Bądźmy dla siebie mili

Napisałam kiedyś tekst, którego się wstydzę. To był tekst hejterski, pomimo że do niektórych obecnych hejtów się nie umywa. Skrytykowałam w nim dwie blogerki, Basię i Disę, które pisały bloga o takim dzisiejszym lajfstajlu, który wtedy sie tak jeszcze nie nazywał. W moim tekście nie napisałam niby nic obraźliwego, a jednak z jego brzmienia można było wyczytać, że krytykuję autorki i mam o nich niezbyt wygórowane zdanie. Nie pamiętam, czy jedna z nich odpisała mi w komentarzu, czy wspomniała o artykule u siebie, ale pamiętam, że napisała „cóż.. nie każdy musi nas lubić”. Duże wrażenie wywarła na mnie ta odpowiedź, do dziś ją pamiętam. A dziś widzę Basię Pasek, jak spełnia swoje marzenia, które już wtedy jasno formułowała – że chce pracować w telewizji. Strasznie mi głupio, że napisałam wtedy ten tekst. Był złośliwy, nie miał żadnego sensu, a dziewczyny przecież nie robiły nikomu krzywdy, po prostu pisały z pasją o swoim życiu, które różniło się od mojego. Basiu, Diso, jeśli to teraz czytacie – przepraszam. Głupia byłam.

Napisałam też inny tekst, którego może się nie wstydzę, ale którego teraz bym już nie napisała. O feministkach był i o tym, „czemu ich nie lubię”. Artykuł ma ponad 4 lata, ja byłam młoda, a świat widziałam tylko przez pryzmat własnych doświadczeń. Dlatego nie widziałam sensu istnienia feminizmu, bo przecież mnie tam żadna dyskryminacja nie spotkała. Myliłam się. Dziś to wiem, dzięki kolejnym moim życiowym doświadczeniom, przemyśleniom i setkom wysłuchanych oraz przeczytanych historii innych ludzi. Dziś jestem feministką. Wspominam o tamtym artykule z dwóch względów – po pierwsze, żeby pokazać, że nie ma nic złego w zmienianiu zdania i że to naturalne, że rośniemy, dojrzewamy i mądrzejemy. A po drugie dlatego, że temat został odgrzebany ostatnio na twitterze przez kilka osób, które tekst skrytykowały. W dyskusji pojawiły się argumenty dotyczące samej treści artykułu, wyrwane z kontekstu, ale jednak. Doceniam. Poza tym pojawiły się komentarze, że nie można się po tej Segritcie spodziewać wyrafinowania, że „panna” (ja) próbuje wypłynąć na poklasku oraz że „czego można oczekiwać od damskiej wersji Kominka”.

Pamiętam, jeden komentarz pod tym albo innym antyfeministycznym tekstem. Napisała go kobieta. Powiedziała, że ona też tak kiedyś myślała, ale teraz jest feministką. Że może ja też kiedyś zmienię zdanie. Że ona rozumie, że niektóre feministki mogą działać głupio i pochopnie, ale to nie powinno skreślać całego ruchu. I pamiętam, że z całego komentarza biła taka łagodność, próba zrozumienia mnie i zwykła, ludzka serdeczność. Dziś przyznaję tamtej komentatorce rację.

Jest taka blogerka modowa, której karierę śledzę z zapartym tchem. Nazywa się Jessica Mercedes Kirchner i prze do przodu jak lokomotywa. Wzmianki o niej i zdjęcia jej stylizacji pojawiają się w największych i najważniejszych mediach modowych, jest zapraszana na najlepsze pokazy, bierze udział w prestiżowych kampaniach, do tego wygląda świetnie, jest wygadana i ma ten niesamowity zmysł estetyczny, który czyni z niej trendseterkę – a przynajmniej modowego proroka. I teraz się Wam do czegoś przyznam:

Nie podoba mi się większość stylizacji Jess. No kompletnie bym sie tak nie ubrała. Jak ona czasem coś założy, to się zastanawiam, czy to jest do chodzenia po ogrodzie czy na pokaz mody. I co się potem okazuje? Że na pokaz. I ona tak idzie na ten pokaz, paparazzi, którzy w Paryżu wołają do niej po imieniu, robią jej zdjęcia, a potem Vogue to publikuje jako świetną stylizację. Wniosek? Nie znam się na modzie, nigdy się nia nie interesowałam, to nie jest moja broszka. A Jess się zna. Ma wyczucie, umie się ubrać zgodnie z trendami. To jest naprawdę trudne i podziwiam ją za to. Tak, to jest właśnie jedyny, jasny, oczywisty wniosek. Nie że „ona się nie umie ubrać, a ja wiem lepiej”. Nie. To ona jest w tej kwestii lepsza ode mnie i kropka. Umiem się do tego przyznać. Może dlatego, że mam 33 lata i wyrosłam z zawiści. Kiedyś bym chyba nie umiała.

Ze zgrozą obserwuję komentarze na temat Jess i jej stylizacji w różnych polskich portalach i na fanpage’ach. Jadą po niej tak, jak nastolatki jadą po sobie w amerykańskich filmach i w programach typu „my sweet sixteen”. Z tym że to nie są nastolatki. To dorośli ludzie. I wychodzi z nich taka brzydka zawiść, którą czyta się jak w otwartej księdze. „Zazdroszczę, więc nienawidzę”.

Tydzień temu media zdominowała wiadomość, że pewni rodzice posłali swoje niezaszczepione, dwuletnie dziecko na „ospa party” i to dziecko wkrótce zmarło. Internet do dziś nie szczędzi niewybrednych, bardzo obraźliwych, wulgarnych, nienawistnych komentarzy tym rodzicom. A ja widzę dwoje nieprawdopodobnie cierpiących ludzi, którzy nie tylko stracili dziecko (co samo w sobie jest przerażające), ale jeszcze mają świadomość, że umarło z ich winy. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, jak oni teraz muszą cierpieć. Bo czego by o nich nie mówić, nie wysłali dziecka na ospa – party, by je skrzywdzić. Wręcz przeciwnie. Zrobili to z miłości i chęci dbania o nie. Byli po prostu głupi. Naiwni. Niedoinformowani. Zaufali złej, szkodliwej teorii, z którą naukowcy, lekarze, a także tacy zwykli rodzice jak ja walczymy od lat. Ale do tych rodziców nasze argumenty nie dotarły i teraz – uwierzcie mi – ponoszą największą możliwą karę. Nie trzeba im dokładać. Jest naprawdę ogromna różnica pomiędzy piętnowaniem pewnego zachowania i głupoty – a piętnowaniem człowieka.

Tekst o Disie i Basi dawno wykasowałam, bo godził personalnie w dziewczyny. Tekstu o feministkach nie kasuję, żeby pamiętać. Pamiętać, że myślałam kiedyś inaczej, że pewnych rzeczy nie znałam, nie wiedziałam czegoś i choć z wieloma kwestiami tam poruszonymi wciąż się zgadzam, to część jest już głupia lub naiwna. I nie kasuję go, żeby pamiętać o tym, jak ta jedna moja czytelniczka miała rację i jak jednym, łagodnym, miłym komentarzem przyczyniła się do mojej zmiany zdania.

Ludzie popełniają błędy. Wszyscy popełniamy błędy. Bądźmy wobec innych wyrozumiali, jeśli chcemy, by kiedyś to oni byli wyrozumiali wobec nas. Mam wrażenie, że najgłośniej krzyczą i najbardziej ranią ci, którzy sami sobie wybaczyć pewnych błędów nie umieją. A warto.

Niektórzy ludzie mają też inne zainteresowania i inny gust niż my. Nam te zainteresowania i ten gust mogą wydawać się złe lub głupie, ale każdy kij ma dwa końce. Jakbyś się poczuł, gdyby to Twój gust i Twoją pasję ktoś uznał za głupie? Bo z pewnością znajdą się ludzie, którzy tak je ocenią. Są ludzie mądrzejsi od Ciebie, inteligentniejsi od Ciebie, znający się lepiej na polityce, na filozofii, czytający więcej książek. Zastanów się dwa razy, zanim skrytykujesz kogoś za nieobeznanie, niewiedzę lub powierzchowne zainteresowania.

Obrażaniem, wyśmiewaniem i szyderstwem nikogo nie przekonamy do naszych racji. Pogłębimy tylko przepaść nas dzielącą.

Bądźmy dla siebie mili.