LANS w Warszawie

Dla niezorientowanych (za Słownikiem języka polskiego PWN):

lansować ndk IV, ~suję, ~sujesz, ~suj, ~ował, ~owany propagować, popierać, wprowadzać w modę

W języku potocznym wyrażenie "lansować się" jest ściśle powiązane z pokazywaniem się w miejscach publicznych i poprawianiem swojego wizerunku w oczach innych.

Wczoraj Seg lansowała się na mieście.

Najpierw był lans umiarkowany na domówce. Na tego typu imprezach trudno się lansować z powodu nogi segritty względnie małej ilości lans-odbiorców. Na szczęście pozostaje lans alkoholowy (kto co przyniesie), lans lingwistyczny (kto w ilu językach umie mówić), lans podróżniczy (kto gdzie był) oraz lans obuwniczy (kto co ma na nogach). Mój wysoki współczynnik lansu spowodował, że doczekałam się lans-fana, przed którym musiałam uciekać po całym domu.

Potem był szczyt lansu w Cynamonie, z którego uciekłam po kilku minutach patrzenia na dziwki, którym się wydawało, że tańczą na barze. Tam lansem jest samo przejście przez bramkę. Pamiętacie taki film "Niekończąca się opowieść"? Była tam scena, w której główny bohater musi przejść między dwoma sfinksami, które zabijają wzrokiem, jeśli ktoś okaże lęk. Tak mniej więcej działa wejście do Cynamonu. Przed drzwiami stoją dwa utuczone sfinksy, które wpuszczają tylko tych, którzy idą pewnym, luzackim krokiem. Jeśli ktoś się zawaha lub, nie daj Boże, spyta "czy można wejść?", sfinksy otwierają oczka i zabijają wzrokiem.

Z Cynamonu ewakuowałam się do Bongo Srongo (nie pamiętam nazwy, ale klub jest na nowym mieście i stanowi kontynuację ś.p. Le Madame). Tam też lansem jest samo dostanie się do środka. Potem niestety można osiągnąć wyższe etapy lansu tylko będąc homoseksualistą i kąpiąc się w dżakuzi lub wchodząc do darkrumu. Najzabawniejszym aspektem tego typu klubów jest to, że wszystkim ich bywalcom wydaje się, że są ponad lansem – podczas gdy po prostu lansują się w sposób gejowski.

Ostatnią fazą lansu była Klubokawiarnia, w której co prawda grają beznadziejną muzykę, ale jest to jedyne miejsce, do którego się można przenieść o piątej nad ranem. Tam, wbrew pozorom, niewiele osób się lansuje. Jest miło, beztrosko i normalnie. Barmanki nie są przykute do baru, sfinksi nie mają laseru w oczach a fotele są naprawdę wygodne.

Wylansowana, śpiąca i trzeźwa jak świnia – mogłam się wreszcie położyć do łóżka z poczuciem spełnionego obowiązku wyjścia na miasto w sobotę. Mam nadzieję, że na kolejne pół roku mam spokój.