Jestę blogerę

Dzwoni kumpel, którego nie widziałam od 10 lat. Czasem gadamy przez telefon i się apdejtujemy, ale nasze drogi już dawno się rozjechały i jakoś nigdy nie udaje nam się spotkać w realu.

KUMPEL: No i co tam słychać. Co ty teraz robisz?
SEG: To co zawsze plus bloga mam.
KUMPEL: A co to te blogi są. Da się z tego wyżyć?
SEG: Ja to mała płotka jestem, ale niektórzy mają z tego niezłe pieniądze. Jak jesteś dobry, parę tysi wyciągniesz. Jak jesteś Kominkiem, to nic innego robić nie musisz.
KUMPEL: A co to ten kominek? O czym on tam pisze?
SEG: Ma trzy blogi, każdy o innej tematyce, ale łączy je jego styl jako autora…
KUMPEL: Czyli nic nie pisze. Pierdoły jakieś. Na czym on się może znać.
SEG: No i popacz. A czytają go i zarabia na tym.
KUMPEL: „Popatrz” się mówi.
SEG: eh…
KUMPEL: Bo jak tak mówisz, że można na tym zarobić, to sam bym może bloga założył.
SEG: Śmiało. Ale ty się nie nadajesz.
KUMPEL: Ale co się nie nadajesz. Ludzie to barany. Cokolwiek bym pisał i będą czytać. Przecież to nie ma znaczenia, co się pisze. Ludzie i tak czytają.
SEG: No to pisz. Ale zginiesz w tysiącach słabych blogów.
KUMPEL: Ten Kominek pod pseudonimem pisze, czyli nie ma facet żadnego znaczenia. Nazwę się „Dupek” i też będę pisał.
SEG: No to pisz!
KUMPEL: Ale mi by się nie chciało. O tobie i Kominku to nikt nie będzie wiedział zaraz. Nie macie żadnego znaczenia. Nie to co starzy felietoniści. Z tych blogów to żadna literatura.
SEG: …raczej publicystyka.
KUMPEL: E tam. Sranie w banie. No dobra, muszę uciekać. Pa.

To se pogadaliśmy.

Ludzi z podejściem mojego kumpla jest jeszcze sporo. Dla nich blogi to jakieś pierdolenie bez sensu. Dziwią się potem, że na tym się zarabia, ale szybko sami sobie tłumaczą, że to przez głupotę narodu. Jest jedna cecha, która łączy ich wszystkich. Oni nigdy blogów nie czytali.