3 plastikowe marki, które podbiły świat mody

No może nie plastikowe, bo to tworzywo się zawsze jakoś inaczej nazywa, wykorzystuje jakąś supernowoczesną technologię, jest jednocześnie wodoodporne i przepuszczające pot, a tak w ogóle to człowiek się w tym nie poci, jest odporny na grzyby, wirusy, komary i argumenty, a do tego jest hipoalergiczne, pochodzi z kosmosu i leczy raka. A w dotyku i z wyglądu jest jak plastik lub guma.

Produkty z tego cudownego tworzywa naprawdę mnie zaskakują, bo:
1. Kosztują bajońskie sumy, mimo że ich produkcja jest bardzo tania.
2. Mimo tych bajońskich cen świetnie się sprzedają.
3. I mimo że się świetnie masowo sprzedają, są plastikowe i czasem po prostu brzydkie – noszą je celebryci. Z dumą, jakby nosili Chanel.

CROCKS

Pamiętam, gdy weszły do Polski i wzbudziły wielkie kontrowersje, bo już wiedzieliśmy, że noszą je najpopularniejsze aktorki Hollywood, ale jeszcze nie wiedzieliśmy dlaczego. Przecież to wyglądało jak gumowy chodak. W sumie wciąż tak wygląda. Okazuje się jednak, że Crocksy są naprawde wygodnymi kapciami. Może to dlatego, że zostały w ogóle stworzone w 2002 roku jako obuwie do SPA. Nie mogły więc nigdzie uwierać, obciskać i niszczyć pedicuru. Dodatkowym plusem było to, by się łatwo zakładały i zdejmowały – stąd szeroka i sztywna „kieszeń” na stopę. I to się twórcom Crocksów naprawdę udało. To po prostu najwygodniejsze kapcie, jakie miałam!

Nie rozumiem natomiast chodzenia w nich na miasto. Uważam Croksy za jedne z najbrzydszych butów ever i dziwię się, że taka Rihanna zakładała je na zakupy. Bo ja to jeszcze bym poszła, ale ja zawsze przedkładałam wygodę ponad wygląd, no i ja się ani na modzie nie znam, ani mnie specjalnie nie interesuje, jak wyglądam, gdy chodzę po Karfurze czy innej Arkadii.

crocks

Cena: 150 – 200 zł. 
Poza klasycznymi plastikowymi chodakami w dziurki można kupić też japonki, balerinki i sandały z tego samego materiału, w wielu wersjach kolorystycznych i o różnym kroju.

O BAG

A to już zupełnie inna para kaloszy, bo choć O bagi wydają się być zrobione z takiego samego tworzywa co Crocksy, to już urody odmówić im nie sposób. To jedna z najładniejszych, prostych, uniwersalnych toreb, jakie widziałam. Kto by pomyślał, że ja – miłośniczka naturalnych materiałów typu skóra, bawełna, len – zakocham się w plastikowej, lanej torbie, która w dodatku kosztuje tyle co miesięczne utrzymanie studenta.

O baga można sobie samemu zaprojektować, wybierając najpierw model, a potem łącząc kolor torebki z kolorem, fasonem i tworzywem rączki. Spośród dużych toreb plażowo – zakupowych, ich wersji mini, „koszyków” i małych torebek wyjściowych największą popularnością cieszą się te pierwsze, duże torby. Jak poinformował mnie pan w polskim sklepie Fullspot (producent O bagów) – klientki najczęściej wybierają do nich sznur zamiast rączek z naturalnej skóry, bo to wersja zdecydowanie tańsza. A zestaw O bag do tanich nie należy…

Najpierw płacimy za torbę, czyli de facto odlany kawałek plastiku. Jego cena to niecałe 190 zł. Potem wybieramy uchwyt. Do wyboru mamy uchwyty ze sztucznej skóry (100 – 140 zł), uchwyty ze sznurka (70 – 90 zł) lub uchwyty ze skóry naturalnej (150 – 220 zł). Na koniec warto w plastikową torbę włożyć tzw. organizer, czyli zamykany na suwak worek, w którym będziemy mogły bezpiecznie trzymać rzeczy (100 – 130 zł). W sumie najtańsza wersja ze sznurkowym uchwytem kosztuje 360 zł. Taka ze skórzanym – 510 zł. o bag

Fullspot to firma włoska, która zaczęła w 2010 roku od linii kolorowych, bardzo prostych designersko, plastikowych zegarków O clock. Wszystkie kolejne produkty Fullspota też mają nazwy z „O” na początku, trochę jak Apple nazywa swoje produkty z przedrostkiem „I”. Szacun za konsekwencję w wyborze prostych, kolorowych projektów i za pomysł na markę, która najwyraźniej robi karierę na całym świecie pomimo wysokiej ceny. Ja też choruję na O baga, tylko nie mogę się zdecydować na odcień niebieskości.

Melissa

A to już ani ładne ani wygodne. I fenomenu tych paskudnych butów, nie zrozumiałam nigdy. Meliski sprzedają się nieźle od 25 lat, projektowali je tacy słynni projektanci jak Jean Paul Gaultier czy Vivienne Westwood a noszą je do dziś gwiazdy takie jak Kate Moss czy Katie Perry. Nie kumam. Nie rozumiem, jak można chodzić w obcisłych, plastikowych butach, w których poci się stopa, odparzenia się mogą zrobić, wyglądają do tego tandetnie jak tanie sandałki z bazaru i kojarzą mi się jedynie z tymi bucikami, które rodzice kazali nam zakładać w dzieciństwie, gdy bawiliśmy się nad jeziorem lub na kamienistej plaży, by sobie w wodzie stóp nie poharatać.

A do tego Meliski przebijają ceną poprzednie dwa produkty, bo przedstawione na poniższym zdjęciu laczki kosztują odpowiednio: 450 zł, 500 zł, 950 zł. 

meliski

 

To co, które wybieracie?