– Rwij mnie!

– powiedziała górna, lewa ósemka i umówiłam się do chirurga szczękowego. Zabieg wydawał mi się prosty, bo w końcu rosnące ósemki to nie jest jakaś rzadka choroba, tylko dość powszechne zjawisko i ludzie wyrywają sobie zęby od tysiącleci. Jako że to było moje pierwsze rwanie (a właściwie „ekstrakcja” po doktorowemu), zasięgnęłam opinii u znajomych i Gógla. Okazało się, że to wcale nie takie proste. Koleżanki opowiadały straszne historie o tym, jak przez tydzień po zabiegu miały szczękościsk, fioletowo-żółty makijaż oczu, opuchliznę jak przy śwince i jak to nawet ketonal nie pomagał pozbyć się okropnego bólu. Sam zabieg miał trwać dwie godziny, przygotowałam więc sobie składankę na odtwarzaczu mp3 i blada ze strachu pojawiłam się u pana doktora.

– Proszę usiąść. I proszę się nie bać. Koleżanki pewnie miały niewyrżnięte ósemki. Wtedy jest trudniej. A tu wszystko widać, będzie krótko. No i była u mnie taka piosenkarka niedawno i powiedziała, że jestem zajebisty.

Uspokoił mnie.

Znieczulenie. 30 sekund. Boli? Nie? To dobrze. OK. To wszystko. Dziękuję.

Trwało to wszystko jakieś półtorej minuty. Zero bólu. Jak zeszło znieczulenie, też nie bolało. Następnego dnia czułam się jak przed zabiegiem. Faktycznie pan doktor jest zajebisty.

Podobno jestem człowiekiem XXI wieku, bo mam tylko jedną ósemkę. Zanikają nam te zęby mądrości. No i już nie są dowodem mądrości. ;) Ta nazwa przypominać ma nam tylko, że kiedyś te 30 lat było już wiekiem starczym. Dziś to druga młodość. Ciekawe, jaka będzie średnia wieku ludzkiego za jeszcze kilka wieków..?

Następnego dnia po rwaniu przyszła do mnie przyjaciółka.

– Jak się czujesz, biedactwo?
– Dobrze.
– Ojej, spuchłaś trochę…
– Nie….
– Nie no spuchłaś.
– Nie. Utyłam najwyraźniej.
– Aa…

:)