Mała relacja z kulis powstawania książki

„Nie wiem, co wzbudza większe kontrowersje. To, że Maryja – czy to, że karmisz tak duże dziecko”. Tak mi powiedział Oskar, mój redaktor, gdy zadzwonił do mnie z efektami sesji zdjęciowej. Pokazał zdjęcie znajomym, żeby zebrać wstępne opinie.

Pomysł na taki temat okładkowy wyszedł zupełnie spontanicznie, w dniu sesji zdjęciowej. Przyjechałam na miejsce z zestawem ciuchów dla siebie i syna, bo plan był taki, żeby zrobić mi po prostu karmiące zdjęcie. Bardzo mi na tym zależało. Obserwuję nagonkę na kobiety karmiące w miejscach publicznych i poza ciągłym tłumaczeniem, że to normalne i że tak powinno być – postanowiłam po prostu dawać sobą dobry przykład. Bo te przykłady są chyba najlepszą bronią na niewiedzę i uprzedzenia. Kropla drąży kamień. Mam wrażenie, że każda z nas, która ma odwagę karmić dziecko publicznie dokłada swoją kropelkę do uczynienia z tego zupełnie naturalnego widoku. I tak powoli kształtujemy naszą przyszłość, przyszłość kobiet, które przecież robią coś najbardziej naturalnego pod słońcem – karmią swoje dzieci. Jak wszystkie samice ssaków.

Na razie jest jeszcze dużo do zrobienia. Wystarczy wejść na Pudelka, który zainteresował się tą okładką i poczytać niektóre komentarze. Te o “chowaniu dojnych cyców” i “publicznym linczu, żeby nauczyć mnie rozumu”. A ja zaręczam, że ostatnie, o czym myśli matka karmiąca piersią publicznie, to jakieś epatowanie nagością i podrywanie cudzych mężów. Tak jak pisze Hafija, ona po prostu chce nakarmić swoje głodne dziecko. Czasem uspokoić. Przy tym nierzadko czuje wstyd, boi się osądzenia przez społeczeństwo, nie chce zwracać na siebie uwagi. Poza tym, drogi mężczyzno, którego razi widok kobiecych piersi – nie kupuj playboya, nie patrz na billboardy reklamujące wszystko za pomocą tych piersi. Na litość Buzka, nawet felgi samochodowe reklamuje roznegliżowana kobieta. Taki plakat to zresztą obowiązkowy element każdego warsztatu samochodowego. Weź się rozejrzyj po mieście latem, zauważ tych wszystkich biegaczy z gołymi torsami i panów z cyckami większymi niż moje, którzy mogą swobodnie chodzić tak półnadzy po świecie i nikt im wyrzutów nie robi. No halo. Idziemy w stronę równych praw – czy też wolicie nas, kobiety, znowu sprowadzić do funkcji własności, która nie ma prawa głosu, musi słuchać się męża i nie wychodzić z domu nieodpowiednio ubrana? 

Jedynym, co różni męskie brodawki sutkowe od kobiecych, to ich funkcja karmiąca. Obie brodawki skupiają sfery erogenne, ale tylko nasze mogą po urodzeniu dziecka podawać mu mleko. Dlatego to robimy. Karmimy nasze (i wasze!) dzieci. I będziemy to robić, czy się to Wam podoba, czy nie. 

Matka Boska też karmiła piersią Jezusa. Uwieczniają ten obraz artyści od tysięcy lat. A skoro Maryja jest w naszej kulturze wzorem kobiecości, to czemu my, zwykłe kobiety, nie mamy iść za jej przykładem? Tak też powstał pomysł na zdjęcie, które finalnie wydrukowaliśmy na okładce książki. I ten pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Autorem zdjęcia jest Adrian Błachut, świetny fotograf, który jest odpowiedzialny też za piękną okładkę Chujowej Pani Domu.

Gdy zaczynałam blogować, w zamierzchłych czasach blogosfery, czytałam (a właściwie oglądałam) Agatę Dębicką, autorkę bloga Piksele. Nie znałyśmy się. Po prostu ją podglądałam. A potem tak się złożyło, że Agata urodziła synka chwilę przed tym, jak ja urodziłam swojego. Po zdjęciach rozpoznałam, że mieszka blisko mojej mamy i tak się umówiłyśmy kiedyś na spacer, podczas którego odkryłyśmy, że obie jesteśmy Złymi Matkami. To były też początki fanpage’a Zła Matka i Agata dała mi powera, by dalej ciągnąć temat odczarowywania świętego macierzyństwa i łapania dystansu do nowej roli matki. Gdy zaczęłam pisać książkę i nawiązałam współpracę z wydawnictwem Znak, od razu zapowiedziałam, że w książce mają być ilustracje Agaty. Ona ma tę krakowską duszę, którą widać w rysunkach i którą uwielbiam.

Agata wykonała kawał dobrej roboty, i to z jednym dwulatkiem pod pachą, a z drugim dzieckiem u cycka, bo świeżo po urodzeniu córeczki rysowała kolejne ilustracje. I jest w książce tyle wspaniałych nawiązań do słynnych dzieł sztuki, że każdy choć trochę obeznany z malarstwem lub z filmem odnajdzie jakiś znany sobie motyw w nowej odsłonie. To jest taka frajda dla oka! Niektóre nawiązania sama odkryłam dopiero po jakimś czasie. Ciekawe, co Wy znajdziecie. :) 

Okładkę zaś zaprojektował… Paweł Opydo. Wysłał mi pierwszy projekt po godzinie pracy i od razu został zaakceptowany. Wiecie, co jest najgorsze w Pawle? Że on jest jednym z najbardziej uzdolnionych grafików, jakich znam – i aktywnie odmawia pracy w tym zawodzie. Blogowanie sobie wymyślił. I podkasty. I jutuba. Naprawdę trudno go namówić do zrobienia czegoś ładnego poza jego własną działalnością. A fajnie by było oglądać blogi przez niego zaprojektowane (nawet gdyby wszystkie były przez to identyczne – minimalistyczne i biało-czarno-czerwone ;)).

Oficjalna premiera książki miała miejsce w środę, 24 maja. Od tego czasu, a nawet wcześniej, już gdy ruszyła przedsprzedaż, biegam po mieście, udzielając wywiadów do prasy, radia i telewizji. Opowiadam w nich o instynktownym macierzyństwie, o podziale ról rodzicielskich w domu i namawiam kobiety na zdrowy egoizm – nawet podczas wychowywania małego dziecka. Fakt, że mam na to wszystko czas, najlepiej dowodzi, że u nas ten model się sprawdza. Sebastian przejmuje Kociopełka podczas tych wszystkich spotkań, czasem dłuższych tras. Na przykład cały pierwszy tydzień czerwca będę w rozjazdach, bo 5 czerwca mam wieczór autorski w Krakowie, 6 – we Wrocławiu, a potem uciekam na weekend z przyjaciółkami i będziemy się chilloutować podczas spływu Pilicą. Brawo, ojcowie, którzy wyłamaliście się ze schematu, w którym to głównie matka zajmuje się dzieckiem. I brawo, matki, które im na to pozwalacie. Bo czasem to my blokujemy naszych partnerów, nie dając im kredytu zaufania i niechętnie dzieląc się obowiązkami rodzicielskimi.

Jest power! Jest energia! Zmieniamy świat matek na lepsze, walczymy o nasze prawa i jestem cholernie dumna, że mogę zagrać jakąś małą rolę w tej walce. I wy też możecie się dołączyć. Każdy głos się liczy – od tego wpisanego w komentarz na Fejsbuku, przez swój własny przykład, który mogą obserwować inne kobiety – aż po Wasze własne inicjatywy, akcje, spotkania, blogi, instagramy i wspieranie fundacji walczących o prawa matek  <3

PS. Jeśli już macie książkę, to na ostatniej stronie, to znaczy przed spisem treści, na tej stronie z polecanymi miejscami w Sieci, brakuje jednego bloga. Więc weźcie długopis i dopiszcie:
Matka jest tylko jedna” – Blog Joanny Jaskółki, która na Mazurach ogarnia dwóch synów w wieku broicielskim i daje radę jeszcze robić vlogi do tego”.

W ferworze ostatnich poprawek i dopisywania tego ostatniego rozdziału, po prostu jakimś cudem zapomniałam o blogu Joanny. A czytam ją namiętnie od zawsze. I po prostu nie może jej zabraknąć. :)
Jak się boicie długopisem po książce pisać, to ja Wam mogę zaparafować, że to uprawniony dopisek. ;)

Książka już do kupienia w Empikach! :D (klik)