Przyjęłabym rodzinę uchodźców pod swój dach

Zawsze tak sądziłam. Słuchając minionych historii o wojnach i zwykłych, niewinnych ludziach, którzy szukali schronienia w obcych krajach i u obcych ludzi, wiedziałam, że gdybym to ja miała zadecydować, czy przyjąć do domu uchodźcę, zrobiłabym to.

A teraz w Syrii trwa wojna i jej mieszkańcy masowo uciekają od śmierci. Niedawno po Fejsbuku krążyły zdjęcia dzieci, które utonęły, chcąc przedostać się do Europy. Ich rodzice ubrali je w co bądź i stłoczeni na małych łódkach, bez dobytku, wydając przewoźnikowi ostatnie pieniądze, popłynęli w morze. Nie wszystkim udało się przybić na suchy ląd. I właśnie zdjęcia tych martwych dzieci tak bardzo wstrząsnęły nami, siedzącymi przed komputerami ludźmi, których problemem jest to, że za mało zarabiają, albo że upały takie straszne ostatnio.

Bo jeszcze niedawno Syryjczycy mieli takie same problemy. To były takie same rodziny, jak nasze. Ojciec prowadził piekarnię, matka była pielęgniarką w szpitalu, dzieci chodziły do szkoły i marzyły o nowej Playstation. Przez tyle lat wychowywali je w miłości, wymagali dobrych ocen w szkole i liczyli na wnuki. Od nieprzespanych nocy w niemowlęctwie, przez pierwsze ząbki, przedszkole, awantury o obowiązki domowe i wypady do kina – tak wyglądało ich życie. Aż przyszła wojna i zniszczyła ich kraj, zabierając wszystko i zabijając ich bliskich. Wsiedli więc do łodzi – nie po to, by żyło im się lepiej, tylko po to, by móc zamknąć oczy w nocy bez obawy, że spadnie im na głowę bomba albo ktoś ich rozstrzela.

Przeciwko przyjmowaniu uchodźców do Polski jest kilka rozsądnych argumentów. Bo nie każdy uchodźca jest chrześcijaninem lub ateistą. Są tam przecież muzułmanie, ludzie o innym światopoglądzie, innej wierze, innych wartościach. Nie wiadomo też, czy wśród zwykłych ludzi nie ukrywają się też fundamentaliści islamscy. Po wydarzeniach w USA i Francji boimy się islamu jak ognia i wcale się temu lękowi nie dziwię. No i kwestie ekonomiczne – że zabiorą nam pracę, że nie stać nas na ich utrzymanie w obozach tymczasowych. Ale wiecie co? W dupie mam te wszystkie powody. Nie zmieniają one nic. Nawet gdyby to wszystko była prawda, ja i tak przyjęłabym pod swój dach dziecko z Syrii. Nie samo dziecko. Z rodzicami. Zaopiekowałabym się całą rodziną przez czas, który byłby im potrzebny do stanięcia na nogi. W zamian może nauczyliby mnie swojej kuchni, pomogli przy odnowieniu stołu. A przede wszystkim daliby mi coś bezcennego, bo świadomość, że zachowałam się jak człowiek. I dumę, gdy już im się uda nauczyć języka, zdobyć pracę, wykształcenie i zamieszkać na swoim – w kraju, w którym nie muszą się bać o życie dzieci.

Czasem myślę, że najgorszym, co zrobił nam terroryzm, jest właśnie ten lęk. Zamykanie się w swoich krajach i domach w obawie przed drugim człowiekiem. Tak, możemy nikogo nie wpuszczać, nikogo nie ratować, pozwalać ginąć niewinnym dzieciom w wodach morza Śródziemnego i cieszyć się pokojem. Ale po cholerę mi taki pokój, w którym ja i moi sąsiedzi znajdujemy w sobie „siłę” by pozwolić dzieciom tonąć. Nie chcę być takim człowiekiem. Nie chcę żyć wśród takich ludzi. Świat, w którym nie można nikomu ufać, nie jest światem szczęśliwym.

Jeśli kiedyś przyjdzie wojna i będę musiała z Conanem i Sebą uciekać, to chciałabym, żeby znalazł się dom, w którym ktoś nas przyjmie z otwartymi ramionami. Dlatego teraz otwieram te ramiona przed innymi.

Na stronie fundacji Estery jest zdjęcie małego, może dwuletniego dziecka, do którego policzków i czoła przytknięte są lufy trzech karabinów. I wiecie, co ja przede wszystkim widzę, gdy patrzę na to zdjęcie? Czapeczkę robioną na drutach i ładnie zawiązaną pod brodą. I sweterek czule zapięty tego dnia, żeby dziecku nie było zimno.
Fundamentalisci islamscy to nie ludzie. To potwory, które żywcem przecinają brzuch ciężarnej kobiety a potem na jej oczach wyciągają dziecko i je kopią. To mordercy, którzy obcinają głowy cywilom i ukrzyżowują dzieci.

Nie wiem, jak Polska rozwiąże problem uchodźców. Nie wiem, ilu ich przyjmiemy i czy w ogóle przyjmiemy. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy definitywnie nie chcą tu gościć Syryjczyków i mają do tego prawo. Jeśli większość ludzi lub osób decyzyjnych będzie na „nie”, trudno. To nasz wspólny dom, więc nie zmuszę nikogo, by myślał tak, jak ja. Ba, nawet w moim domu nie wiadomo, czy zamieszkałby jakiś uchodźca, bo nie rozmawialiśmy o tym wspólnie z Sebą. Nie ma teraz takiej potrzeby. Jak się pojawi, to pogadamy i wspólnie podejmiemy decyzję. To, co w dzisiejszym tekście opisałam to tylko i wyłącznie moje zdanie. Mam tylko nadzieję, że nie jestem w tym myśleniu osamotniona.

Fajnie by było wiedzieć, że jest nas więcej.

(A tu macie bardzo solidnie opisane wszystkie lęki związane z przyjmowaniem uchodźców do Polski i wytłumaczenie, czy są zasadne czy nie. Polecam lekturę)