Pokoik na Hożej

Warszawa, wieczór, Stare Miasto, mała kawiarnia Retrospekcja na ul. Bednarskiej. Mam na sobie pończochy, ołówkową spódnicę, białą koszulę i trencz. Włosy spięte w kok. Siadam na wysokim taborecie przy barze, zamawiając to, co zawsze zamawiam. Przy pianinie Tomasz Krezymon. Na scenę wychodzi panienka z tamtej epoki, z włosami ułożonymi w fale, czerwonymi jak maki (a może róże?) ustami i głosem słodkim  i czystym jak pierwsza miłość. Śpiewa La vie en Rose, ale po polsku. Potem czaruje niezwykłym „Je suis si petite”, przy którym pękamy ze śmiechu. Na pierwszy znak, Nikt tylko Ty, Pokoik na Hożej. Repertuar Hanki Ordonówny (której debiut skomentowano słowami „dzieci i kotów na scenę wpuszczać nie należy!”) czy Wiery Gran. Ludzie przy stolikach ostrożnie, cichutko odstawiają szklanki. Przechodnie zatrzymują się przy wejściu, patrząc na nas jak na muzealne eksponaty. Gdy kończy się piosenka, biją brawo. Ale oni są dziś, w XXI wieku, a my, w Retrospekcji, wdychamy powietrze z lat 30′. Pokoik na Hożej. I te wszechświaty porównywane w głowach z tym, co się dzieje w naszych sercach. Nic się nie zmieniło. Tuwim rozumie też ich, mnie, moje dzieci. Pora na „Miłość ci wszystko wybaczy”. Przechodzą mnie ciarki. Joanna Hort. Magia w czystej postaci.

Potem bar Warszawa. Tatar zamówiony u barmana, który nosi szelki i beret. I kieliszek wódki. 

– Śledzik proszę! – krzyczy barman, gdy stoję przy oknie na dworze i palę papierosa. Tembr jego głosu zaskakująco dobrze współgra z rozbrzmiewającym wokół „Nie bądź taki szybki Bill”.
– Niech pani usiądzie. – jakiś mężczyzna szerokim gestem zwalnia mi swoje krzesło.
– Śledź w oleju!
A panowie, którzy chwilę wcześniej przeklinali przy murku, nagle zaczynają nucić melodię piosenki, starając się przypomnieć sobie słowa.

W końcu wsiadam do taksówki. Z przodu, bo siadając z tyłu czuję się …jak w taksówce… Kierowca patrzy na mnie i pyta „dokąd”. Nie „gdzie” tylko „dokąd”.
– Na Żoliborz poproszę.
– Ach, Żoliborz sobie panienka życzy.
Czy on to powiedział?
– Czy pan urodził się w Warszawie? – pytam z uśmiechem.
– Tak.
– A czy jest coś, za czym pan tęskni? Czego już nie ma w tym mieście? Chodzi mi o coś, co to miasto już straciło, a co kiedyś sprawiało, ze nazywano je Paryżem północy?
– Nie.  – odpowiada z uśmiechem. – Miasto musi się rozwijać. No, może tylko te korki mi przeszkadzają.