Dlaczego zawsze trafiam na beznadziejnych facetów?!

Zainspirowała mnie do tej notki rozmowa z dzisiejszej telewizji śniadaniowej. Pytanie odwiecznie zadawane przez kobiety: dlaczego trafiam ciągle na drani, nieudaczników, męskie cipy lub jakichś toksycznych bolków?!

Nie ma fajnych facetów. Wyginęli. Kiedyś to jeszcze byli, ale teraz sami debile. Wszyscy najlepsi już zajęci. Albo: bo ja przyciągam takich skurwysynów.

Droga kobieto, jeśli podpisujesz się pod tymi utyskiwaniami, to mam dla Ciebie dobrą wiadomość: pierdolisz bez sensu. Jest to dobra wiadomość, ponieważ oznacza, że masz jeszcze szansę znaleźć fajnego faceta. Tylko uwaga – w tym celu będziesz musiała zmądrzeć.

Jest mnóstwo fajnych facetów. Tak, jest też mnóstwo fajnych, wolnych po trzydziestce. Powiedziałabym wręcz, że ci są najfajniejsi, bo jeśli facet się hajta w wieku dwudziestuparu lat, to ja takiego i tak bym nie chciała. Są wysportowani i misiowaci, są dominujący i partnerscy, są ściśli i artystyczni. No wybierać można jak w Ikei. Tylko – no właśnie – sama musisz wiedzieć, czego chcesz i zaakceptować swoje ciągoty – albo wprost przeciwnie: powalczyć z nimi, uświadamiając sobie na początku, z czego wynikają. Bo na przykład możesz być DDA i lecieć na uzależnieniowców. Bo gdzieś w głebi duszy chcesz naprawić tatusia alkoholika. W takim przypadku idzie się na terapię jak biały człowiek i powoli wychodzi ze swoich problemów. To potrwa ale będzie dużo skuteczniejsze od upijania się z koleżankami i narzekania.

Prawda jest taka, że nie istnieje coś takiego jak szczęście lub pech do facetów. To my sami wybieramy sobie partnerów. Jedni nas fascynują, inni nie. Jednych uwodzimy, drugich nie. Jednym pozwalamy się poderwać – innym mówimy „dziękuję, postoję”. Jeśli zauważasz w swoim życiu jakiś zły, powtarzalny schemat (każdy z moich facetów „okazał się dupkiem”), to czas to po prostu zmienić, analizując swoje podejście. Bo gwarantuję Ci, to w TOBIE tkwi problem. Jeśli samoanaliza nie wystarcza a koleżanki tylko pogarszają sprawę, pocieszając Cię na modłę „co za idiota! Będzie żałował!”, to czas zwrócić się do specjalisty. Nie, nie do mnie. Do specjalisty psychologa.

Ja miałam w życiu samych cudownych mężczyzn. Tak cudownych, że nawet po rozstaniu zostajemy przyjaciółmi, bo nie chcę tracić kontaktu z wartościowymi ludźmi. Moi mężczyźni nigdy nie wyzywali mnie od dziwek, nie włamywali się na moją pocztę, byli świetnymi kochankami, partnerami, przyjaciółmi. Rozstania, choć nigdy nie były czymś miłym, przebiegały z klasą i wzajemnym szacunkiem. Mam szczęście? Nie. Mam zdrowe podejście do mężczyzn i umiem przewidzieć, czy facet będzie miał klasę czy nie. Jak? Słucham się swojego instynktu i nie ignoruję ostrzegawczych diod, które czasem zapalają się na początku znajomości.

Facet zachował się niekulturalnie? Pa. Okłamał mnie? Pa. Nadaje na swoją byłą? Pa. Ma problem z narkotykami? Pa. Strzelił focha? Pa. Nie jara mnie w łóżku? Pa. Śmierdzi mu z ust? Pa. Ja wybieram tylko ideały. Serio. IDEAŁY. Bo one istnieją.

No i z Wami jest jeszcze jeden problem. Wy źle podchodzicie do związków. Najpierw marzycie o jakimś idealnym facecie, potem go szukacie, a potem jesteście rozczarowane, że ten, którego poznałyście, ideałem nie jest. „Znowu się nie udało”. Bitches please… Nie szukajcie związków. Nie szukajcie facetów. Poznawajcie ich. Jeden okaże się świetnym przyjacielem, inny kochankiem, inny partnerem. Nie starajcie się go od razu wcisnąć w przegródkę „książę na białym koniu”, bo to po prostu nie wyjdzie. A jak poznacie odpowiedniego, to zastanówcie się, czy chcecie z nim spędzić resztę życia. Tylko bądźcie gotowe na to, że z tych planów może nic nie wyjść – i wtedy też nie zwalajcie winy na biednego mężczyznę. Nie każdy związek musi trwać wiecznie. Ba, kto w ogóle powiedział, że takie związki są najlepsze?

Czasem mam wrażenie, że kobiety zmuszają się do zaakceptowania teorii, że idealne życie wymaga ślubu przed trzydziestką i spędzenia reszty życia z jednym i tym samym facetem. OK, niektóre faktycznie są do tego stworzone, ale zastanówcie się, czy Wy też się do tej grupy zaliczacie. Bo może nie. Może odnajdziecie szczęście w kilku, kilkuletnich związkach. Albo nawet w skakaniu z kwiatka na kwiatek. A może w wieku 50 lat poznacie swój ideał, z którym się szczęśliwie zestarzejecie – a do tego czasu oboje przeżyjecie kilka mniej udanych, ale kształtujących Wasze osobowości związków. Może nie chcecie dzieci? Albo ślub nie jest Wam do niczego potrzebny? Może największą radochę macie ze związków, w których co chwila miotają Was emocje, schodzicie się i rozstajecie? Może lubicie dominować a Wasz facet nie potrafi zorganizować byle wyjazdu na weekend, ale w takiej właśnie relacji świetnie się odnajdujecie? Pytanie: czy, odrzuciwszy to całe kulturowe zaprogramowanie, bajki disneya i marzenia koleżanek, potraficie z całą pewnością stwierdzić, że nie to Wam daje szczęście? Bo może daje.

Tylko błagam, przestańcie już na tych mężczyzn narzekać, bo facet jaki jest – każdy widzi,  takich sobie wybrałyście, takich macie – i albo ich akceptujecie, kochacie i szanujecie – albo ich rzućcie. Bo jeśli jesteście z nimi tylko po to, by nie być singielkami, to ja bardziej facetom współczuję niż Wam.

PS. A prawdziwa odpowiedź na tytułowe pytanie brzmi: BO WSZYSTKICH ZAJEBISTYCH ZABRAŁA SEGRITTA!