Czym nas kupiła Jennifer Lawrence

jennifer

Świat zakochał się w świeżej laureatce Oscara, Jennifer Lawrence, która ujęła publiczność skromnością, naturalnością i szczerością. No właśnie. Bo ja nie wierzę w te skromność i naturalność. To jest aktorka. Aktorki są egocentrycznymi mistrzyniami kamuflażu i umieją tak ładnie udawać niewinność, że ludzie się na to łapią. A jednak oddaję Jennifer to, co jenniferowe i biję jej brawo za odwagę w rozbrajaniu pytań, bo jest to sztuka.

Nie wiem, czy byliście kiedyś przepytywani w wywiadzie albo konferencji prasowej. Albo czy postawił Was ktoś kiedyś przed kamerami i kazał się produkować na żywo. To dość dziwne doświadczenie dla kogoś, kto nie był w dzieciństwie medialną gwiazdą i pamiętam doskonale moją tremę, gdy musiałam po raz pierwszy przemawiać do obiektywu. Nagle włączyły mi się jakieś dziwne wzorce wpojone przez celebrytów: że trzeba gadać. Rozwijać myśli. Nie dopuszczać do ciszy i najlepiej domyślać się, o co dokładnie chodzi osobie zadającej pytanie. I nagle zdałam sobie sprawę, że na jakieś banalnie proste pytanie w stylu „czy jesteś rozpoznawana na ulicy” nie odpowiadam zwykłym „rzadko”, tylko zaczynam drążyć i tłumaczyć się z tego, kiedy się to zaczęło, kiedy po raz ostatni się zdarzyło, jak się z tym czuję, co to za sobą niesie itp. Wychodzi z tego pusta gadanina, bo tak naprawdę nie mam nic więcej do powiedzenia w tej kwestii niż …właśnie: „rzadko”.

Byłam kiedyś w telewizji na żywo i redaktor programu zbeształ mnie, że na któreś z pytań odpowiedziałam „nie wiem”. Bo nie wiedziałam. Nie miałam zdania. Nie pamiętam już, o co dokładnie chodziło, ale ta odpowiedź była po prostu zgodna z prawdą. Dowiedziałam się, że nie wolno mi nie wiedzieć. Takie już są prawa telewizji, że muszę mieć zdanie na każdy temat – i najlepiej, żeby to było zdanie wyrażone odważnie, bez zawahania. Widz źle ocenia osobę, która mówi „nie wiem”. Uznaje ją za głupią i mdłą.

Przypomniały mi się wtedy zajęcia z kulturoznawstwa w Paryżu, na których mój ukochany wykładowca opowiedział o różnicy w odpowiadaniu na pytania w kulturze zachodniej i wschodniej. To jest bardzo ciekawe, więc skupcie się teraz i zastanówcie, do którego z modeli pasuje Wasze zachowanie:

W kulturze zachodniej, gdy zadasz komuś pytanie, oczekujesz szybkiej odpowiedzi. Im szybsza reakcja, tym lepiej, bo oznacza, że pytany nie zastanawia się nad swoim zdaniem, nie kombinuje, nie kłamie, nie kręci. Mówi, jak jest. Nie mamy zaufania do ludzi, którzy zbyt długo milczą po pytaniu.

W kulturze wschodniej, np. w Chinach, zanim udzieli się odpowiedzi na pytanie, warto chwilę poczekać i zastanowić się nad nią, bo to oznaka szacunku dla odbiorcy. Taki dowód na to, że nie rzucasz mu jakiegoś ochłapu, tylko poważnie analizujesz pytanie i zastanawiasz się nad odpowiedzią, by była ona jak najbardziej adekwatna, prawdziwa i pomocna.

Do mnie przemawia ten „wschodni” model i rozszerzam go na parę innych zwyczajów, które staram się w sobie pielęgnować. Właśnie to „nie wiem”: czasem po prostu nie znam odpowiedzi na pytanie i niech mnie Bug broni przed typowym dla polityków brnięciem w jakąkolwiek opinię i odpowiedź. A młoda laureatka Oscara przypomniała mi, że nie mamy obowiązku bronić słabego pytania i gdy dziennikarz każe opisać moją kreację, mogę tak jak Jennifer odpowiedzieć: No cóż, tu jest góra a tu jest dół.