Mężczyźni lubią się czuć potrzebni

 

…ale jest to uczucie, którego w pełni nie zaznał żaden z moich mężczyzn. Nigdy nie potrzebowałam faceta, żeby się życiowo lub zawodowo realizować. Nigdy nie potrzebowałam faceta, żeby zaparkować samochód, zmienić koło lub złożyć mebel. Nigdy żaden facet nie był mi potrzebny do szczęścia, bo szczęście to było coś, co wynikało ze mnie samej. Nawet do orgazmów mężczyzny nie potrzebuję, bo wszyscy dobrze wiemy, że najłatwiej dojść z pomocą ręki. Całe moje życie spędziłam na uczeniu się samodzielności i stawaniu się kimś zupełnie niezależnym od nikogo. Wiem, że poradzę sobie w każdej sytuacji. Nie potrzebuję pasażera, by mi zmienił płytę w odtwarzaczu podczas jazdy samochodem. Nie muszę też wołać kumpli, żeby pomogli mi przenieść coś ciężkiego. Mogę to zrobić sama. Są na to różne metody – od cierpliwego toczenia ciężaru, przez użycie różnych mechanizmów po wynajęcie człowieka, który poniesie coś za kasę ( i – tak, uważam to za formę radzenia sobie samej).

Ale ludzie lubią się czuć potrzebni. Lubią to nawet bardziej od komplementów, rozpieszczania i zwykłego docenienia. Dlatego jak widzę laskę, która pół godziny męczy się z odkręceniem słoika, mając u boku silnego faceta, który by to zrobił w ułamek sekundy, patrzę na nią z politowaniem. No i po co się, kobieto, męczysz? Przecież on nie straci do Ciebie szacunku, jeśli poprosisz go o pomoc. Wszyscy doskonale wiemy, że gdybyś była teraz w kuchni sama, to byś w końcu ten słoik odkręciła. Ale ta próba imponowania facetowi swoją samodzielnością nie ma żadnego sensu. Oboje moglibyście już zacząć jeść, niż patrzeć bezczynnie, jak się siłujesz z nakrętką.

Tyczy się to też pakowania samochodu, noszenia walizek, odstępowania marynarki, gdy jest Ci zimno a nawet tak prostych uprzejmości jak podanie ramienia przy wchodzeniu na jakieś podwyższenie, ustępowania miejsca, otwierania drzwi lub odpalania papierosa. Tak, sama też byś ten samochód spakowała, poniosłabyś tę walizkę, wytrzymałabyś to zimno, wskoczyła na murek, postała chwilę, otworzyła sobie drzwi i odpaliła papierosa. Ale uwierz mi, to jest miłe dla faceta, gdy pozwalasz mu zrobić te rzeczy za Ciebie lub dla Ciebie.

Tak samo jak, drodzy mężczyźni, to jest miłe dla mnie, gdy dacie się rozpieścić dobrą kawą, podwiezieniem do domu, okryciem kurtką, gdy śpicie w samochodzie, zdjęciem Wam płaszcza, gdy wchodzicie do mnie do domu lub zwykłą pomocą w przygotowaniu jakiegoś tekstu lub wystąpienia. To, że pozwolicie sobie pomóc, sprawi, że poczuję się potrzebna. Mimo że wiem, że moglibyście zrobić to sami.

Doskonale pamiętam pewien zimowy poranek, gdy po kilku miesiącach bycia razem, mieliśmy gdzieś pojechać z Mścisławem. Podeszłam do samochodu i stanęłam od strony drzwi pasażera. Mścisław jednak, pomimo że wcześniej zawsze szarmancko otwierał mi drzwi, wsiadł po prostu do środka i ze zniecierpliwionym wyrazem twarzy czekał, aż sama sobie wejdę na swoje miejsce. W końcu wsiadłam. Ale gdy tylko ruszyliśmy, z żalem powiedziałam:
– A więc to jest ten moment, gdy już przestajesz otwierać mi drzwi do samochodu…?
– Oj Seg, zimno jest… – odparł całkiem logicznie. Miał rację.

Ale od tamtej pory znów zaczął mi otwierać drzwi. Ziąb czy nie ziąb. Spieszyliśmy się czy nie. To nieważne. Mścisław był mi po prostu niezbędny do otworzenia drzwi do samochodu, bo ja nigdy nie zrobiłabym tego tak dobrze jak on. I gdy to robił, nie umiałam się nie uśmiechnąć. On po prostu robił to najlepiej na świecie a to otwieranie mi drzwi stało się jakimś naszym zwyczajem. Tak jak dla kogoś innego zwyczajem będzie, że zawsze to ONA parzy kawę po śniadaniu albo zawsze ON robi deser. Nic związanego z płcią, ot taki zwyczaj.

Tak tak, nadszedł w końcu ten moment, gdy zaczęło mi bardziej zależeć na czasie niż na tym uroczym geście. Księżniczka Segritta nauczyła się sama sobie otwierać drzwi. ;)