Arrow

arrow

Arrow to historia młodego mężczyzny, który po pięciu latach spędzonych na wyspie nagle staje się najlepszym na świecie łucznikiem, biegaczem, bokserem, kaskaderem, crossowcem i kim on się jeszcze nie staje…

Standardowa konwencja superbohatera, który wiedzie podwójne życie. Z jednej strony jest milionerem (a jakże), który przepija pieniądze rodziny, podrywa laski i robi imprezy dla połowy miasta – z drugiej jest tajemniczym, zakapturzonym mścicielem, który czyni dobro.

W każdym odcinku czyni dobro. Czynienie dobra polega na tym, że ze swojej tajemnej listy wybiera facetów, którzy jego zdaniem są źli, napada ich w doskonale chronionych lokalizacjach, zabija ich uzbrojonych w broń palną ochroniarzy (z łuku oczywiście)  po czym bierze delikwenta na cel, grozi mu śmiercią i każe się przyznać do popełnionych grzechów. To dość skuteczna metoda przesłuchania, zwłaszcza, jeśli np. kładziesz przesłuchiwanego na torach albo mierzysz w jego czaszkę z łuku. Nagrane w ten sposób przyznanie się do winy stanowi niezbity dowód tejże winy, dzięki czemu śliczna prawniczka (wielka miłość naszego głównego bohatera) może gościa wsadzić do więzienia.

plakat Arrow
plakat Arrow

Ciekawym motywem w Arrow jest też fakt, że alter ego naszego ślicznego bohatera nosi kaptur. Po prostu nosi kaptur i ma zielony makijaż w stylu smoky eye. W takim przebraniu spotyka się ze swoimi znajomymi, rodziną, dziewczyną, rozmawia z nimi – a oni go nie rozpoznają. Magia!

Na uwagę zasługuje też postać ślicznej prawniczki, w której kocha się nasz śliczny superbohater oraz jego śliczny przyjaciel (również milioner). Śliczna prawniczka nie ma zbyt rozbudowanych własnych emocji i pragnień, więc na przemian zakochuje się w jednym lub drugim – w zależności od tego, który akurat przyzna się jej, jak bardzo jej pragnie, jakim to był biednym misiem, jak go torturowali albo jak to bardzo chce się ustatkować.

Rozumiem konwencję komiksową. Zastosowaną ją w Sin City albo w Batmanie i potrafi ona zracjonalizować wiele nielogicznych elementów życia superbohatera. Sęk w tym, że Arrow się tą konwencją nie posługuje i próbuje udawać zupełnie prawdopodobną historię. Może właśnie dlatego ten serial generuje tyle fejspalmów.

Jestem na 6 odcinku pierwszego sezonu i oglądam to dalej tylko dlatego, że z utęsknieniem czekam na kolejne sezony Gry o Tron i True Blood, które dadzą mi coś fajnego do oglądania, bo skończyły mi się wszystkie inne dobre seriale. Niemniej daję Arrow jednego plusa: fajnie się to ogląda na kacu. Serial jest właściwie stworzony do takiego lekkiego wegetowania w fotelu w niedzielne popołudnie.  Albo jako tło do robienia sobie kanapek. Albo czytania książki. Zerkasz tylko na ekran raz na pół godziny i już doskonale wiesz, co się wydarzyło.

Naprawdę nie mam pojęcia, jakim cudem ta produkcja ma na imdb ocenę 8,2/10. Ja daję 4/10.