Banda jasnowidzów

Rozwiązała się sprawa zaginionej półrocznej dziewczynki, której od 10 dni szukał cały kraj. I od razu okazuje się, że w Polsce mieszkają sami wróżbici i psychologowie.

Jak widać, wszyscy się domyślali, jak było naprawdę. A więc albo żyjemy w kraju wróżbitów o złych intencjach (bo przecież gdyby ktoś dobry wiedział, co się naprawdę stało z dziewczynką, to by z pewnością powiadomił o tym policję) albo psychologów, którzy wiedzą, jak się powinno przeżywać tragedię i zdają sobie sprawę, że jeśli ktoś nie tryska łzami jak fontanna przed Arkadią, to na pewno jest mordercą własnego dziecka. A pewnie jedno i drugie.

Samą siebie przeszła też pani psycholog sądowa, która wypowiadała się niedawno w TVN24, jak to wcale jej rozwiązanie sprawy nie dziwi, bo ojciec dziecka był za spokojny. Za spokojny. Psycholog z papierami to mówi. Cycki opadają. A pani psycholog nie słyszała, że różnie można reagować na porwanie własnego dziecka? Nie nauczono jej, że nie ma czegoś takiego jak „niewłaściwe przeżywanie tragedii”? Jedni zalewają się łzami, drudzy spokojnie analizują sprawę i starają się znaleźć rozwiązanie, jeszcze inni w ogóle nie dają po sobie znać, że coś się wydarzyło i wierzą, że jeśli będą zachowywać się normalnie, wszystko to okaże się złym snem.

Nie wiemy, co się stało. Nie mamy bladego pojęcia. Znamy jakieś wyrwane z kontekstu informacje przetrawione przez media i wyplute nam na zasadzie serwowania sensacji. I nie poznamy wiele więcej. Nie wiemy, kto był w sprawę zamieszany. Nie wiemy, czy doszło do morderstwa – czy raczej był to nieszczęśliwy wypadek, po którym matka w szoku zainscenizowała całe porwanie. I mam ochotę powiedzieć „wzajemnie” wszystkim tym, którzy życzą teraz rodzicom Magdy „czapy”, nazywają jej matkę „suką” i „szmatą”. Lepiej Wam? Serio?