Przyjechałam do Mścisława Tosią. Tosia to mój samochód, a właściwie samochoda, bo to ewidentnie dziewczynka. Tosi skończył się płyn do spryskiwaczy, więc przed wejściem do domu otworzyłam maskę z zamiarem wlania nowego płynu. Mróz był, palce grabiały, latarka mi w rąk wylatywała, więc z dużą ulgą powitałam Mścisława, który zaciekawiony faktem, że grzebię coś pod maską, wyszedł się zorientować w sytuacji i służyć męską pomocą.
Wziął latarkę. Leję płyn. Patrzę na niego, jak się trzęsie.
Seg: Moje biedactwo. Zmarznie…
Cisza. Mścisław patrzy na mnie pytająco. W końcu zrozumiałam i dodałam:
Seg: O Tobie mówię.
Mścisław: Aaa.. właśnie.. no…
Chyba za dużo czułości okazuję Tosi przy Mścisławie. To może prowadzić do rozłamu w rodzinie.