Siedzę nad morzem od środy. Tam, gdzie mieszkam, nie ma sieci. Ml-ka była bardzo zajęta bardzo ważnymi sprawami bardzo do dziś. W końcu powiedziała, że mogę wpaść. Resztkami sił dowlokłam się do niej. Trzęsące się ręce, bezwiednie (nawet przez sen) wstukujące hasło na niewidzialnej klawiaturze, nienaturalnie opalona skóra, mnóstwo nowych znajomych, głód informacji z blogosfery – to symptomy, które męczyły mnie coraz bardziej. Internetowy detoks dawał się we znaki.
Wchodzę do ml-ów. Soczek. Poproszę. Dziękuję. No to… Hm.. Fajnie Was widzieć. Ciebie też. To gniazdko jest wolne? Odłącz lampkę. OK. Super. Łączenie z siecią. Nie można nawiązać połączenia. Kruwaaaa!!!
ON: No nie. Trzeba będzie gadać.
JA: No…
Cisza.
JA: To opowiedz, co u Ciebie.
ON: Ja już opowiadałem.
ONA (ubiega moje pytanie): Ja też!
Cisza.
ONA: Powiedz, co u Ciebie.
JA: No.. Normalnie.
ONA: Aha..
Cisza
JA: To ja pokombinuję z tymi połączeniami.
ON: To ja zresetuje router.
W końcu udało się. I nagle normalnie można było gadać. :)
Fajnie usłyszeć, że Segritta jest człowiekiem – ma słabości i niedoskonałości. Krzepiące :)
No wreszcie jakaś sensowna notka. Podoba mi się. Pozdrawiam.
czy to już choroba, czy jeszcze tylko dziwactwo?
Seg mówi tu o atrakcyjności kobiet i mężczyzn, wygląda na ciekawą partnerkę do rozmowy, ale jeśli bez netu nie ma o czym mówić, to nagle stała się jakby nieco mniej atrakcyjna…
No ale oczywiście z całą pewnością ww. historyjka jest mocno przerysowana, więc luz :D
Mozna żyć bez netu, ale po co?
dymo, no właśnie ;)
alxa, ale interpretacja. niech cię :)
ml76 – podobno pierwsze skojarzenia są zawsze najlepsze ;)
ale serio, to jestem pewien, że to tylko wynik przymusowej głodówki ;) odrobina promieniowania z monitora i wszystko jest cacy :)
To dziwne, bo mi sieć zawsze kojarzyła się z morzem.
a mnie z rybami, a rybka lubi pływać
Hehe… można, tylko jak widzę na waszym przykładzie, oszczędza się na rozmowach ;)
melasa – OPA! :D
A notka dużo prawdy w sobie ma. Amen!
Gdy padnie net, najbardziej doskwiera mi nie niesurfowanie, ale brak takiej możliwości w miejscach, w których zawsze bez ograniczeń mogłam to robić (dom, praca). Zaczynam się wtedy „dusić” (odmiana klaustrofobii?), jestem rozdrażniona i w ogóle nie mogę się pozbierać, zwłaszcza jeśli taki stan trwa dłużej i trudno przewidzieć, kiedy się zmieni. No szlag mnie trafia!! Net się pojawia i zaczynam normalnie funkcjonować nawet niewiele korzystając z niego. To chyba już choroba. ;-)
No a morze to się kojarzy jeszcze z surfowaniem właśnie.