Football, football, football!

Od kilku dni dość daleko chodzę od telewizora i radia, a wczoraj to miałam nawet plan, żeby z domu nie wychodzić wcale, ale niestety nie wyszło, bo wyszłam.

Było to dość pozytywne doświadczenie, bo spodziewałam się umalowanych kibiców robiących hałas, pozamykanych dróg, nastukanych blachar odzianych w Polską Flagę i walających się po ulicach eurowych zabawek – a tymczasem zobaczyłam tylko umalowanych kibiców robiących hałas, pozamykane drogi i nastukane blachary odziane w Polską Flagę. No i burd żadnych nie było, mimo że na spotkanie w centrum dotarłam koło 22, czyli w momencie, w którym pijany kibic już chyba nie rejestruje w pamięci tego, co robi.

[Krótka przerwa na genialną Monikę Dryl]

Było dość kulturalnie i bardzo międzynarodowo, choć ja jednak przez cały czas gdzieś-tam się boję, że jakiś Murzyn oberwie od jakiegoś polskiego kibola i będzie wstyd. No ale myślmy pozytywnie. Do tego stopnia przemówił do mnie apel Grześka Marczaka, że w przyszłym tygodniu przy okazji jakiegoś meczu, świadomie i z nieprzymuszonej woli wyjdę na miasto do ludzi. Meczu może oglądać nie będę, bo to przeraźliwie nudne i bym zasnęła nad piwem – ale wyjdę i spróbuję wyczuć atmosferę radości. O ile oczywiście będą jakieś mecze między poniedziałkiem a środą, bo potem wyjeżdżam.

A z takich pozytywnych piłkarskich skojarzeń, bardzo mi się podoba Najgorsza drużyna piłkarska w Polsce. Nazywa się „Zimna Wódka”, bo pochodzi ze wsi o tej nazwie, a jej prezes mówi:

Zimna Wódka radzi sobie lepiej niż reprezentacja Polski. – Zarabiają bardzo grubą kasę, ale za te pieniądze powinni lepiej grać. My w Zimnej Wódce gramy do spodu, ale za friko – przekonuje.

Podobno jakiś piłkarz z polskiej reprezentacji powiedział, że na Euro pokażą, co mają w spodenkach.
„Czyli chuja pokażą” – opowiada internauta. Ma rację?