Co Ty wiesz o Jeździe Warszawskiej…

Byłam tydzień w Krakowie i obie z Tosią nie mogłyśmy się nadziwić, jak miło i przyjemnie się po Krakowie jeździ. Ledwo dasz kierunkowskaz, a już ktoś Cię wpuszcza przed siebie. Ledwo jako pieszy staniesz przy zebrze, a już się auta zatrzymują. Nikt na nikogo nie trąbi, nikt niczego nie wymusza, nikt się nie spieszy, nikt nie stoi w korkach. Powiedziałam o tym kumplowi, który mieszka w Krakowie a on na to:
– Chyba po innym mieście jeździłaś. Przecież u nas są mega korki i co chwila jakiś chuj za kierownicą nie chce Cię wpuścić na pas…
Zapaliłam wtedy spokojnie papierosa, uśmiechnęłam się leniwie i uniosłabym kpiąco jedną brew, gdybym umiała unieść jedną brew…
– Synu, co ty wiesz o korkach i chujach za kierownicą…

Drodzy krakowianie, tyle u Was korków, co na nogach grupy baletowej podczas Jeziora łabędziego. Tyle u Was chujów, co na zlocie fanek Justina Biebera. Po prawdziwy samochodowy hardkor to jedźcie do Warszawy, ale liczcie się z tym, że nie przetrwacie pierwszych pięciu minut bez poważnego wkurwa. Bo żeby jeździć po Warszawie, to trzeba mieć diamentowe zderzaki i jaja jak grycanki. This is SPARTAAA, panowie. Tu nie ma przebacz. Albo się komuś wbijasz na chama przed maskę, bo Cię kutas nie chce wpuścić na suwak z kończącego się pasa – albo sobie tam rozbijasz namiot i czekasz do nocy, jak się korek zmniejszy. Bo tu korki trwają cały dzień. Są wściekłe jak Kuźniar po nju dżerzi ursynów, długie jak Na Wspólnej i tak wolne, że połowa warszawskiej populacji nie musi się uczyć zmiany biegów w autach z manualną skrzynią. Prędzej zobaczysz suwak w rozporku innego kierowcy, kiedy Ci każe possać – niż przy zwężającej się jezdni. Prędzej dojedziesz do Łodzi niż na Mokotów z Żoliborza. I licz się z tym, że jeśli kogoś wpuścisz przed siebie, to koleś z samochodu za Tobą wyjdzie wkurwiony i Ci nawrzuca, że jesteś „jebaną altruistką kurwa i może byś jeszcze na jakiś kondukt żałobny poczekała, jak tak ci się nie spieszy kurwa” (tak, to był cytat). Nie licz też na to, że autka na skrzyżowaniu zostawią Ci pas jezdni do przejechania w poprzek, gdy same stoją w korku. Nie ma tak łatwo. This is Wawaaa! Tu się ustawią zderzak w zderzak, bo przecież nie mogą sobie pozwolić na ryzyko, że im się chcesz wpakować przed szereg a nie pojechać w inną stronę. Wyprzedzanie, gdy Twój pas stoi, bo ktoś skręca w lewo a Ty chcesz jechać prosto? Nie nie nie. Nie wpuszczą Cię na prawy pas, tylko dlatego, że dasz kierunkowskaz. Musisz się wpakować centralnie na ten boczny pas i liczyć na to, że ludzie za Tobą mają dobre hamulce. Chcesz się zatrzymać na pomarańczowym? Też nie ma tak łatwo, bo koleś za Tobą chce przejechać i liczy na to, że Ty też przejedziesz. I znowu módl się, że ma dobre hamulce. Chcesz zaparkować na ostatnim wolnym miejscu na ulicy i dajesz kierunkowskaz, ale najpierw robisz miejsce samochodowi jadącemu z drugiej strony? Frajerstwo… Wjedzie na to miejsce zamiast Ciebie i nawet mu nie będzie głupio. To będzie jego zwycięstwo. Kolejne małe zwycięstwo w wyścigu o bycie najtwardszym chujem na warszawskich ulicach.

Kocham Warszawę. Naprawdę kocham, nawet z tymi korkami i brakiem życzliwości na drodze. To w sumie fajnie, uczyć się żyć w dżungli – bo jeśli przetrwasz tutaj, to przetrwasz wszędzie. Ale wystarczył mi tydzień w Krakowie, by uwierzyć, że można z uśmiechem na ustach wracać do domu przez miasto w godzinie szczytu. I tego Wam, krakowianie, gratuluję :)