Prosty i skuteczny mechanizm, dzięki któremu nauczysz dziecko grzeczności

Chcemy, by nasze dzieci były grzeczne, a więc żeby prosiły, jeśli czegoś chcą, dziękowały, kiedy to dostaną i nie wyrywały Ci niczego z ręki. Chcemy, żeby zamiast krzyczeć, mówiły spokojnie. Żeby mówiły „przepraszam”, jeśli chcą Cię wyminąć w ciasnym przejściu i „przepraszam”, jeśli zrobią Ci przykrość. To jest proces, to trwa, ale jest osiągalne właściwie już w tym momencie, gdy dziecko nauczy się mówić. A metoda jest banalnie prosta i naturalna. Wystarczy stosować dwie zasady.

Zanim je opiszę, chciałabym Wam tylko zwrócić uwagę, że w opisywanej tu „grzeczności” chodzi o dobre wychowanie, głównie na poziomie językowym. O bycie miłym i uprzejmym.  Nie chodzi o słuchanie poleceń. Tego nie chcesz. To znaczy wiem… chcesz… zwłaszcza, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo Twojego potomka i zwykłe żyć albo nie żyć, gdy biegnie w stronę ulicy, a Ty krzyczysz „stój!”. Ale nie o takiej grzeczności tu chcę mówić, zwłaszcza, że wymaganie od dziecka bezwzględnego posłuszeństwa w gruncie rzeczy działa na jego niekorzyść i może zafundować mu spore problemy, gdy dorośnie i np. nie będzie umiało postawić się szefowi, który żąda bezpłatnych nadgodzin lub chłopakowi, który domaga się seksu w zamian za postawienie drinka.

Zachowania opłacalne są powtarzane.

Kojarzycie żebrzące psy przy obiedzie? (Czasem myślę, że te moje nawiązania do szkolenia psów w kontekście wychowania dzieci zasługują na oddzielną kategorię na blogu. Oraz że tak jak jest książka o szkoleniu psów, która się nazywa „Najpierw wytresuj kurczaka” <polecam!>, powinna też powstać książka o wychowaniu dzieci zatytuowana „Najpierw wyszkol psa” ;)) Otóż psy żebrzące przy obiedzie, wiecie, te łagodne pyski wpatrzone w Was maślanym wzrokiem, robią to dlatego, że… to działa. One po prostu zauważyły, że jak będą miały słodką mordkę, urocze ułożenie uszu i wzrok pełen uwielbienia, to dostanie im się łakomy kąsek z Waszego talerza. Prosty mechanizm: coś działa -> trzeba to stosować. Coś nie działa -> stosować nie warto. Tak samo uczy się każde inne zwierzę. Z dzieckiem włącznie.

Byłam kiedyś z Kociopełkiem u lekarza. Miał wtedy półtora roku, troszkę mówił, ale jeszcze niezbyt elokwentnie. No i strasznie się nudził podczas tej wizyty. A gdy lekarz przeszedł do wypisywania zaleceń i tłumaczenia mi różnych rzeczy, Kociopełek już biegał po pokoju i wołał „chodź!”. Nie zwracaliśmy na niego uwagi. Dalej rozmawialiśmy. Aż w końcu młody zmienił taktykę, wziął mnie delikatnie za rękę i powiedział: „no choooodź”. Tak łagodnie, uspokajająco, patrząc na mnie spod wachlarzy rzęs. Oboje z lekarzem spojrzeliśmy na niego z czułością.

– Och jej… jak on słodko panią namawia… – powiedziała pielęgniarka, która też zatrzymała się w swoich czynnościach, żeby na niego spojrzeć.

– No dobrze, pani Matyldo, to już szybko kończymy, żeby kawaler mógł iść do domu, dobrze? – powiedział lekarz, uśmiechając się do Kociopełka.

Kociopełek, mówiąc to „no chooodź” oczywiście naśladował nas, rodziców, którzy czasem go tak namawiamy do powrotu do domu z placu zabaw. I tu właśnie pojawia się pierwsza zasada:

żeby nauczyć dziecka grzeczności, sam bądź grzeczny.

Nie krzycz, nie żądaj, proś. Bądź miły i łagodny.

Moja i lekarza uwaga, nagle oderwana od recept i rozmowy, była dla Kociopełka nagrodą. Była wreszcie zachowaniem, które chciał uzyskać swoimi rozmaitymi próbami. Udało się. Skupił naszą uwagę, zareagowaliśmy na niego pozytywnie i z uśmiechem. A niebawem wyszliśmy z gabinetu. To jest ta druga zasada:

reaguj na grzeczność.

Po prostu udowodnij dziecku, że bycie miłym, łagodnym i uprzejmym się opłaca.

Jednym z pierwszych słów, jakich nauczył się Kocio, było „dać”. Pokazywał coś paluszkiem i mówił „dać”, a to lądowało w jego dłoni. Picie. Jedzenie. Zabawka. Wiertarka. No może nie wszystko mu tak od razu dawaliśmy, ale przeważnie to działało. Dlaczego? Bo to było jedno z jego pierwszych słów, nie umiał jeszcze prosić, więc reagowaliśmy na wszystkie pierwsze próby manipulacji otoczeniem za pomocą słów. To naturalne. Ale przyszedł moment, gdy młody nauczył się już wymawiać słowo „poproszę” i procedura się trochę zmieniła. Odtąd za każdym razem, gdy mówił „dać”, odpowiadałam:
– Dobrze, zaraz ci podam, a umiesz powiedzieć „poproszę”?
– Poproszę.

I bach! Magia. Kubek z sokiem lądował w jego dłoniach. Działa? Działa. To trzeba powtarzać. Skończyła się era „dać”. Żyjemy w erze „poproszę” (na przemian z „chcę pić”, ale spokojnie, tak jak mówiłam, to jest proces a nie hop siup, mam małego księcia Williama ą ę „czy byłabyś łaskawa podać mi herbatkę?” ;)).

W efekcie mam dziecko, które przeważnie (nie zawsze, bo tu też nie chodzi o to, żeby dziecko głodzić, jeśli nie chce poprosić o kanapkę. Raczej zachęcać do proszenia, a jeśli nie chce dać się namówić, to olać i próbować następnym razem) prosi o coś, czego chce. Mówi dziękuję, gdy to dostanie. A gdy siedzi na ławie w głębi stołu, a ja siedzę na jej skraju, to mówi mi „przepraszam” za każdy razem, gdy chce zejść. Po prostu reaguję na jego grzeczność i wstaję, przepuszczając go.

To nie jest zasada, która działa tylko na „grzeczne dzieci”. To jest zasada uniwersalna. Dziecko po prostu będzie używało tych słów, które działają. Jeśli nauczysz je, że działa „daj”, „idź”, to będzie mówiło „daj”, „idź”. A jeśli nauczysz je, że działa (lub po prostu lepiej działa) „poproszę”, „przepraszam”, to będzie mówiło „poproszę”, „przepraszam”.

Na „przepraszam” też działa?

Nauka przepraszania za przewinienia też jest wynikiem kalkulacji, co się opłaca. Wiem, że w duchu tej formułki leży raczej empatia i chęć sprawienia przyjemności stronie poszkodowanej, ale małe dzieci nie będą jeszcze tak szybko pojmowały empatii, jak szybko pojmują własny zysk. Dlatego jeśli dziecko Cię ugryzie, uszczypnie lub uderzy, a Ty masz w związku z tym skwaszoną minę i odsuwasz się od tego dziecka, to zasugeruj mu, że jeśli powie „przepraszam”, to będziesz bardziej skora do uśmiechu i przytulenia. Z czasem wytłumaczysz mu, gdy będzie już bardziej kumate, o co tak naprawdę chodzi w przepraszaniu. Ale na początek wystarczy samo zasianie ziarenka słowa „przepraszam” jako leku na wyrządzoną komuś krzywdę.

Reasumując:

  1. Bądź grzeczny wobec dziecka. Proś go o coś – a nie zabieraj mu to z rączek. Przepraszaj, gdy sprawisz mu przykrość albo popełnisz błąd. Dziękuj, gdy coś od niego otrzymasz. Bądź miły, łagodny, uśmiechaj się. Dziecko zacznie Cię naśladować, a wtedy…
  2. Reaguj pozytywnie na grzeczność. Gdy to tylko możliwe i nie wiąże się dla Ciebie z jakimś wielkim wyrzeczeniem, szybciej i chętniej spełniaj prośby wyrażone w grzeczny sposób. Uśmiechaj się w odpowiedzi na uśmiech. Daj się przeprosić. Wybacz, gdy to się stanie. I idź czasem na ten plac zabaw, nawet jak Ci się nie chce, tylko dlatego, że dziecko po raz pierwszy powiedziało „mamo, proszę, chodźmy na plac zabaw”.

W ten sposób językowo programujesz dziecko do pewnych zwrotów i zachowań, ucząc je, że one się opłacają, że warto ich używać, bo po prostu działają.