Wyłącz to!

Tak. Bo dziś trzeba dzwonić do koleżanki, żeby posłuchać muzyki. Kasiu, nie odbieraj.

Dzwonię do mojej dentystki a tam, zamiast normalnego sygnału oczekiwania, leci Waka Waka Shakiry.

Dzwonię do klientki – jakaś inna, beznadziejna piosenka. Przeważnie nie zwracam na to uwagi. Chcieli, to sobie włączyli. Ich sprawa. Ale czasem coś tam wspomnę, że dziwi mnie disko-mjuzik w telefonie fana muzyki klasycznej – i wtedy przeważnie dowiaduję się, że właściciel numeru nie miał zielonego pojęcia, że mu sieć włączyła taką usługę.

To samo miałam dziś. Rano budzi mnie telefon od kumpla.
– Hej, słyszę, że masz jakąś muzyczkę zamiast sygnału…
– Że co? – obudziłam się w sekundę i tuż po rozmowie z kumplem zadzwoniłam do T-Mobile. Okazuje się, że muzyczka jest standardowo włączaną opcją przy nowej taryfie. Na mój pełen oburzenia sprzeciw, że nikt mnie o takiej opcji nie poinformował, pani uprzedziła, że przecież pierwszy miesiąc usługi „granie na czekanie” (brawo za copy!) jest za darmo.

Za darmo? A potem co, trzeba za to płacić? Ja bym już chętniej zapłaciła, żeby nigdy takiej muzyczki mi nie włączono. Co więcej, zapłaciłabym chętnie za to, żeby mi się nigdy ta muzyczka nie włączała, jak dzwonię do kogoś innego. Bo spójrzmy prawdzie w oczy: jest niewielka szansa, że komuś będzie podobała się muzyczka, którą sobie wybierzesz do telefonu. A nawet jeśli jakimś cudem trafisz na ulubiony kawałek Twojego rozmówcy – on pewnie nie będzie miał ochoty go słuchać w jakości płynącej ze słuchawki i ze świadomością, że zaraz przerwie go Twój głos.

Sieci komórkowe, opamiętajcie się. Wyłączcie to. I bardzo Was proszę – nie wtryniajcie mi niczego, czego sama wyraźnie sobie nie życzę. Żadnych „włączamy automatycznie w nowej taryfie” i żadnych „włączamy i żeby wyłączyć – wyślij smsa”. Bo się pogniewamy i pójdziemy do pleja.