Kranówka czy z butelki?

W sieci trwa gorąca dyskusja, czy woda z kranu nadaje się do picia. Internauci przekrzykują się, wyzywają od idiotów, frajerów i debili. W ogóle ciekawie się to czyta, bo nie spodziewałam się, że temat wody może budzić aż tyle kontrowersji. Z jednej strony mamy obóz zwolenników wody źródlanej – z drugiej – tych uważających, że jesteśmy oszukiwani i niepotrzebnie przepłacamy za wodę butelkowaną, skoro kranówka jest absolutnie bezpieczna dla zdrowia.

Przeciwnicy kranówki piszą, że ma ona wyraźny zapach chloru. Zwolennicy kranówki odpierają, że jest to wynik procesu uzdatniania wody podawanej do sieci wodociągowych. Wodę taką oczyszcza się przeważnie za pomocą chloru lub ozonu. Ich zawartość nie jest niebezpieczna dla zdrowia i gwarantuje biologiczną czystość wody. No dobrze, ale zapach pozostaje i przypomina nam o fakcie, że woda z sieci wodociągowej jest uzdatniana a nie naturalnie czysta. Pytanie brzmi – czy pijecie wodę tylko dla zaspokojenia pragnienia, czy też zależy Wam na jej smaku, zapachu i dobrym pochodzeniu.

Kranówka i woda źródlana się od siebie różnią. I absolutną bzdurą jest twierdzenie, że ulegamy jedynie manipulacji marketingowej. Tutaj znajdziecie jeden z wielu testów, które udowadniają, że te różnice w smaku i zapachu istnieją. Z resztą sami zróbcie sobie taki test i oceńcie na własnym języku, którą wodę wolicie. 

Generalnie cała dyskusja opiera się na zderzeniu formalnych norm z subiektywnym (a jakim innym…) gustem. Tak, woda kranowa jest bezpieczna dla zdrowia, ale co z tego, skoro śmierdzi, ma dziwny kolor, smak i niestety wciąż zdarza się, że ulega skażeniu. Poza tym, to są dwa zupełnie inne rodzaje wody. Ich główną różnica jest pochodzenie. A proces uzdatniania wody kranowej jest trochę przerażający…

Woda źródlana jest wodą z ujęcia głębinowego, wokół których tworzy się strefy ochronne. Nie podlega ona procesom uzdatniania, aby zachować jej naturalny skład fizykochemiczny i mikrobiologiczny . Dzięki temu mówi się o takich wodach, że mają naturalne pochodzenie i są pierwotnie czyste.

75% wody płynącej w kranie, to woda z ujęć powierzchniowych (np. z rzek). Woda kranowa musi być uzdatniona (np. poprzez chlorowanie lub ozonowanie), przede wszystkim dlatego, aby usunąć z niej chorobotwórcze bakterie, a także by zapobiegać jej wtórnemu skażeniu w sieci wodociągowej.*

Może ja głupia jestem i naiwna, ale wierzę, że nikt nie próbuje mnie otruć i nie umrę ani od picia wody kranowej ani tej butelkowanej. Wybieram po prostu tę, która mi bardziej smakuje i budzi milsze skojarzenia. Ta kwestia skojarzeń jest dość istotna – nie tylko dla mnie. Są ludzie, którzy nie jedzą węgorza, bo ten żywi się padliną. Ja nie jem flaczków, bo nazywają się „flaczki”. I z tych samych powodów nie piję wody z kranu – bo poza smakiem i zapachem, dochodzi jeszcze świadomość, ile kilometrów rur musiała ta woda pokonać, zanim znalazła się w mojej szklance.

45% Polaków pije wodę z kranu. Ciekawa jestem, jakie Wy macie upodobania.


SONDA
Czy pijesz wode z kranu?
Tak.
Tylko po przegotowaniu.
Tylko po przefiltrowaniu.
Tylko na kacu, gdy nie ma innej.
Nie.




Na koniec ciekawy mail od Lorda_Z w reakcji na ten wpis. Ciekawe, czy te informacje wpłyną jakoś na wyniki sondy, bo teraz wynika z niej, że najwięcej z Was pije wodę z kranu „na surowo” (15%) lub po przegotowaniu (48%). Tych niepijących jest zaledwie 10%.

Piszę w zasadzie tylko po to żeby wspomnieć o kilku sprawach wartych 
poruszenia.
Po pierwsze-primo: wody źródlane i tzw. „źródlane” – nazwijmy je może 
wszystkie umownie „butelkowanymi” ;) rzeczywiście przewyższają kranówę o 
wieki bo jeśli są uzdatniane (a zazwyczaj są) to znacznie lepszymi (i 
droższymi) technologiami niż wody „miejskie”. Nie jesteśmy Kuwejtem, który 
stać na zasilenie całego regionu wodą odsoloną z morza na ogromnej, 
modułowej stacji odwróconej osmozy. To kosztuje miliardy dolarów i kto 
tego nie rozumie niech wraca do podstawówki.
Tu jest Polska, dlatego po drugie-primo: w zasadzie głównym problemem wód 
„kranowych” jest ich duża twardość, obecność metali ciężkich i podwyższona 
zawartość chloru. O ile dwa pierwsze zależą raczej od ujęcia to już to 
trzecie – nie. Zabezpieczenie wody miejskiej pod względem 
bakteriologicznym jest chyba najważniejszym celem zakładów wodociągowych. 
Poziom chloru w wodzie jest ustalony normami ale w przypadku kiedy 
występuje ryzyko nadmiernego rozwoju bakterii – a co za tym idzie – 
epidemii, stosuje się dawki szokowe które mają „wybić” potencjalne 
zagrożenie. Taka woda trafia oczywiście do kranów. Nikt o tym głośno nie 
mówi ale tak jest.
Wreszcie po trzecie-primo-ultimo: nawet to nie gwarantuje pełnego 
bezpieczeństwa bakteriologicznego. W latach 90-tych głośno było o epidemii 
kryptosporydów w Ameryce Północnej. Okazuje się że organizmy te są w dużym 
stopniu odporne na chlor.
Więcej na ten temat tutaj:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Cryptosporidium_parvum
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kryptosporydioza
(Na marginesie tylko wspomnę że nie zachorował nikt kto pił wodę z systemu 
RO bo to fizycznie niemożliwe jeśli system jest sprawny ale o jego 
działaniu już wcześniej Ci pisałem i nie będę go więcej „propagował” bo 
nie o to tu chodzi)
Co prawda kryptosporydy – z tego co wiem – nie występują w Polsce ale nie 
oznacza to, że nigdy się tu nie pojawią.

Wnioski są proste. Woda z kranu – przynajmiej w takim kraju jak Polska – 
nie była, nie jest i jeszcze długo nie będzie bezpieczna do spożycia pod 
względem chemicznym. Pod względem bakteriologicznym jest to bezpieczeństwo 
teoretyczne, okupione większą zawartością szkodliwych związków 
chemicznych. Taki paradoks. Coś kosztem czegoś.

* Na podstawie prezentacji dr Teresy Latour, Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego.