Ogólnopolski strajk blogerów

Prędzej czy później musiało do tego dojść przy obecnej sytuacji w blogosferze. Coraz więcej ludzi rezygnuje z bezpiecznych posad w korporacjach, żeby założyć bloga i na nim zarabiać kokosy. Niestety rzeczywistość nie jest taka bajkowa i znakomita większość blogerów pisze już od miesięcy lub nawet lat, nie dostając żadnych sensownych propozycji reklamowych. Utrzymanie domeny, hosting, szablon, pisanie tekstów, zbieranie materiałów, robienie zdjęć i praca nad edycją artykułu – to wszystko zabiera czas i pożera pieniądze, a tymczasem wielu z nas zmuszonych jest do robienia tego praktycznie za darmo, bo propozycje barterowe typu „my ci wyślemy czekoladowe batoniki naszej produkcji a ty napiszesz o nas tekst” nie dają żadnego zarobku. Już 6 lat temu mówiłam, że „batonikami w piecu nie napalisz” i dziś spora grupa blogerów boleśnie przekonuje się o prawdziwości tych słów.

Nieliczni szczęśliwcy, którzy mogą pracować za pieniądze, też nie mają żadnej gwarancji, że w danym miesiącu przyjdzie jakiś przelew na konto, bo reklamodawca może po prostu nie zaplanować w budżecie na dany rok reklamy w internecie lub postanowi nie wybierać danego blogera do kampanii. Muszą oni więc pisać, publikować, prowadzić swoje blogi nieprzerwanie i pisząc niekomercyjne teksty – z nadzieją, że ktoś tę ich pracę doceni. Ale gwarancji nie ma. A to już jest nieludzkie. Dlatego właśnie Związek Zawodowy Blogerów postanowił działać i ogłosił ogólnopolski strajk, by domagać się od polskiego rządu rekompensaty, odszkodowań lub przynajmniej średniej pensji wypłacanej blogerowi na wypadek, gdyby reklamodawcy nie dopisali.

Strajkowanie nie jest dla blogera łatwe, bo wymaga nie tylko zaprzestania publikacji na blogach, ale też na social mediach. Czytelnicy nie znoszą tego łatwo. Zapotrzebowanie na treści tworzone przez blogerów jest w Polsce ogromne i wielu ludzi nie rozumie, dlaczego nagle nie mogą dowiedzieć się, co ich ulubieni blogerzy zjedli na śniadanie, co mają w torebkach lub ile kilometrów przebiegli dziś z Endomondo. Sam strajkujący bloger czuje, że w pewien sposób zawodzi polskie społeczeństwo, powstrzymując się od tych działań, ale wie też, że jeśli nic nie zrobi, jego zarobki mogą się jeszcze pogorszyć i skończy się na tym, że będzie musiał brać kredyty na blogowanie. A to już przecież absurd. Każdemu należy się płaca za dobrze wykonaną pracę.

Niektórzy nieświadomie wyłamują się z protestu, bo choć nie piszą na blogu, czasem wyknie im się status na Fejsbuku na temat na przykład pogody.

Blogerka, która pragnęła zachować anonimowość – Nie jest łatwo strajkować, jeśli nie ma się w tym doświadczenia ani nawet wykształcenia. Wczoraj mocno wiało, więc jakoś tak odruchowo napisałam na fejsie „ale wieje”. Gdy zdałam sobie sprawę, co zrobiłam, było już za późno. Na moich studiach nie było przedmiotu „wstęp do praktycznego strajku” jak na Akademii Górniczo – Hutniczej, więc muszę improwizować, podpatrywać lepszych i liczyć na to, że mimo wszystko się uda.

Pomimo pewnych błędów, strajkujący odważnie walczą o swoje prawa do godnego życia i wspierają ich w tym najlepsi.

Tomek Tomczyk: spodziewałem się takiego obrotu spraw i cieszę się, że blogosfera postanowiła się zjednoczyć. Sam niedawno byłem w trudnej sytuacji. Zwolniono mnie z pracy w Kominek.es z powodu „nierentowności bloga” i musiałem szukać zatrudnienia gdzie indziej. Na szczęście dość szybko udało mi się dostać etat w Jason Hunt, ale przecież nie każdy ma tyle szczęścia.

Nishka – Pojawiają się głosy, że awanturujemy się o nic. Że tak naprawdę nasze zarobki nie są złe. Osoby, które to mówią, chyba nigdy nie blogowały parentingowo, nie stykały się z tym hejtem, na który jestem narażona. Widzisz te szramy na szyi? Zasłaniam je apaszką, żeby nikogo nie straszyć, ale w środowisku wściekłych matek nie jest łatwo przetrwać. To po prostu praca wysokiego ryzyka. Moje córki nigdy nie wiedzą w jakim stanie i czy w ogóle ich matka wróci dziś z pracy.

Eliza Wydrych – Nie rozumiem, czemu ludzie tak oburzają się na myśl o szesnastej pensji. Przecież torebki Chanel to nie wydatek rzędu kilkuset złotych, tylko kilku tysięcy euro. Czytelnicy nie zadowolą się zdjęciem podróbki na blogu. A skoro wymaga się ode mnie oryginału, to chyba naturalnym jest, że trzeba mi za niego też zapłacić.

Karolina Gliniecka – W przypadku blogerek modowych wcześniejsza emerytura jest standardem. Sama zdaję sobie sprawę, że przede mną najwyżej 10 lat blogowania. Po trzydziestce nie ma już blogerek modowych, ponieważ w tym wieku nie ma już ładnych i szczupłych kobiet. Tak więc trzeba myśleć realistycznie – ja w ciągu tych 10 lat muszę zarobić na całe życie.

Wspieram strajkujących blogerów z całego serca, choć oczywiście boję się, że inne grupy zawodowe pójdą w ich ślady. Przecież wiele firm zamyka się z powodu nierentowności – a wśród nagle zwolnionych pracowników są też tacy na rok przed emeryturą; tacy, którzy pracowali tam ciężko przez całe życie; tacy, którzy w swojej okolicy nie znajdą już podobnego zajęcia i tacy, których to stawia w naprawdę kiepskiej sytuacji finansowej. Gdy zaczną strajkować, odbije się to na nas wszystkich, no ale przecież należy im się taka praca, jaką sobie wybrali i takie zarobki, jakie ich satysfakcjonują. Każdemu się należy.

PS. Tak, wszystkie informacje i cytaty zostały zmyślone (pozdrowienia dla Aszdziennika). Na szczęście.