I ZNOWU JEST GORĄCO…


Rozmowa o pogodzie to zwykle najłatwiejszy i chyba już niemodny wybieg służący do zapełnienia ciszy, gdy dyskusja się nie klei
. Używają go do dziś moje sąsiadki, które, ilekroć je słyszę, narzekają bądź to na zimno bądź to na upał. Chyba jeszcze nie zdarzyło mi się usłyszeć, by jakaś temperatura im odpowiadała. W zimie zawsze jest "przeraźliwie zimno" a w lecie "przeraźliwie gorąco". Nawet wiosną operują wyłącznie tymi przymiotnikami, tyle że przeplatają je ze sobą.
Jakie biedne muszą być te kobiety, gdy próbują sobie uregulować temperaturę wody pod prysznicem…

Ludzie mają generalnie tendencję do nielubienia pogody. Jak nie pada, to jest cholernie sucho i nie da się tego wytrzymać. Jak pada, to jest cholernie mokro i nie da się tego wytrzymać. Jak nie wieje, to się można zapocić na śmierć. Jak wieje, to tak, że aż głowę urywa. Śnieg jest be, bo samochody się zakopują. Mróz jest be, bo się można poślizgnąć. Grad jest be, bo nie można wyjść z domu. Mgła jest be, bo jest niebezpiecznie. No kurna wszystko jest be. Chyba tylko w filmach lubimy oglądać romantyczne sceny pierwszego pocałunku w deszczu, gdy kobieta bez stanika ma na sobie białą bluzkę. W życiu codziennym deszcz się nie przydaje.

Nie wystarczyła nam jedna powódź, żeby przygotować się na następne.
Bo po co. My przeciez lubimy niespodzianki a gdy już nam zaleje dom, to te nieroby z ekip ratunkowych wreszcie będą miały zajęcie.

Co roku w okolicach listopada zima zaskakuje polskich kierowców.

Co z tego, że żyjemy w Polsce i co roku powinniśmy być przygotowani na śnieg i mróz. No normalnie co roku jesteśmy tym cholernie zaskoczeni. No i oczywiście jedynym rozwiązaniem tego problemu jest nakazanie wszystkim odśnieżania przed swoimi domami oraz posypywanie alejek w parku piaskiem i solą.

To odśnieżanie i posypywanie solą chodników to chyba jedyna rzecz, która mnie też w związku z pogodą wkurza. Bo skoro muszę odśnieżyć mój chodnik, to czemu nie mogę pobierać myta za jego przekraczanie? A solone alejki w parku sprawiają, że nie tylko chodzi się po błocie zamiast po śniegu, ale jeszcze umiera wszelka okoliczna roślinność – od soli i od ludzi, którzy wydeptują ścieżki na trawnikach, byle by tylko nie musieć taplać się w tym błocie. Poza tym – już trzy pary skórzanych butów mi miasto tym sposobem zniszczyło!


No kuna mać! Ponad tysiąc lat doświadczeń z naszym klimatem jakoś nie nauczyło tego narodu, jak radzić sobie z pogodą. Ja rozumiem, że mieszkaniec Kenii może być zaskoczony śnieżycą a Anglik suszą i 40-stopniowym upałem. Polaka bym zrozumiała, gdyby zaskoczyła go tsunami albo tornado, ale żeby nie umieć się pogodzić z deszczem czy śniegiem, to już naprawdę wstyd.

"Czas nas uczy pogody". My Polacy jesteśmy jednak wyjątkowo opornymi uczniami.