Zdążyć przed menopauzą – czyli nowy spot zachęcający do robienia dzieci.

Fejsbukiem zatrzęsło od oburzenia, gdy światło dzienne ujrzała nowa kampania Fundacji Mamy i Taty „Nie odkładaj macierzyństwa na potem”. Zdezorientowany Naród nie wie, co o niej myśleć. Fejsbuki mówio, że to zła kampania, bo sugeruje, że jedynym przeznaczeniem kobiety jest rodzenie dzieci. Mędrcy głowią się, jak interpretować pojawiający się na końcu spotu płacz dziecka. Szpitale psychiatryczne pękają w szwach od fali samotnych kobiet wpędzonych w depresję i próbujących odebrać sobie życie poprzez przejedzenie Nutellą. Pozostawione w domach miliony kotów umierają z głodu. Postanowiłam zażegnać kryzys i powiedzieć, co o tej kampanii myślę. Jestem świadoma, że na to właśnie czekał cały Internet. :) Ale najpierw spot:

 

Otóż zupełnie, ale to absolutnie nie widzę w tym spocie żadnej sugestii, że każda kobieta marzy o byciu matką. Czy jak widzicie w telewizji reklamę leku przeciwbólowego i jej bohater cierpi na straszny ból głowy, po czym dostaje tabletkę i ból mija – to zakładacie, że twórcy reklamy chcą ci wcisnąć tę tabletkę nawet, jeśli nie czujesz bólu? No nie. I w powyższym spocie też nie chodzi o to, że każda kobieta marzy o byciu matką. Chodzi o to, że te, które marzą, nie powinny tego odkładać na starość. Bohaterka filmu cierpi, bo chciała mieć dzieci, ale zaskoczyła ją suka Menopauza i teraz już może tylko adoptować. Chciała, ale za długo zwlekała. A nie „nie chciała, ale potem żałowała”.

I tu się zgadzam, w pełni rozumiem, popieram i wiem, że biologia też niestety nie stoi murem za kobietami, które dopiero w wieku 50 lat postanawiają mieć dzieci. Dlatego jeśli chcesz mieć dzieci, to dowiedz się, kiedy Twoja mama i babcie miały menopauzę, oceń na tej podstawie, kiedy może pojawić się twoja – i postaraj się zdążyć przed nią. Weź też pod uwagę, że im później po trzydziestce się za robienie dzieci zabierzesz, tym trudniej może ci to wychodzić i tym większe ryzyko niektórych chorób. Ale nie ma nic złego w czekaniu na odpowiedniego partnera i „wyszaleniu się” wcześniej, bo z mojego osobistego doświadczenia wiem, że to po prostu fantastyczny scenariusz i można w nim się cudownie spełnić. Trzydzieści lat szalałam, niegotowa na zostanie mamą, potem dwa lata dojrzewałam do stałego związku i założenia rodziny i w końcu, w wieku 32 lat urodziłam Conana nad Conany, wielkiego wojownika, który nie daje mi spać po nocach. Nigdy nie byłam szczęśliwsza niż teraz – ale to nie znaczy, że byłam nieszczęśliwa bez dzieci. Oj nie. Mogłabym kilka książek napisać o moim bezdzietnym życiu i nie omieszkam o tych przygodach młodości z nutką tęsknoty potem Conanowi opowiadać :)

W sumie to powinno być proste.
Nie chesz dzieci? Nie miej dzieci. Chcesz? To tylko musisz zdążyć przed menopauzą. Nie musisz się wcale spieszyć i zachodzić w ciążę w wieku 25 lat. Niefortunnym słowem w spocie jest nie sam przekaz, ale słowo „później”, bo przecież to oznacza, że nawet osiemnastolatka nie powinna odkładać macierzyństwa na później i najlepiej, jeśli od razu zajdzie w ciążę. Jeszcze przed studiami w sumie. Dużo lepsze od „na później” byłoby „na starość” i wierzę, że to właśnie mieli na myśli twórcy kampanii.

W spocie nie podoba mi się inna rzecz. Jego nieskuteczność. Bo ta kampania jest skierowana do kobiet w wieku rozrodczym, ale zupełnie do nich nie dotrze. Dotrze zaś do kobiet, które już dzieci mieć nie mogą i one poczują się dotknięte filmikiem. Jako dwudziestka nie chciałam mieć jeszcze dzieci. Wiedziałam, że kiedyś zachcę, ale to miało nastąpić dużo później. Gdyby wtedy ktoś mi pokazał taki spot, nie zrobiłby na mnie żadnego wrażenia. Robi na mnie wrażenie dopiero teraz, gdy już jestem dojrzałą kobietą, gotową na dziecko i potrafiącą sobie wyobrazić, jak druzgocząco smutnym byłoby się dowiedzieć, że ich mieć nie będę. Tak, tę emocję film uchwycił bardzo celnie, z bardzo smutnym efektem i przykro mi się to ogląda. Tylko po co. Przecież kampania ma działać na zupełnie inną grupę.

Grupą tą są młodzi, wykształceni, dobrze zarabiający ludzie, którzy chcą mieć dzieci, ale boją się, że to jeszcze nie ten moment. Że nie dadzą sobie rady. Że nie mają wystarczająco dużo pieniędzy albo czasu. I wiecie co? Pewnie mają rację. Bo na dziecko nigdy nie jest dobry moment. Zawsze mogłoby być lepiej. Więcej pieniędzy, wyższe stanowisko w pracy… I jeśli to wszystko wokół komuś tak baaardzo przeszkadza, to może on tak naprawdę nie chce dziecka? Bo tacy ludzie naprawdę istnieją. I są wśród nich kobiety.

Tak, kobieta też może nie chcieć dzieci i to wcale nie czyni jej gorszą kobietą czy „niepełną kobietą”. Za bezdzietnością przemawia mnóstwo zalet, które dla niektórych są po prostu ważniejsze od potrzeby przekazania genów: możliwość poświęcenia się pracy, podróżom no i ten absolutny święty spokój, gdy tylko się go zapragnie. O tym matki mogą tylko pomarzyć, bo jak już się zostanie mamą, to przez co najmniej kilkanaście lat można zapomnieć o świętym spokoju. To jest uliczka jednokierunkowa. Nie można już zmienić zdania i poddać aborcji pięcioletni płód. Można tylko wyrwać parę godzin, weekend lub dwa tygodnie raz w roku, jeśli dziecko jest na tyle duże, że można je dziadkom podrzucić. Dlatego naprawdę warto decyzję o posiadaniu dzieci podjąć świadomie. Tak samo jak decyzję o posiadaniu psa, co tłumaczę od lat ludziom zafascynowanym jakąś rasą lub jakimś słodkim szczeniaczkiem.. (tak, po raz kolejny porównuję dziecko do psa, bo to idealne porównanie jest i będę go jeszcze używać wiele razy :))

Poza ludźmi, którzy nie chcą mieć dzieci, są jeszcze ci, którzy chcą, ale którym się wydaje, że dziecko oznacza koniec świata, fortunę wydaną na ubranka i absolutne zakopanie się w pieluchach (i dlatego odwlekają decyzję o kolejne lata). To nieprawda. Z dzieckiem można podróżować, choć nie dokładnie tak samo jak wcześniej (Podróżniccy są tu świetnym przykładem). Dziecko można oszczędnie ubrać i zaopatrzyć w zabawki odziedziczone po dzieciach znajomych (my tak zrobiliśmy :)). Z dzieckiem można też spokojnie widywać się ze znajomymi, gadać, grillować, chodzić na spacery, na miasto i w gości. Moja pani ortopeda studiowała medycynę jako młoda mama. Nishka miała 19 lat, gdy zaszła w ciążę. Dziecko to naprawdę nie koniec świata i można, jesli się tylko chce, ogarnąć świat, będąc mamą.

I właśnie to powinien, moim zdaniem, pokazywać spot: pozytywną stronę dzietności – zamiast negatywnej strony bezdzietności. Dwudziestoletnia Matylda chętnie zobaczyłaby na filmiku szczęśliwą, realizującą się młodą mamę, która mimo dziecka kończy studia i zdobywa wymarzoną pracę. Albo młodą parę, która z małym dzieckiem podróżuje po świecie. To są te pozytywne przykłady, które mogłyby młodych ludzi przekonać do rodzenia dzieci.

Tylko… tak się zastanawiam… po co ich przekonywać?
Nie chcę, by dzieci w Polsce rodziły się tylko po to, by płacić na moją emeryturę. Nie chcę, by gdziekolwiek dzieci się po to rodziły. Nie chcę, by ktoś podejmował decyzję o posiadaniu dzieci wabiony pozytywnymi stronami rodzicielstwa tak samo, jak nie chcę, by podejmował tę decyzję straszony negatywnymi stronami bezdzietności. W ogóle nie chcę, by ktokolwiek manipulował umysłami potencjalnych przyszłych rodziców w kwestii posiadania dzieci, bo to zbyt poważna decyzja, by ją podejmować w wyniku działania kija bądź marchewki. Do tego trzeba dojrzeć. Albo nie dojrzeć nigdy.

Więc, reasumując, nie. Nie podoba mi się ta kampania.