W Wiśle z Adasiem

Może to nie tak znowu daleka podróż, żeby ją podrurzą nazywać, ale jednak 5 godzin w aucie robi swoje i pozwala się oderwać od warszawskiej codzienności. A miałam kupę szczęścia, bo akurat na mój weekend w Wiśle trafiła mi się idealna pogoda, co widać na załączonych obrazkach :)

Jeden dzień na skuterach śnieżnych, jeśli się jedzie z Andrzejem i w którymś momencie prosi go o jazdę ekstremalną, dostarcza sporej dawki adrenaliny. Poza tym to w ogóle świetna zabawa, o ile nie przerażają Was tego typu rozmowy:
– Andrzej, ale ty jesteś świetny! Jak tak pędziliśmy ku przepaści na jednej płozie, to myślałam, że się wywalimy! Skąd ty wiesz, gdzie jest ta równowaga, jak jedziesz z kimś zielonym za plecami?
– Nie wiem. A skąd mam niby wiedzieć? Pierwszy raz z tobą jechałem, trzeba było sprawdzić.

A z drugiego dnia niestety zdjęć nie mam, ale mogę się pochwalić, że Adaś z Wisły zawiózł mnie na najmniej zatłoczony stok i pół dnia spędziliśmy na nartach. Każda kobieta powinna mieć swojego górala, który ją zabiera na narty. To powinno być w Konstytucji.