Wysoka, stabilna czy adekwatna? Jaka powinna być samoocena nastolatki – a jaka jest.

#współpraca

Znasz historię „kobiecych maszynek do golenia”? W dużym skrócie chodziło o to, że maszynki do golenia to był produkt typowo męski, bo to mężczyznom rosły brody i wąsy, których musieli się regularnie pozbywać, by sprostać estetycznej etykiecie towarzyskiej. A więc klientami producentów golarek była tylko część społeczeństwa. Większość, jaką stanowiły kobiety, nie goliła się wcale. I wtedy ktoś wpadł na pomysł, żeby sięgnąć po całe społeczeństwo, a więc też kobiety. I że aby sprzedać kobiecie maszynkę do golenia, trzeba ją przekonać, że z włosami na nogach lub pod pachami jest obrzydliwa. Tak. Od tego się wszystko zaczęło. Od przemyślanej, intensywnej kampanii reklamowej, której jedynym celem było zmniejszenie samooceny kobiet. Na efekty nie trzeba było długo czekać. I w ten sposób producenci maszynek do golenia podwoili rzeszę swoich klientów. Sprytne, co?

Obniżenie samooceny to jeden z najskuteczniejszych mechanizmów reklamy i sprzedaży.

Generalnie wystarczy wmówić komuś, że bez naszego produktu jest brzydszy i gorszy niż z tym produktem. Że tylko nasz produkt uczyni z niego kogoś, kto będzie atrakcyjny i lubiany. Niestety grupą wiekową, która najszybciej łapie tę przynętę, są dzieci i nastolatkowie – bo to u nich najsilniejsza jest potrzeba afiliacji, czyli wpasowania się w otoczenie, bycia akceptowanym i lubianym. Jeśli więc ktoś mówi im, że nie są wystarczająco fajni, żeby np. pokazać się w bikini na plaży albo wystarczająco fajni, żeby znaleźć sobie partnera lub partnerkę – będą starali się sprostać wymaganiom, czasem nawet kosztem swojego zdrowia. Jeśli zaś im się to nie uda (a czasem to po prostu niemożliwe), znienawidzą samych siebie. Możesz im w kółko powtarzać, żeby się nie przejmowali, żeby to olali, żeby „pokochali siebie”, ale to na nic.

Czy wysoka samoocena jest tym, co warto mieć?

Tu Cię zaskoczę. Nie. Okazuje się, że poza jakością tej samooceny istotna jest też jej stabilność. Na przykład w badaniach nad agresją w kontekście samooceny psychologowie dowiedli, że najwyższą agresję przejawiają ludzie o wysokiej i niestabilnej samoocenie (tak, dobrze czytasz. Wysoka samoocena bez wsparcia stabilności jest tylko kłopotliwa). Na drugim miejscu są ci o niskiej i niestabilnej. Dopiero stabilność samooceny (nawet tej niskiej) koreluje z niską agresją. Generalnie warto mieć wysoką samoocenę, ale musi być ona też stabilna i adekwatna.

Na czym polega niestabilność samooceny?

Niestabilność samooceny polega na tym, że informacje o nas samych czerpiemy nie z wewnątrz, nie z analizy naszych wad i zalet, sukcesów i porażek – ale z otoczenia i tego, co ktoś nam powie. Załóżmy, że wstajesz rano, czujesz się świetnie, patrzysz w lustro i jesteś zadowolona/zadowolony ze swojego wyglądu, ale potem przychodzisz do szkoły, a tam kolega mówi ci, że masz wory pod oczami albo duży brzuch. Co się dzieje z Twoim nastrojem, jeśli masz niestabilną samoocenę? Toczy się w dół. Nagle gaśniesz, stajesz się cieniem tego radosnego człowieka, którym byłeś/byłaś rano. I nie ma tu znaczenia, czy naprawdę masz wory pod oczami lub wzdęty brzuch. Nie ma nawet znaczenia, jeśli kolejne 5 osób zaprzeczy takiej ocenie. Słowa kolegi zdeterminowały Twój nastrój na resztę dnia. To …trochę tak, jakby jakaś przypadkowa osoba miała na Ciebie większy wpływ niż fakty i to, co racjonalnie wiesz.

Nasza kultura jest mistrzem w tworzeniu jednostek z niestabilną samooceną, bo od dziecka jesteśmy… oceniani.

Przez rodziców (och, jaki piękny rysunek!), przez nauczycieli w szkole (Piątka, siadaj), przez znajomych (ładnie dziś wyglądasz). Tak, to są wszystko pozytywne oceny, ale to wciąż oceny. Czujemy, że wszystko, co zrobimy, co powiemy, a nawet to, jak wyglądamy, podlega ocenie. Czyli tak naprawdę w życiu nie chodzi o to, żeby robić to, z czego czerpiemy przyjemność – tylko o spełnianie oczekiwań innych i zbieranie „piątek” w dzienniku.

Wielu rodziców myśli, że jeśli będą dużo chwalić swoje dzieci, to zapewnią im wysoką samoocenę. Być może. Ale nie będzie to samoocena stabilna, bo tak naprawdę jej wysokość będzie zależała od opinii rodzica. To prosta droga do wychowania człowieka, który w dorosłym życiu będzie dalej polował na komplementy i pochwały, bo bez nich nie będzie umiał myśleć o sobie dobrze.

Nie jest łatwo wydostać się z takiego wychowania w ocenach, bo szkoła niestety wspiera ten model. Oceny dostajemy od pierwszej klasy, za wszystko, nawet za rysunki na plastyce, skok przez kozła na wf-ie i to, jak nam wyjdzie zagranie „Lulajże Jezuniu” na flecie. Jesteśmy po prostu przyzwyczajeni do tego, że wymaga się od nas spełniania oczekiwań innych, nawet jeśli sami w ogóle nie czujemy potrzeby np. rozwijania się muzycznie.

A o co chodzi z adekwatną samooceną?

Samoocena adekwatna to taka, która bierze pod uwagę własne wady i zalety. A więc wcale nie jest dobrze, gdy myślimy o sobie w samych superlatywach. Fajnie, gdy zdajemy sobie sprawę z tego, że np. nie mamy talentu plastycznego, nie mamy zbyt dobrej pamięci do nazwisk albo nie mamy pięknych włosów. Tak, to jest naprawdę ok, jeśli się nie jest pięknym. Nie ma obowiązku bycia pięknym. Nie ma obowiązku bycia super w każdej dziedzinie życia. Jeśli ktoś ma stabilną i adekwatną samoocenę, to wie, że w pewnych kwestiach jest bardzo dobry, w innych dobry, a w jeszcze innych słaby. I to jest ok. Dążenie do perfekcji we wszystkim jest nie tylko niemożliwe, ale wyniszczające. Dlatego zamiast marzyć o wysokiej samoocenie, zawalczmy o …po prostu pozytywną.

Wiecie, co jest najgorsze? Że zarówno stabilność jak i adekwatność samooceny to czynniki, które wypracowujemy w dzieciństwie. Trudno je zmienić, gdy jesteśmy już dorośli. To oczywiście możliwe, ale wymaga czasu i zaangażowania, najlepiej w terapii z psychoterapeutą. Dlatego tak mnie wkurza, że zarówno nasz rodzicielski model wychowawczy, edukacyjny system oceniania jak i medialny świat reklam skupionych na „idealnej urodzie” ciągle krzywdzi tyle dzieci i nastolatków.

W badaniach Dove self-esteem project okazało się, że problemy z niską samooceną dotyczą 59% dziewcząt na świecie – a w Polsce aż 8 dziewczynek na 10 ma problemy z samooceną.

  • 47% dziewcząt uważa, że aby dobrze radzić sobie w życiu, muszą wyglądać w określony sposób.
  • 57% dziewcząt uważa, że w dzisiejszym społeczeństwie kluczowe jest spełnianie pewnych standardów urody.
  • 78% polskich nastolatek ma zaś zaburzenia odżywiania lub w inny sposób naraża swoje zdrowie w imię walki o „dobry wygląd”.

To jest problem, który może też dotyczyć Twojego dziecka – bo bardzo często najbliżsi nie zdają sobie sprawy z problemów nastolatków. Między innymi z tego wynikają zaburzenia odżywiania – że dziecko nie umie rozmawiać o problemie z rodzicami, nie ma z nimi bezpiecznej więzi, czuje dystans i potrzebę ukrywania się.

Aby temu przeciwdziałać i zawalczyć o samoocenę nastolatek, od 2018 roku Dove ruszyło w Polsce z Programem Budowania Pozytywnej Samooceny.

Pod honorowym patronatem Rzecznika Praw Dziecka organizowane są spotkania z nauczycielami, rodzicami i samymi nastolatkami, a na stronie Dove self-esteem project zebrano garść artykułów, które pomogą rodzicom w budowaniu zdrowej relacji ze swoim nastoletnim dzieckiem – tak, aby pomóc mu w budowaniu pozytywnej, adekwatnej i stabilnej samooceny.

Chcesz pomóc swojemu dziecku?

Rozmawiaj z nim. Pytaj. Słuchaj. Buduj więź i wstrzymuj się przed ocenianiem – i to nie tylko jego samego, ale też siebie i innych. Świat naprawdę nie potrzebuje wiedzieć, co myślisz o czyichś włosach lub figurze. A taki komunikat słyszany często przez Twoje dziecko będzie tylko utwierdzał je w przekonaniu, że samo jest przedmiotem oceny innych.

Ale to nie wszystko. Rozmawiaj też o tym z innymi ludźmi, ze znajomymi, z rodziną, z partnerem lub partnerką. Uświadamiaj, zmuszaj do myślenia, nie zamiataj problemu nierealnych wymagań estetycznych pod dywan. Zwróć uwagę na to, czy Twoje własne zachowanie nie jest wynikiem niestabilnej samooceny. Bo jeśli nie lubisz się malować, to może wcale nie musisz codziennie się malować do biura, żeby dobrze wykonywać swoją pracę? Może te niewygodne szpilki, które zakładasz za każdym razem, gdy wychodzisz na miasto, mogłabyś zastąpić wygodnymi butami na płaskiej podeszwie?

Zastanów się po prostu, czy aby na pewno Twój sposób myślenia o ciele, urodzie, byciu „zadbaną” nie został zmanipulowany przez media i reklamy. Bo wiesz… w psychologii jest coś takiego jak efekt trzeciej osoby:

Na pytanie:
Czy jesteś bardziej odporny na działanie reklam niż inni ludzie?

…zdecydowana większość z nas odpowie, że tak, oczywiście.

Ty też?