Czego możesz się bać przed porodem

Możesz się bać, że twoje dziecko urodzi się chore

Że będzie miało jakąś wadę serca, jakiś syndrom, jakieś powikłania albo że nie będzie miało paluszków (mama mojej koleżanki strasznie się tego bała. Po porodzie kilka razy pytała lekarzy, czy aby na pewno jej córka ma wszystkie paluszki). To zupełnie normalne lęki, biorąc pod uwagę wszystkie niusy, jakie przewijały się przed twoimi oczami w internecie, w mediach i w opowieściach znajomych. Nasłuchałaś się tego nie tylko w ciąży, ale też wiele razy wcześniej, nawet nie zdając sobie sprawy, że pewne informacje do ciebie trafiały. Niewiele kobiet ma to szczęście, że w ogóle nie myśli o możliwości, że ich dziecko urodzi się chore, ale powiem ci jedno: niezależnie od tego, czy się tego boisz czy nie, nie wpływasz takim myśleniem na stan faktyczny. To bzdura, że chorobę można “wykrakać”. To absolutne kłamstwo, że “myśleniem o chorobie ją przywołujesz”. Nie przywołujesz. Powiem ci więcej – im bardziej usilnie będziesz sobie mówić “nie myśl o tym”, tym większe prawdopodobieństwo, że te myśli będą cię męczyć. Jak nie na jawie, to w snach, w podświadomości. A i wtedy, na litość Buzka, nie szkodzisz swojemu dziecku i nie sprowadzasz na niego choroby. Sny nie przewidują przyszłości. Tak więc jeśli się boisz, że twoje dziecko urodzi się chore, to jesteś w absolutnej większości kobiet. To normalne. To w żaden sposób nie wpływa na zdrowie twojego potomka. Jeśli ci jakaś ciotka powie, że nie powinnaś o tym nawet wspominać, to każ jej się puknąć w czoło i pogadaj o tym z przyjaciółką, z mamą albo z lekarzem. Rozładuj ten lęk śmiechem, dokształceniem się albo olej to i po prostu pozwól sobie się bać.

Możesz się bać, że nie będziesz kochać swojego dziecka.

Tak, to też normalne. Nie każda kobieta kocha swoje nienarodzone dziecko w brzuchu. Nie każda kocha je, jak je tylko ujrzy na oczy. Ba, niektórym trzeba miesięcy albo nawet lat, by prawdziwie to swoje dziecko pokochać. I wiesz co? Nie ma w tym nic złego ani dziwnego. Nie masz obowiązku kochać swojego dziecka. Masz obowiązek się nim opiekować, być dla niego, dawać mu czułość i uwagę. Miłość przychodzi sama, zupełnie naturalnie, i wcale niekoniecznie od razu. Nie znam matki, która by w końcu nie pokochała swojego dziecka, to prawdopodobnie naprawdę rzadkie i patologiczne przypadki. Nie ma powodu, byś się o to martwiła już teraz. Zaczniesz się martwić, jak twoje dziecko powie “mamo” a ty będziesz to miała w dupie, bo to będzie skierowane do listonoszki a nie do ciebie. Ale dopiero wtedy.

Możesz się bać, że nie będziesz umiała karmić piersią.

To nieprawda, że “mleko jest w głowie”. To nieprawda, że jeśli boisz się, że nie będziesz miała mleka, to nie będziesz miała mleka. Większość kobiet, czy się boi karmienia piersią czy nie, czy spodziewa się mleka czy nie – ma to mleko i bez większych problemów karmi potem swoje dziecko. Możesz się bać, że będą ci pękały brodawki sutkowe, że będzie cię bolało, że będziesz miała mało pokarmu, że nie będziesz tego lubiła. To naturalne lęki i dopóki nie urodzisz, nie spróbujesz karmić, nie będziesz wiedziała, jak to jest. Ja akurat się nie boję. Zbyt wiele kobiet z mojego otoczenia nie miało z tym żadnego problemu, więc szanse na sukces są dla mnie zbyt duże, by się bać. Ale jakkolwiek do tego podejdziesz, będzie dobrze. Jeśli wolisz się dokształcić, pogadać ze specjalistą od karmienia piersią, mieć kontakt do jakiejś laktomaniaczki i uprzesz się, że będziesz karmić choćby niewiadomoco, to tak rób. Jeśli chcesz iść na żywioł, to idź na żywioł. Wiadomo, że najzdrowiej dla dziecka jest je karmić piersią przez przynajmniej pół roku lub nawet rok, ale jeśli u ciebie miałoby to się jakimś pechem wiązać z dużym bólem, problemami skórnymi, zapaleniami gruczołów mlekowych lub zwyczajną niechęcią, to żadnego końca świata nie będzie, jeśli przejdziesz na zastępcze mleko. Trudno. To wcale nie uczyni cię złą matką, matką niepełną czy matką niekochającą. Korzystaj z pomocy, próbuj, ale nie miej wyrzutów sumienia, jeśli nie wyjdzie i zwyczajnie podejmiesz decyzję, że twój komfort i wygoda są w tym przypadku najważniejsze. To jest twoja decyzja. I jakąkolwiek podejmiesz, będzie dobra.

Możesz się bać samego porodu.

Bólu, komplikacji, znieczulenia, szpitala, położnej, pękającego krocza, nacinania krocza, zrobienia kupy w trakcie porodu, zmęczenia, samej długości porodu, cesarskiego cięcia, narkozy, lewatywy, cewnikowania, rekonwalescencji, wielkiej blizny. To wszystko może być przerażające i chyba najlepszym, co ci na te lęki mogę poradzić, to doinformowanie się. Zgłoś się do Fundacji Rodzić po Ludzku, przeczytaj materiały, które mają na stronie. Pogadaj z kimś, kto jest już po kilku porodach w danym szpitalu. Umów się z położną (nawet jeśli tylko na jednorazową konsultację). To naprawdę pomaga na te wszystkie obawy, bo okazuje się, że wielu tych przerażających rzeczy można uniknąć albo mocno je złagodzić.

No i zakładanie, że coś pójdzie nie tak, jest często jak zakładanie, że się wygra w kumulacji w totka. Teoretycznie możliwe, ale bicz plis. Nie jesteś aż tak wyjątkowa. :)