Terapia polskich seriali

Jakże miło brzmi tytuł artykułu w Popcornerze… „HBO bierze się za polskie seriale„. POLSKIE seriale. Wydawałoby się, że stworzymy wreszcie coś własnego, oryginalnego, z pomysłem. Może skończy się era kopiowania popularnych sitcomów amerykańskich, może jakiś scenarzysta napisał coś wartego uwagi i aktorzy grający główną rolę terapeutywybijającego się ponad dno Mjakmiłości, Plebanii i Nawspólnej… Może producent dostrzegł potencjał w tym scenariuszu i nie ograbił go z prawdziwości, tak jak to się stało w przypadku serialowej ekranizacji „Domu nad rozlewiskiem”. Może…

A jednak nie. Znów kradniemy coś, co się sprawdziło na tak zwanym „Zachodzie”. Tym razem pod polski tasak rzeźnicki trafia „In Treatment” – serial, który oglądałam z wypiekami na twarzy w Londynie. Pożarłam dwa sezony, teraz pożeram trzeci. Boję się, co polscy serialowcy zrobią z tym smakołykiem – a jest to smakołyk, rarytas wręcz i nie spodziewałam się, że ktokolwiek spoza kręgu moich znajomych kiedykolwiek o nim usłyszy. Bo IT nie jest typowym amerykańskim serialem. Może dlatego, że NIE JEST amerykańskim serialem. Jest kopią izraelskiego serialu BeTipul, który odniósł tam ogromny sukces.

„BeTipul” czyli „In Treatment” czyli, prawdopodobnie niedługo „W terapii” (zgrzytająca łączliwość wyrazowa) lub, co gorsza „Terapia” (tradycyjne już polskie uproszczenie tytułu w tłumaczeniu) to serial niezwykły w swojej prostocie. Nie ma setek bohaterów, nie ma efektów specjalnych, nie ma trików zdjęciowych i montażowych. To serial, który nie próbuje moralizować, nie stara się na siłę zaintrygować, nie urywa odcinka w najciekawszym momencie i nie zaskakuje fabularnie. Akcja rozgrywa się w czasie rzeczywistym, każdy odcinek przedstawia zwykłą sesję terapeutyczną u psychoanalityka, jeden na jeden, w jednym pokoju, bez podkładu muzycznego, bez niepotrzebnej manipulacji widzem za pomocą sztampowych trików filmowych.

I jednocześnie – to serial tak wciągający, głęboki i ciekawy, że trudno się od niego oderwać. To dowód na to, że w kinie najważniejszy jest scenariusz i że dobrą sztukę można zrobić przy minimalnym wkładzie finansowym. Wystarczą dobre dialogi, solidna wiedza (tu – z psychologii) i utalentowani aktorzy (np. zachwycająca w amerykańskiej wersji Mia Wasikowska, znana też z mało udanej „Alicji w Krainie Czarów” Tima Burtona).

Szkoda, że dobry serial europejski musi przemielić amerykańska telewizja, zanim polscy producenci zauważą jego potencjał (podobno jeszcze rumuńskie HBO zrobiło go przed nami). Szkoda też, że sami nie potrafimy stworzyć równie dobrego serialu. Polski In Treatment ma ruszyć w listopadzie 2011. Nie jestem specjalnie ciekawa efektów. Znów zatrudnią ograne gwiazdy i gwiazdki. Znów skosztujemy trochę dobrze znanej polskiej maniery teatralnej. Byle by tłumacz był dobry i żeby nie ingerowali w scenariusz. Nie ma po co.

trailer „In Treatment”