Mój wewnętrzny dzikus

Ci, którzy mnie dopiero co poznają, mają mnie za osobę dość odważną, bezpośrednią i towarzyską. Ci, którzy znają mnie trochę lepiej, uważają, że jestem bardzo odważna, bezpośrednia i towarzyska. Ale najbliżsi przyjaciele, którzy znają mnie od lat, mieli okazję widzieć, jak zamykam się w sobie, uciekam od ludzi, zachowuję jak dzikus i wstydzę tak, że nie umiem poprawnego zdania skonstruować. Tak. Zdarza mi się to.

Ponieważ psychologiem nie jestem a chwilowy brak internetu uniemożliwia mi przeprowadzenie gruntownego riserczu, pozwólcie, że tylko na swoim przykładzie opiszę Wam tę dwoistość natury, którą w samej sobie obserwuję – i którą, jestem pewna, ma też wielu ludzi z pozoru odważnych i towarzyskich.

Boję się telefonować.

Niby to tylko telefon po pizzę albo do urzędu, żeby sprawdzić, w jakich godzinach są czynni. A ja tego nie znoszę. Odwlekam takie telefony w nieskończoność lub zwalam na kogoś innego, jeśli to tylko możliwe. Na samą myśl o rozmowie z kimś obcym, kto będzie na mnie trwonił swój czas, przechodzą mnie ciarki. Gdy jeszcze do tego rozmówca “nie uśmiecha się głosem”, jest oschły i słychać, że się spieszy – a kompletnie tracę rezon i zaczynam pieprzyć trzy po trzy, czasem tracąc oddech lub mówiąc tak szybko, że trudno mnie zrozumieć. Podobna głupawka dopada mnie przy wystąpieniach publicznych albo przy autorytetach lub po prostu ludziach, których podziwiam za ich twórczość.

Regularnie potrzebuję samotności

Nie przepadam za zapraszaniem ludzi, których dobrze nie znam, do siebie do domu, bo po kilku godzinach spędzania z nimi czasu mam ochotę być sama – a głupio mi tak ich zostawić samych lub, co jeszcze trudniejsze, wyprosić ich z domu. Z przyjaciółmi nie mam tego problemu, bo oni rozumieją, że czasem mam dość. Dlatego dużo bezpieczniej jest spotkać się na mieście, gdzie mogę w pewnym momencie po prostu wrócić do siebie, tłumacząc się zmęczeniem. Bo to faktycznie tak działa – męczy mnie aktywność towarzyska i potrzebuję te kilka godzin dziennie być sama. Czasem, gdy kilka dni z rzędu spotykam się z ludźmi, taka ucieczka w samotność trwa nawet tydzień lub miesiąc. Siedzę wtedy sama w domu, gram lub pracuję.

Test mieszkania razem lub wspólnej podróży.

Kiedyś mieszkałam dłuższy czas z przyjaciółką, z którą wcześniej fantastycznie sie dogadywałam na stopie zwykłych spotkań towarzyskich. Niestety podczas mieszkania razem okazało się, że ona zupełnie nie potrzebuje samotności – podczas gdy mnie zabijało to spędzanie każdej godziny razem. Nie umiałam się w tym odnaleźć, wpadłam w dziwnego doła, zaczęłam nawet mieć objawy psychosomatyczne nerwicy. Nie potrafiłam jej wytłumaczyć, że cholernie potrzebuję tych kilku godzin dziennie bycia samej. Po prostu. Gdy wychodziła na spacer lub na miasto, chciała, żebym poszła z nią. Gdy odmawiałam, ona też zostawała w domu. Gdy sama chciałam wyjść, oferowała towarzystwo i zupełnie nie rozumiała, że mogę tego nie chcieć. Nie dlatego, że jej nie lubię, tylko dlatego, że bez tego zwariuję. Dlatego też kilka osób, z którymi się wcześniej przyjaźniłam, zupełnie nie przetrwało próby wspólnej podróży. Spięcia i kłótnie, jakie się podczas takich wyjazdów narodziły, zniszczyły naszą relację.

Sprzątanie

W czasach studenckich często organizowałam imprezy u mnie w domu. Przyjaciele pamiętają, że gdzieś w środku nocy, po kilku godzinach takiej imprezy, zaczynałam kompulsywnie sprzątać. Po części dlatego, że nie chciałam, żeby mama rano zastała bałagan w domu – ale też po części dlatego, że to był mój sposób na nie-bycie towarzyską wśród ludzi. Odmawiałam propozycjom pomocy, latałam po domu w poszukiwaniu szklanek i talerzy, wyrzucałam śmieci, zmywałam naczynia, zamiatałam podłogę. I to pewnie też sugerowało gościom, że czas się zwijać lub iść spać na kanapę. Tłumaczyłam, że jestem już zmęczona, ale gdy w końcu szłam spać do pokoju, potrafiłam jeszcze godzinę lub dwie siedzieć na internecie lub czytać książkę.

Problem z asertywnością

Nie umiem odmawiać. Uczę się tego, staram przełamywać, ale bardzo często prokrastynuję, żeby tylko odwlec odmowę w czasie. W mojej skrzynce odbiorczej na fejsie i na mailu jest mnóstwo maili od znajomych, którzy chcieli, żebym na blogu opublikowała jakiś tekst proszący o pomoc finansową dla jakiegoś psa, dziecka lub znajomego. Wiem, że nie od tego jest blog, żeby zalewać go takimi publikacjami i wiem, że mogę po prostu odmówić takiej publikacji, ale kompletnie nie wiem, jak to napisać, żeby nie urazić osoby proszącej – nawet jeśli jest to jakiś znajomy znajomego sprzed lat i nie jesteśmy blisko. Zostawiam bez odpowiedzi.

Nieśmiałość

Dała mi w kość w podstawówce i liceum. Nie umiałam wtedy zjednywać sobie przyjaciół, nie miałam powodzenia u chłopców. Na szkołach zimowych i imprezach szkolnych byłam zawsze z boku, milcząca, obserwująca, sztywna, gdy ktoś próbował ze mną rozmawiać. Kilkakrotnie docierały do mnie słuchy, że inni oceniają mnie jako wyniosłą i zadzierającą nosa. Dzieci nie odbierały mojego milczenia jako braku odwagi – tylko jako postawę oceniającą. Uznali, ze celowo się alienuję i że najprawdopodobniej ich nie lubię. Długo zajęło mi wychodzenie z tego problemu (nawet napisałam kiedyś tekst o kilku prostych trickach, których sama uczyłam się latami), ale do dziś zdarza mi się, że ktoś źle odbiera moje zachowanie.

Nie jestem introwertykiem, a jednak mam w sobie kilka typowo introwertycznych cech. Nie jestem nieśmiała, a jednak czasem boję się ludzi i kontaktu z nimi. Z niektórymi takimi cechami staram się walczyć, ale niektóre – zwłaszcza tę potrzebę samotności – cenię, bo pozwalają mi czerpać energię i tworzyć. Piszę o tym, bo jestem ciekawa, czy też przeżywacie podobne emocje i macie takie obserwacje względem samych siebie. No i mam nadzieję, że jeśli ktoś Was kiedyś zostawi w środku imprezy albo będzie dziwnie z Wami rozmawiał przez telefon, nie posądzicie go o złe intencje i negatywne emocje – tylko zrozumiecie, że czasem największy cwaniak może być jednocześnie zwykłym dzikusem. :)