Jak to miałaś udane związki? Przecież gdyby były udane, to by się nie skończyły.

Zawsze gdy z sentymentem wspominam moich byłych, znajdzie się ktoś, kto zada mi pytanie z tytułu tego wpisu. Bo przecież udany związek, to taki, który trwa. A jak się kończy, to udany być nie mógł.

Ja się z tym podwójnie nie zgadzam, bo nie dość, że trwający związek wcale nie musi być udany – to też ten zakończony wcale nie musiał być zły. Ale żyjemy w takiej kulturze, która karmi nas kilkoma mitami dotyczącymi miłości, które kształtują potem taką opinię, więc w sumie się nie dziwię.

MIT NR 1:

Miłość jest jedna.

Czyli wiecie, te wszystkie połówki pomarańczy, które się odnajdują i są ze sobą szczęśliwe, bo przecież są dla siebie stworzone. I nie, to wcale nie jest dziwne, że na świecie, gdzie żyje ponad 7 i pół miliarda ludzi, akurat wy chodziliście do tego samego przedszkola i jesteście w podobnym wieku.

Ten mit pierwszy musi iść pod topór, jeśli właśnie skończyłaś lub skończyłeś związek. Bo choć oczywiście bardzo to romantyczne, twierdzić, że kocha się tylko raz – większość ludzi kocha więcej razy. Dwa. Pięć. Piętnaście. I to jest spoko. Za każdym razem to może być wspaniałe, świeże uczucie.

Ba, są nawet tacy, którzy potrafią kochać kilka osób jednocześnie, i mam na myśli miłość romantyczną, taką wiecie, związkową. Dlatego idea wolnego związku lub życia w trójkącie lub innym wieloboku nie jest wcale taka zła. Co kto lubi, whatever works, ważne, żeby zasady były jasne od początku i wszyscy mieli ochotę na taką relację.

MIT NR 2:

Miłość trwa wiecznie.

To bardzo ciekawa teza, ale jak mawia mój narzeczony: „nie masz na to badań”. :) Bo nie masz. To znaczy masz, ale przeczące tej romantycznej idei. Miłość może trwać, potem wygasnąć, znów się zapalić, albo zgasnąć na zawsze – i zapalić się już w innej konstelacji, z kimś innym. Wystarczy spojrzeć na statystyki rozwodów.

Ja wiem, że to strasznie wygodne, wmówić sobie, że „tak naprawdę nigdy jej nie kochałem”, skoro wasz związek się skończył. Łatwiej potem zaczynać od nowa z nową kobietą, prawda? Łatwiej odpowiedzieć na jej schemat miłości, który też prawdopodobnie budowała na bajkach i komediach romantycznych. Jeśli kochałeś inną, a teraz kochasz ją, to… mój borze zielony… ją też możesz przestać kochać! To niedopuszczalne przecież!

A przecież miłość się kończy. Nie musi, ale może. Czasem my się zmieniamy na tyle, żeby nasze drogi się rozeszły. Czasem zmienia się kontekst i okoliczności. Być może kochaliśmy się jako dwudziestolatkowie, bo uwielbialiśmy wspólne podróże i szaleństwa, ale potem jedno z nas chciałoby już rodzinę zakładać albo dom na wsi wybudować i uprawiać ogródek. I nie ma co na siłę zmieniać człowieka. Trzeba po prostu zaakceptować, że jesteśmy jednak dwojgiem osobnych ludzi, że nasze przekonania i potrzeby ulegają zmianą i że naprawdę nie mamy obowiązku trwać przy sobie, jeśli to nie daje nam szczęścia.

Ale to wcale nie znaczy, że się nie kochaliśmy. I że nie było fajnie, póki ta miłość była silna.

MIT NR 3:

Miłość i przyjaźń wykluczają się.

No właśnie. Nie wiem jak wy, ale ja się zawsze przyjaźnię z moim partnerem. Nie umiałabym tworzyć związku z kimś, kto nie jest jednocześnie moim przyjacielem. Dlatego jeśli w związku coś się psuje, coś gaśnie, to ja o tym zawsze mówię… mojemu najbliższemu przyjacielowi. To jest szansa na wzbudzenie miłości po raz drugi (jeśli oboje tego chcemy) albo na łagodne, stopniowe rozstanie się. A to z kolei daje szansę na utrzymanie przyjaźni nawet po zakończonym związku i dobre wspominanie wspólnego czasu po latach.

I – tak – przyjaźnię się z niektórymi byłymi partnerami. I – tak – mam przyjaciół facetów, z którymi nigdy mnie nic nie łączyło. Zawsze, gdy mi ktoś mówi, ze przyjaźń między kobietą a mężczyzną jest niemożliwa, pytam, czy w takim razie osoby biseksualne będące w związkach… nie mają przyjaciół?

MIT NR 4:

Rozstanie to porażka

Związki trzeba naprawiać. Za wszelką cenę. Bo rozstanie to porażka i źle o nas świadczy. Małżeństwa są na wieki. Jak nie bije, to na co narzekasz. Nie masz powodu, żeby być nieszczęśliwa, więc musisz być szczęśliwa.

Na początku wspominałam o statystykach rozwodów, ale wcale nie po to, żeby Was przestraszyć, zasmucić lub zaatakować ideę miłości. To jest fakt. Taki zwykły fakt w dżinsowej kurtce i białych adidasach: LUDZIE SIĘ ROZSTAJĄ.

Mówi się, że teraz tych rozwodów jest więcej niż kiedyś i że to źle. Ja twierdzę, że to cudowne. Bo wreszcie ludzie zaczynają kumać, że nikt, nawet bogowie, przysięgi i własne intencje nie są w stanie im zagwarantować miłości (ani własnej, ani partnera / partnerki). A trwanie w związku bez miłości jest głupie. Życie jest jedno, jedzą nas potem robaki, nie ma powtórek, po cholerę tę jedną jedyną szansę marnować na związek bez miłości?

Wracając do naszych baranów…

jeśli w jakimś związku była miłość, jeśli generalnie oboje, obie lub obaj wspominacie go dobrze, jeśli przeważają miłe wspomnienia, jeśli nie było tam przemocy, a samo rozstanie (choć zawsze jest trudne i smutne) generalnie przebiegło w atmosferze szacunku i akceptacji, to TAK, można powiedzieć, że to był UDANY związek.

Niezależnie od tego, ile trwał.