciągająca, ciekawa, pozwalająca na kombinowanie i złożone ruchy taktyczne – a z drugiej strony jest straaaasznie długa, skomplikowana i ma mnóstwo zasad, od których potem są w dodatku wyjątki. I to takie big time. Wiecie, coś w stylu:

każda era kończy się wraz z zakończeniem decku kart akcji cywilnych, poza pierwszą, która kończy się po pierwszym uzupełnieniu kart, a dodatkowo w tej pierwszej karty nie są przesuwane, a na koniec jest jeszcze czwarta era, która w ogóle nie ma kart, i która kończy się wraz z ostatnią rundą po zawodniku rozpoczynającym grę, jeśli deck przedostatniej ery skończył się podczas jego tury, bo jeśli skończył się podczas tury innego gracza, to ruch mają jeszcze….. bla bla bla bleeeeehhe ehhe…

I to jest dość irytujące. Ale jeśli już przebrniesz przez uczenie się zasad (parę godzin) oraz szlifowanie płynności rozgrywki (kilkanaście godzin) oraz masz szczęście do łatwych partnerów, którzy nie robią swoich ruchów pół godziny (eh… ci długomyślący gracze, zmora planszówek), to …Cywilizacja jest naprawdę super. Tylko trwa długo. Bardzo długo. Lepiej jednak w nią pograć ZANIM zrobicie sobie dzieci, bo potem się zrujnujecie na opiekunki.

Podobną grą, choć – mam wrażenie – ciut łatwiejszą, jest zwykła „Sid Meier’s CIVILIZATION”. Zamiast stracić na naukę 14 godzin, stracisz na nią tylko 13. ;)

Obie cywilizacje wciągają i ma się ochotę w nie grać kolejny raz, by „tym razem wycisnąć wszystko ze swojej karty”. Ale czasem mam wrażenie, że ta ochota na kolejne partie wynika z prostej kalkulacji: skoro już zmarnowałam ten dzień na naukę czegoś, co mi się do niczego w życiu nie przyda, to szkoda by było tego nie pociągnąć dalej ;)

skomplikowanie: 5/5