Opowiedz mi historię swoich włosów

Kobieta, która nie eksperymentuje z włosami, naprawdę nie wie, co traci. Przecież to jest cudowne. Nawet Ania z Zielonego Wzgórza musiała w końcu docenić swoją próbę zmienienia marchewkowych warkoczyków na zielone. Potem tak przyjemnie się wraca do tego, jak nas Bozia stworzyła :) 

U mnie zaczęło się od marynarskich blond włosów po tatusiu.

Włosy z wiekiem ciemnieją, ale w moim przypadku zaczęło się to dość późno. A z racji tego, że w czasach mojej podstawówki raczej się przy komputerze nie siedziało tylko śmigało po drzewach i bawiło w bazę na stokach Cytadeli – jaśniały mi te blond marynarskie kudły od słońca niemiłosiernie.

Później przyszedł etap trwałej, która przy moich długich włosach wyglądała paskudnie, bo się idiotycznie kręciła na dole, ale ciężar włosów pozostawiał je proste na górze. Do tego dodajmy standardowy dla mnie w liceum przedziałek na środku głowy, brak makijażu i swetry robione przez babcię (babcia robiła zajebiste swetry, tylko ja zawsze sobie życzyłam takie mega za duże). No sam urok. Nie posiadam zdjęć z tego okresu. Pewnie zostały rytualnie spalone w którymś momencie.

Potem się zakochałam po raz pierwszy i moja Miłość powiedziała, że będzie mnie kochać niezależnie od tego, czy mi będzie ładnie w czarnych włosach czy nie, więc postanowiłam spróbować. A, no i przy okazji macie okazję zobaczyć młodziutkiego Herego. Nie pytajcie, co miałam na myśli, pozując do zdjęcia na psie.

Szybko się przekonałam, że farbowanie blond odrostów na czarno to przeupierdliwa robota, bo tak jak ciemne odrosty wyglądają po prostu obleśnie – tak blond odrosty przy czarnych włosach wyglądają kosmicznie obleśnie. Oczywiście nie chciało mi się chodzić kilka razy na jakieś głupie dekoloryzacje czy coś, więc ścięłam się na chłopaka. Przez jakiś rok z kawałkiem byłam bardzo przystojnym młodzieńcem.

Tak, to ja. I to też ja.

Potem już tylko eksperymentowałam z układaniem włosów. Na przykład robiłam się na owcę.

Przeważnie jednak miałam zupełnie zwykłe, naturalne włosy.

…które czasem sobie podcinałam. Oczywiście za pomocą lustra lub koleżanek. Tu wersja z paryskiego akademika wykonana przez utalentowaną studentkę architektury.

Albo czesałam się w moją ulubioną koronę z warkocza francuskiego.

Potem włosy zaczęły mi ciemnieć.

Więc oczywiście wpadłam na pomysł utlenienia ich na hiper jasny blond. No i oczywiście rozjaśnianie wykonała koleżanka w Londynie, co oczywiście poskutkowało kurczaczkowym odcieniem na głowie. Przetrwałam te trudne 14 godzin, nakładając sobie co chwile przyciemniające farby, aż zostałam przy zwykłym, jasnym blondzie.

I tak się bujałam z tym kolorem lat kilka, aż dość niedawno w sumie postanowiłam skończyć z farbowaniem, więc poszłam do mojej ulubionej Ani w salonie Soell i nie tylko wróciłam do naturalnego ciemnego blondu – ale też machnęłam sobie grzywkę. A co tam. :)

Ta – dam! To ja teraz :)

Czesalibyście?