Wiecie, co mnie najbardziej wkurza w temacie nagich dzieci na plaży?

Ostatnio zastanawiałam się, dlaczego tak wiele matek czepia się innych matek w kwestiach trywialnych i doszłam do wniosku, że to może być próba poradzenia sobie z poważnymi zmartwieniami. Bo ja na przykład codziennie dostaję mikrozawału, gdy moje dziecko coś na siebie zwala z półki, przewraca się obok kamiennych schodków lub sięga po nóż w kuchni. Jest tyle potencjalnych, śmiertelnych zagrożeń dla naszych dzieci, że nie sposób się nie denerwować. Nie mówiąc już o wojnie, bandytach, wypadkach drogowych lub strasznych chorobach. Tego jest tak dużo i są one tak przerażające, że faktycznie jest coś kojącego w robieniu drugiej matce awantury o to, że puściła swoją pięcioletnią córeczkę bez staniczka na plaży.

Tak sobie to tłumaczę, bo to – przyznacie – sprytny sposób, by nikogo nie obrazić dulszczyzną i małostkowością. A przecież ile rodzin – tyle stylów wychowawczych, tyle gustów, rytmów dnia i sposobów na spędzanie wolnego czasu.

Pozwólmy innym rodzicom żyć po swojemu, o ile oczywiście nie krzywdzą dzieci przemocą (fizyczną lub psychiczną, bo psychiczna to też przemoc). Tego wymaga kultura.

Ale wracając do tego staniczka dla pięcioletniej dziewczynki…

Po co się ubieramy? Żeby nie zmarznąć zimą, żeby ochronić skórę przed wiatrem, słońcem, burzą piaskową, komarami, otarciami związanymi z pracą i innymi czynnikami zewnętrznymi. A co, jeśli brak tych czynników zewnętrznych? Wtedy możemy chodzić nago. Chyba że kultura nam powie inaczej. I tu musisz się, drogi człowieku, zatrzymać i zorientować, w jakiej kulturze się urodziłeś. Bo jeśli wśród Papuasów, to musisz tylko krocze zakryć. A jeśli w Islamie, w prawie szariatu i do tego masz pech bycia kobietą, to musisz zakryć się cała, z wyjątkiem twarzy i dłoni.

Poza miejscem urodzenia warto też ustalić czas, w jakim się przyszło na świat, bo tu też stosunek do nagości się dynamicznie zmienia. Pomiędzy antyczną nagością w kąpieli i sporcie a dzisiejszą pruderią było mnóstwo innych stadiów. Np. w XIX wieku na francuskich plażach kobiety kąpią się w sukniach. A właściwie w takich bufiastych halkach, które najpierw nie pozwalają się zanurzyć (bo mają zbyt dużo powietrza i unoszą się na wodzie) a potem nie pozwalają wypłynąć, bo spróbuj człowieku pływać w pościeli, a tak to trochę wygląda… Jednocześnie przy tych w pełni ubranych damach mężczyźni mogą kąpać się zupełnie nago. Nie bulwersuj się tak, człowieku współczesny, bo dziś wciąż pozwalamy facetom chodzić w samych majtkach – podczas gdy kobiety muszą nosić staniki. Mimo że rozmiarem biustu się nie różnimy często. A, zresztą, co tu biust ma do rzeczy! Bo wystający i miękki? To może brzuchy też powinniśmy w odpowiednie „staniki” odziewać? Eh… no dobra, wracamy do nagości:

Na początku XX wieku w USA mężczyźni nie mogli odsłaniać torsów na plaży, a jednocześnie do lat 70 mężczyźni pływali zupełnie nago w zawodach pływackich organizowanych przez chrześcijańską (sic!) organizację YMCA.

Można? Można. Nawet środowiska religijne bywały otwarte na nagość, choć nie zawsze sprawiedliwie ją akceptując u obu płci. To eufemizm był oczywiście. W istocie ta dysproporcja jest w dominujących u nas religiach absolutnie rażąca i głupia.

A jednak żyjemy w społeczeństwie, dla którego ciało jest tematem tabu. Nie lubimy go pokazywać, bo jak już pokażemy, to jesteśmy nazywani wulgarnymi, zboczonymi lub brzydkimi.

Nagie ciało jest fe. Ba, ostatnio nawet na jakiejś fejsbukowej grupie kobiety zaczęły się bulwersować, że widują inne kobiety nagie pod prysznicami na publicznych basenach.

Nadmienię, że w damskich szatniach. Czyli że już nawet kobieta przed kobietą ciała pokazać nie może, żeby nie być uznana za gorszycielkę. Z tego samego nurtu zresztą wyrasta też sprzeciw wobec kobiet publicznie karmiących piersią. Bo ten cycek gdzieś tam komuś mignie, a nagie, kobiece ciało to w naszej kulturze sfera tabu. Męskie genitalia też na cenzurowanym zresztą i wiele kobiet nie widuje w ogóle prącia na żywo przed tym, jak je poczuje we własnej pochwie. Ludzie we własnych domach, przed własnymi partnerami wstydzą się ciała.

A jak to widzą dzieci?

Dzieci, jak to dzieci, mają w pupie różne kulturowe standardy, bo się ich jeszcze nie nauczyły i nikt im tego wstydu przed nagością nie wytatuował na mózgach.

I nie tylko dzieci z Bullerbyn pędzą całym stadkiem (koedukacyjnym, dodam) do rzeki, żeby na brzegu zrzucić ubrania i wejść do wody zupełnie na golasa. Robią to też nasze Brajanki, Dżessiki, Anie i Tomki. Wszystkie, solidarnie, do pewnego wieku nie widzą nic złego ani zboczonego w byciu nago, więc się obnażają i nie wytykają palcem kolegów i koleżanek, którzy też się obnażają. Do pewnego wieku – czyli do momentu, gdy im ktoś nie wytłumaczy, że nasza kultura i nasze czasy sobie wybrały siusiaka, cipkę i cycuszki jako miejsca zakazane i że nie wolno ich pokazywać.

Spoko. Tak to już jest, w takim świecie żyjemy, trzeba się okryć. Ale…

…są takie miejsca, nawet w naszej kulturze, które rządzą się innymi prawami. Są nimi między innymi: prysznice, plaże i sauny.

W fińskich saunach nago wypoczywają całe rodziny, przyjaciele, a nawet… uwaga uwaga… znajomi z pracy. No wszyscy po prostu wyskakują z ubrań i wchodzą do sauny nago. Bo po co się oblekać w poliester, jak można się pocić bezpośrednio w powietrze. Na plażach zaś można chodzić w samej bieliźnie (którego to stroju w innych częściach miasta nie uświadczysz), kobiety odsłaniają piersi, żeby się równo opalić, a dzieci wbiegają nago do morza, bo WHY NOT.

I wtedy wkracza madka, cała na poliestrowo, i mówi innym mamom, jak mają dzieci ubierać. Bo to zboczone, bo piasek w pupie, bo pedofile.

No to tłumaczę jeszcze raz – dla dziecka nie ma nic seksualnego w nagości. Dla zdrowego dorosłego też nie ma nic seksualnego w nagości dziecka. To chyba oczywiste.

Pedofile wcale nie czyhają na nagie dzieci na plażach, ba, oni w ogóle nie potrzebują widoku nagiego dziecka, by być pedofilami lub by molestować dzieci. Najwięcej przestępstw w tym zakresie dokonuje się wśród bliskich, w rodzinach, w domu. Internet jest pełen zdjęć nagich dzieci. Żaden chory człowiek nie potrzebuje do tego twojego dziecka bez majtek na plaży i to jakaś straszna bzdura, że „pedofil się podnieci nagim dzieckiem w miejscu publicznym i pójdzie zgwałcić inne”. Nie chcę tu wchodzić w szczegóły, żeby Wam nie generować koszmarów po nocach lub agresji, ale problem pedofilii to naprawdę zupełnie inna bajka niż ten wyjęty z pupy stereotyp pana, który chodzi po plaży i robi zdjęcia nagim chłopcom, żeby potem iść gwałcić do parku pod osłoną nocy.

Poza tym gdybyśmy chcieli „przypadkiem kogoś nie podniecić”, to powinniśmy cali zakryci chodzić albo w ogóle z domu się nie wychylać, bo są przecież fetyszyści stóp, uszu, dłoni, butów, gumek do włosów, no kurna wszystkiego.

Zresztą, co to kogo obchodzi, do kogo ktoś inny się masturbuje? Nikt nie ponosi kary za myślenie. Jak ty, człowieku, chodziłeś do liceum, to jest duże prawdopodobieństwo, że ktoś inny z klasy się masturbował z myślą o tobie. I co ci to złego zrobiło? Straciłeś od tego cnotę? Rozumu ci ubyło?

Piasek w pupie? Plażo, proszę. Jak dziecku będzie przeszkadzał piasek w pupie, to założy majtki lub pójdzie ten piasek do morza wymyć. Niech każde dziecko samo sobie decyduje, jak chce biegać po plaży. Niech gania nago lub w kostiumie, niech zakrywa co chce, bo to JEGO ciało, nie twoje, nie jego matki, nie ojca. Ja wiem, że stary model wychowawczy trochę ciśnie na teorię, jakoby dziecko było w istocie własnością rodziców, ale tak nie jest.

To jest autonomiczny człowiek, który ma prawo się wstydzić, kiedy chce i MA PRAWO SIĘ NIE WSTYDZIĆ, kiedy chce.

Ja to bym każdemu dała prawo do chodzenia jak chce po plaży. Tak, łącznie z dorosłymi. Ale rozumiem, że te genitalia są dla nas, dorosłych, bardzo często zbyt seksualne lub zbyt skupiające wzrok. Dlatego dostosowuję się do norm społecznych i chodzę w majtkach. :) Ale nie zgadzam się na to, żeby dzieci sztucznie seksualizować takimi nakazami. I będę zawsze gorliwie walczyć o to, żeby mogły same decydować, czy chcą te majtki mieć na pupie podczas kąpieli w morzu – czy nie. Bo o wstydzie każdy człowiek decyduje we własnym zakresie, nie można mu tego narzucić, zmusić go do tego, zdecydować odgórnie, że ktoś powinien się wstydzić swojego ciała „bo ja tak mówię”. To znaczy można, ale nie powinno się. Bo to nie robi dobrze człowiekowi.

Dlatego wracając do tytułu tego artykułu:

w temacie dziecięcych golasów biegających po plaży i bawiących się w morzu najbardziej wkurza mnie madka. Czyli ten wścibski rodzic (bo madka nie ma płci, to stan umysłu), któremu się wydaje, że może moralnie oceniać innych rodziców i narzucać swoje reguły obcym dzieciom. A nie może. Choćby bardzo chciała :)

PS. Jak chcecie jeszcze sobie poczytać o historii nagości nad wodą, to tu jest fajny tekst o tym. :)