Chotel

Już kilka lat temu odkryłam słowo "chotel" i jego niezwykły wpływ na człowieka. Ilekroć na nie patrzę, czuję taki śmieszny zgrzyt myślowy wynikający z tego, że człowiek jest opatrzony z zupełnie inną pisownią. Im częściej widzimy jakieś słowo w jednej formie, tym dziwniejsze mamy wrażenie, patrząc na błąd ortograficzny. Stąd też częste błędy typu "pokaże" – "pokarze" (jedno pochodzi od "pokazywać", drugie zaś od "pokarać" i w zależności od tego, z którą formą się częściej stykaliśmy, taki błąd zrobimy w homonimicznej brzmieniowo formie drugiego słowa).

Jeśli widzę błąd w słowie "rzep", które ktoś zapisuje jako "żep", to jest to zwykły błąd ortograficzny. Ot, taki sobie brzydki błąd. Ale jesli widzę "rzabę", "Cholandię", "kórę" itp., to ma to rangę dzieła sztuki. Tak jest właśnie z chotelem. Oczywiście słowo to istnieje jedynie w formie pisanej, bo w wymowie staje się automatycznie swojskim "hotelem". Podobnie sprawa się ma z przytoczonym już na blogu słowem "rzuuf".

Zabawa w radosne zapisy fonetyczne istniejących wyrazów może być naprawdę wciagająca. Pamiętam, jak uczyłam się takiego poprawnego zapisu fonetycznego, który wciągnął mnie do tego stopnia, że używałam przyswojonej wiedzy do pisania liścików do znajomych na wykładach. Niby ten sam język, niby uproszczony zapis, ale nie każdy człowiek zdaje sobie sprawę, że [suoince] to "słońce" i że naprawdę tak to się wymawia. 

Pisownia fonetyczna a "chotel" to dwie różne sprawy, ale przyznacie, że i jednym i drugim można się pobawić. Korzystają z tego między innymi różne firmy, które na papierku mają oryginalną, niepowtarzalną nazwę, ale w wymowie ta nazwa kojarzy się z inną firmą, miastem bądź po prostu fajnym wyrażeniem.

 

Parysz
 
Zachęcam do eksperymentów :)