Era dialogu

Właśnie zadzwoniła do mnie ERA. Lubię ERĘ. Naprawdę lubię. Ale lubiłabym bardziej, gdyby przestali zatrudniać głuchoniemych w biurze obługi abonenta.

– Dzień dobry, biuro obługi (bla bla bla) czy rozmawiam z głównym użytkownikiem telefonu?
– Zgadza się.
– Bardzo mi miło. Mam przyjemność zaoferować pani wyjątkową ofertę skierowaną specjalnie dla pani…
– Cut the bullshit. *
– …i jestem przekonana, że będzie pani mile zaskoczona…
– [odpalam papierosa]
– (bla bla bla) wyjątkowa oferta weekendowa. Za jedyne (ileśtam) złotych dostanie pani 200 minut…
– Mogę pani zaoszczędzić czas, bo ja i tak nie wykorzystuję minut darmowych wchodzących w skład abonamentu, więc nie jestem zainteresowana dodatkowymi ofertami.
– Ja rozumiem, ale to naprawde wyjatkowa oferta, bo za minute rozmowy zapłaci pani jedynie (ileśtam) groszy, więc chyba zgodzi się pani, że to korzystna transakcja…
– Pani mnie chyba nie usłyszała. Ja nie wykorzystuję darmowych minut z abonamentu, więc po co miałabym płacić za dodatkowe, których też nie wykorzystam.
– Rozumiem. Rozumiem. Ale to wyjątkowa oferta skierowana właśnie do pani i umożliwiająca pani rozmowy nawet do (iluśtam) minut w soboty i niedziele a to wszystko za jedyne…
– No wszystko super, fajnie. Naprawdę. Ale czy pani w ogóle słucha tego, co ja do pani mówię?
– Tak, rozumiem. Oczywiście. Ale to specjalnie przygotowana oferta…

Zdążyłam wypalić fajka, zanim babka dała się spławić. I już żałuję. Bo przecież zespoł ERY tydzień siedział i naradzał się nad specjalną ofertą dla Segritty i ludzie w pocie czoła chcieli mi zrobić dobrze a ja taka niewdzięczna nie kupiłam sobie dodatkowych minut, których i tak nie wykorzystam. Zła Segritta. Zła. 

 

* No nie powiedziałam tego. Ale wyslałam jej to telepatycznie.