Czy kasa z komunii należy do dziecka?

Maj. Czas kwitnących bzów, matur i przyjęć komunijnych, podczas których wierzące dzieci przyjmują niezwykle ważny dla nich sakrament i głęboko duchowo przeżywają tę radosną ceremonię. A nie… czekajcie. Pomyliło mi się coś. Jeszcze raz: …komunii, podczas których dzieci wierzących rodziców odklepują kościelną ceremonię, byle by tylko dostać potem playstation lub smartfona. A dziadkowie i ciocie wszelkiej maści wysupłują ze skarpet setki lub tysiące złotych, by ofiarować je ubranym na biało ośmiolatkom. To są pieniądze dla dzieci. A nie… czekajcie. Znowu mi się coś pomyliło.

Rodzice dzieci idących do komunii dzielą się na trzy grupy. Każda trochę inaczej traktuje pieniądze, jakie dziecko „dostaje” na komunię.

  1. Pierwsza grupa daje pieniądze dziecku i ma świadomość, że dziecko może je rozpieprzyć na głupoty, ale ich zdaniem ma do tego prawo.
  2. Druga grupa trzyma pieniądze dziecka u siebie i utrzymuje, że to są pieniądze dziecka, ale żeby nie rozpieprzyło ich ono na głupoty, to rodzice decydują na co i czy w ogóle te pieniądze mu dadzą. Dają na mądre ich zdaniem zakupy i potrzeby – nie dają na głupie. Ich zdaniem głupie.
  3. Trzecia grupa od początku uznaje, że to są pieniądze dla rodziny, a nie dla dziecka. I te pieniądze potem pokrywają ratę kredytu na samochód, idą na remont mieszkania albo wakacje.

Jeśli jesteś w pierwszej grupie, to gratuluję. Mogę ci nawet napisać usprawiedliwienie, że nie musisz czytać reszty tego tekstu. Możesz iść na Haagen Dazsy. I być z siebie dumnym. Co prawda prawo nie stoi tak do końca po Twojej stronie, bo ośmioletnie dziecko formalnie rzecz biorąc nie może dysponować majątkiem pieniężnym – ale psychologia i zdrowy rozsądek biją ci brawo.

Jeśli jesteś w trzeciej grupie, to wszystko jest ok, dopóki dziecko i dziadkowie (generalnie darczyńcy) od początku wiedzą, że pieniądze NIE SĄ DLA DZIECKA, tylko dla rodziny. Bo jeśli taki macie układ, to nie ma w nim nic złego. Ani prawnie ani psychologicznie. Najczęściej taki układ wynika z trudnej sytuacji życiowej rodziny albo z założenia, że komunia dla dziecka nie jest przecież niczym, za co trzeba by mu było płacić. Pieniądze więc można uznać za formę zapłaty za udział w przyjęciu urodzinowym zorganizowanym przez rodziców dziecka. I ma to wszystko sens.

Jeśli natomiast jesteś w drugiej grupie, to zrób sobie kawę, siadaj na tyłku i czytaj. Bo dziś się czegoś nauczysz.

Zapewne uważasz, że Twoje ośmioletnie dziecko nie jest wystarczająco odpowiedzialne, żeby dysponować taką kasą, jaką dostało na komunię.

Myślisz, że wyda ją na słodycze, na głupie gry albo w ogóle wszystko zgubi. Dobrze myślisz. Tak się właśnie stanie. Twoje dziecko najprawdopodobniej nie jest wystarczająco odpowiedzialne i samodzielne, żeby schować sobie kasę na cięższe czasy, kupić za część trochę książek, a resztę ulokować w banku. Nie umie się powstrzymać przed wydaniem kasy na głupoty, bo …nigdy nie miał takiej kasy.

Twoje dziecko wie, że pieniądze się biorą z bankomatu, a do bankomatu mają dostęp tylko dorośli. Twoje dziecko niby tam słyszy, że musicie pracować, żeby zdobyć kasę, ale i tak przecież macie jej taaaak duuuużo, że na pewno by starczyło na te wszystkie fajne rzeczy, które ono by chciało dostać.

Twoje dziecko nie ma pojęcia, że jak wyda teraz swoją kasę na pierdoly, to potem nie będzie miało na ubrania, jedzenie lub czynsz, bo nigdy nie musiało sobie kupować ubrań, jedzenia ani płacić za czynsz. To wszystko się dzieje poza nim. Ba, nawet na wymarzony rower pieniądze się jakoś znajdują przecież. Wystarczy poprosić, prawda? Mama i tata trochę marudzą przy droższych zachciankach, ale jeśli już jakąś uda się zdobyć, to wcale nie trzeba rezygnować z obiadu lub z ogrzewania, więc ta skończona ilość pieniędzy to jakaś ściema. Po prostu mam rodziców – sknery, którzy nie wiedzą, co w życiu ważne. Jak będę duży, to będę sobie kupował dużo fajnych rzeczy. I na pewno nie będę odmawiał dziecku ajfona.

Stawiam, że tak właśnie ma Twoje dziecko. Dlaczego? Bo nigdy nie musiało zarządzać pieniędzmi.

Nigdy nie musiało zrezygnować z jakiegoś wymarzonego zakupu, bo mu się kasa skończyła po przepieprzeniu jej na głupoty. Nigdy nie musiało zrezygnować z jakiegoś weekendowego wyjazdu, bo zgubiło pieniądze, którymi musiało się opiekować. Nigdy nie musiało długo zbierać na coś małych sumek, żeby po roku wreszcie kupić sobie hulajnogę. A powinno było. Bo tylko w ten sposób, doświadczając pewnych zależności, konsekwencji i porażek – nauczy się, jak to działa.

Od tego jest właśnie dzieciństwo i kieszonkowe. Od tego są te kwoty małego ryzyka i zobowiązania niewielkiej odpowiedzialności, by traktować je jak poligon doświadczalny i po prostu móc popełniać względnie nieszkodliwe błędy.

Nikt nie powinien wymagać od dziecka, by mądrze zarządzało domowym majątkiem i ryzykowało tym, że nie będziecie mogli zapłacić za prąd. Ale już dawanie dziecku do dyspozycji mniejszych sum, kieszonkowego, prezentów i sprzętów, których zniszczenie, roztrwonienie lub zgubienie nie sprawi, że nie będzie co do gara włożyć – to jest właśnie WYCHOWANIE i twój podstawowy obowiązek jako rodzica.

Pozwól dziecku zgubić coś, co do niego należy. Nie odkupuj mu tego potem. Niech na własnej skórze dowie się o tej prostej zależności: jeśli czegoś nie pilnuję, gubię, to tego potem nie mam. Kasy, zegarka, roweru. Na kolejny będę musiał sobie uzbierać sam. Np. z kieszonkowego. Jeśli nauczę się zbierać – zamiast wydawać co miesiąc całą sumę na durne zabawki lub słodycze.

Pozwól dziecku źle dysponować JEGO pieniędzmi.

Bo jeśli teraz się tego nie nauczy, to uwierz mi, przejście tej samej lekcji w wieku dorosłym na dużo większych pieniądzach, będzie lekcją dużo bardziej bolesną w skutkach. Poza tym pewne nawyki życiowe (w tym nawyk oszczędzania, rozsądnego wydawania pieniędzy i planowania wydatków) powinno się utrwalać w sobie już od najmłodszych lat. Wtedy zostają na dłużej, są „automatyczne”, nie wymagają tyle skupienia i przezwyciężania słabej woli.

No dobra. To już wiemy, że z wychowawczego punktu widzenia, dziecko powinno mieć pełną władzę nad swoją własnością i może popełniać z nią błędy. A co ma do powiedzenia prawo? Trochę o tym poczytałam i okazuje się, że…

Możesz pójść do więzienia na okres od 3 miesięcy do nawet 5 lat za wydanie pieniędzy dziecka z komunii na swoje cele.

Bo to kradzież jest zwykła. Serio serio. To przestępstwo. I w razie wątpliwości – tak, wydanie tej kasy na remont domu, w którym też dziecko przecież mieszka, też pod to podpada. I opłacenie nimi przyjęcia komunijnego też. Dziecko będzie mogło cię za to pozwać, jak skończy 18 lat. I będziesz musiał mu oddać całą kasę wraz z odsetkami. Dziecko może też powiedzieć o kradzieży np. pedagogowi szkolnemu i ten może donieść na Ciebie do prokuratury. Bo prawo chroni własność twojego dziecka, nawet jeśli ma tylko 8 lat i fiu bździu w głowie. Jeśli to ONO dostaje pieniądze na komunię, to należą one WYŁĄCZNIE do niego.

Możesz poczytać o tym na przykład tu. Wedle przepisów rodzice mogą (a wręcz powinni) rozporządzać w imieniu dziecka jego majątkiem, ale nie mogą tego robić dla własnych korzyści i powinni dbać o to, żeby majątek dziecka był zachowany – lub wydany zgodnie z wolą dziecka. Tak, tutaj względy wychowawcze kłócą się trochę z prawnymi. Ale warto wiedzieć o skutkach zarówno jednego jak i drugiego postępowania.