Better skin = Better selfie

Pamiętam moje pierwsze zetknięcie z profesjonalną obróbką zdjęć w Photoshopie. Pracowałam wtedy w studiu fotograficznym w Londynie i uczyłam się robienia packshotów oraz retuszu zdjęć. I choć programy graficzne od tamtej pory (to było kilka ładnych lat temu) ewoluowały, zmieniły się ich funkcje, przybyło kilka doskonałych narzędzi, to podstawą dobrze obrobionego zdjęcia jest zawsze poprawienie wyglądu skóry. Zawsze.

Można się spierać, czy powinno się używać narzędzia do wyszczuplania twarzy lub sylwetki, można decydować, czy zmienić modelce makijaż lub kolor włosów albo nawet wygładzić zmarszczki. Ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że niespodziewanego pryszcza na czole lub sińce pod oczami po nieprzespanej nocy trzeba modelce usunąć jedną z wielu sprytnych technik do retuszu. Nie zrobi tego ładnie żaden z najprostszych programów do obróbki zdjęć, tylko te profesjonalne. A i na nich nie każdy umie pracować. Ja umiem zrobić to tak, żeby nie było widać, że zdjęcie zostało ruszone w postprodukcji, ale żeby dojść do tego poziomu, musiałam swoje „odpracować” i wyprodukować masę dziwnych, sztucznie wygładzonych, jakby „woskowanych” zdjęć. To wszystko po to, żeby wykształcić w oku pewną wrażliwość i wyczucie. Przeciętna autorka selfie nie ma ani tej praktyki, ani tego narzędzia. Dlatego internety są pełne brzydkich selfie albo – co jeszcze gorsze – selfie obrobione w jakichś amatorskich programach, ze świecącą skórą na twarzy, rozmytym nosem i lalkowatą skórą. Eh…

A to wszystko dlatego, że absolutną podstawą dobrego, udanego portretu – zaraz po odpowiedniej minie, emocji, uśmiechu lub spojrzeniu – jest wygląd skóry. Możesz mieć na sobie najpiękniejszy makijaż, fryzurę ułożoną przez mistrza fryzjerstwa i biżuteryję od Szanell, ale tylko z gładką, zdrową skórą będziesz wyglądać pięknie. I nie mówię o zmarszczkach lub piegach, bo te (moim zdaniem) dodają człowiekowi uroku. Mówię o tym, żeby walczyć z sińcami, przebarwieniami lub innymi niedoskonałościami skóry, bo to one są głównym wrogiem dobrego portretu. I teraz zagwozdka każdej lubiącej makijaż kobiety: jak to robić, skoro codziennie nakłada na skórę twarzy mnóstwo kosmetyków do makijażu; głównie fluidu i pudru?

Z odpowiedzią przychodzi Maybelline oraz ich nowy fluid: SuperStay Better Skin. Poza funkcją podkładu spełnia on jeszcze funnkcję pielęgnacyjną, poprawiającą zdrowie skóry. Zawiera witaminę B5, sepitonic M3 oraz antyoksydant Actyl C, które sprawiają, że po około 3 tygodniach używania fluidu skóra widocznie poprawia się, ma wyrówany kolor, mniej niedoskonałości i jest jakby… bardziej świetlista.

Miałam okazję sama przetestować SuperStay Better Skin przez trzy tygodnie i zachęcam Was do przeprowadzenia tego samego testu, jeśli szukacie fluidu, który poza funkcją maskującą będzie też dbał o Waszą cerę. Pamiętajcie tylko, żeby podczas trwania testu nie jeść czekolady, bo niestety często wyskakują po niej różne wykwity skórne niezależnie od tego, jak dbamy o skórę twarzy :)

Zdjęcia z początku i końca testu Maybelline SuperStay Better Skin. Jak widzicie, nie miałam żadnych niedoskonałości do ukrycia, więc przetestowałam tylko efekt ujędrniający i rozświetlający cerę.
Zdjęcia z początku i końca testu Maybelline SuperStay Better Skin. Jak widzicie, nie miałam żadnych niedoskonałości do ukrycia, więc przetestowałam tylko efekt ujędrniający i rozświetlający cerę.

may5_Fotor_Collage