Chata na Powiślu – zupełnie nieinstagramowe, prawdziwe zdjęcia bałaganu z kolejnego etapu budowy

Chata już stoi. Ale choć podłączyliśmy już szambo i wykopaliśmy studnię, prądu wciąż nie ma, więc nocowanie jest wciąż lekkim hardcorem. Nie, to nie to, że jestem jakimś wrażliwcem, ale jednak z małym dzieckiem rodzi to pewne trudności. Przewijanie po ciemku, brak możliwości umycia się w wodzie (nawet zimnej, bo po prostu wody przed brak prądu też de facto nie ma…). Jest koza, więc grzać można, ale dzięki temu, że chata jest mała i na poddaszu śpimy – jest bardzo ciepło i nie ma potrzeby grzania. Zresztą domek i tak został stworzony z myślą o spędzaniu tam czasu latem, więc koza jest tylko ogrzewaniem awaryjnym. 

Ale chciałam i tak pokazać Wam ten etap – bardzo bałaganiarski, niedokończony, jeszcze przed wieloma małymi poprawkami. Bo ciągle mnie pytacie o postępy. Więc ta-daaam, oto i one :)

To piaszczyste miejsce obok chaty będzie całe wyłożone cegłą. Plan jest taki, że staną tu podłużne, wzniesione również z cegieł …donice. Dzięki temu mój kręgosłup nie ucierpi tak bardzo, gdy będę pielić, sadzić i zbierać zioła. W donicach będzie cała kuchenna i barowa podstawa: mięta, bazylia, oregano, tymianek, szczypiorek, cebula, może marchewki i pietruszki. Dzięki ceglanemu podłożu będzie można suchą nogą „wychodzić do ogródka”. 
Kociopełek plądruje lodówkę. Lodówka celowo jest taka wielka (choć chata maleńka). Po prostu wiem, że na takim odludziu trzeba robić jedne – a duże – zakupy raz na tydzień i potem mieć gdzie to przechowywać. Tak, jest też kostkarka do lodu. :)
Jeszcze nie zdecydowaliśmy, gdzie będziemy przechowywać drewno. Póki co stoi pod jedną z brzóz, niedaleko ogniska. Ale prawdopodobnie ułożymy je kiedyś pod ścianą domu. 
To są fotele Kontiki – wspomnienie z mojego dzieciństwa, gdy były naprawdę modne i można je było znaleźć w wielu zwykłych, blokowych mieszkaniach. Te upolowałam na Olx. Idealne fotele tarasowe! 
A tu już widzicie taras w pełnej okazałości. Jeszcze nieogrodzony – a planujemy jednak go ogrodzić, głównie z myślą o Niedźwiadku. Ale też o psach, które może kiedyś do rodziny dołączą. 
Gleba wokół chaty jest piaszczysta, ale pracujemy nad tym. Tu po prostu nasypaliśmy ziemi, żeby wyrównać teren wokół domku. Czeka nas jeszcze nawożenie, trawa i bzy. Bo koniecznie chcę bzy tuż przy tarasie <3
Fotele brazylijskie to moja miłość. Cudownie się w nich chilluje. 
Bluszcz wpełza powoli na ściany chaty. Co ciekawe – to sadzonki wzięte od mojej mamy, z rodzinnego, żoliborskiego domu. 
Parking zrobiliśmy z betonowej „siatki”, dzięki czemu będzie trochę zielony mimo parkujących samochodów i wjeżdżającego nań szambelana. 
Wejście do domku. Na pierwszym, szerokim, ceglanym stopniu jest kratka do ostukiwania zabłoconych butów. 
O, tu lepiej widać podłoże parkingu. Nie przepadam za betonem, ale tu to był mus. Wiem, jak okropnie wygląda wyjeżdżone oponami błoto. 
Cegła pod „ogródek ziołowy” czeka na położenie. 
Widzicie te okna? Na pewno będą malowane i będą w nich moskitiery. Pytanie: czy okna malować na biało czy na niebiesko? Zawsze marzyłam o niebieskich, ale boję się, że to będzie zbyt agresywny akcent. 
Widok na piaskownicę. 
Wielkie okna / drzwi tarasowe są jednym z największych atutów chaty. Na pierwszym planie zaś – posłanie dla zaprzyjaźnionego psa i dwa fotele znalezione w Brwinowie na ulicy. Kiedyś je odnowię. 
Bałagan kuchenny. Niestety kuchnia jest malutka, ale taka musi być. Nawet płyta indukcyjna jest tylko na dwa garnki. 
Spójrzcie, jaki drewniany bałagan… Każde drewno z innej parafii. Ale to tymczasowe. Zarówno drzwi wejściowe jak i te łazienkowe – będą pomalowane na biało. Białe też będą okna od środka. Stół się odnowi (jest dębowy), a schody i szafa robił nam na zamówienie stolarz. Są sosnowe, barwione olejem na dębowy kolor. 
Lampa upolowana na Allegro. Piękna, bo czarna – ze złoconymi od środka kloszami. Czegoś podobnego będę szukać w inne miejsca, gdzie planujemy oświetlenie. 
Tę lampę kupiłam na wyprzedaży garażowej. Widzicie też krzesła, które absolutnie uwielbiam, choć też czekają jeszcze na moją szlifierkę i olejowanie. 
Wiszące szafki kuchenne to dzieło stolarza, z mojego projektu. Piękne, prawda? Będą miały białe, ceramiczne uchwyty. 
Boskie kafelki w kolorze butelkowej zieleni chronią ściany przed ciepłem od piecyka. Uwielbiam ten kącik. Kiedyś zamontuję nad kozą poziome, metalowe siatki do suszenia grzybów. 
Koza stoi na mosiężnej blasze. Generalnie czerń i mosiądz – to będą dominujące kolory w chacie poza drewnem. 
Kanapa z Olx. Piękna, dębowa, choć wymagająca tapicera, bo sprężyny mocno się wyrobiły. To właściwie wersalka jest, bo się rozkłada. 
Tu, po prawej, pod schodami, będzie stała pralko-suszarka. Choć jeszcze nie zdecydowaliśmy się na konkretny model. Spokojnie, nie będzie widoczna. Schowamy ją w szafce, też wykonanej przez stolarza. 
O, to jest tak zwana prowizorka. Niedźwiadek zasnął na kanapie i trzeba było go zabezpieczyć przed spadnięciem. :)
Ze względu na dzieci ogrodziliśmy też schody na antresoli. Lubię takie proste, „prostokątne” meble w domu. 
Antresola nie ma żadnych ścian. To po prostu dość niska (bo dach nisko) przestrzeń do spania. Tu okno od strony łóżek dzieci. 
A tu okno od strony „master bedroom”.
Nie, nie pościelę do zdjęcia. 
Po lewej, wzdłuż skosu dachu, będzie długa szafka z szufladami na dole. Poza szafą na dole to będzie jedyne miejsce, gdzie będzie można trzymać ubrania, koce i posciel. 

I jak? Widzicie potencjał? :)