Posty z prośbą o pomoc na Facebooku – czyli dlaczego czasem szkodzisz, pomagając.

Mam wśród swoich znajomych na Facebooku kilka, może kilkanaście osób, które są bardzo zaangażowane w pomoc potrzebującym. Są to ludzie związani z organizacjami charytatywnymi, wolontariusze w schroniskach dla bezdomnych zwierząt albo po prostu bardzo wrażliwi ludzie, którzy czują potrzebę dzielenia się ze światem wstrząsającymi apelami o pomoc chorym dzieciom. Posty większości tych osób nie wyświetlają się u mnie w newsfeedzie, bo ukryłam sobie ich aktywność na portalu.

Zrobiłam to z prostej przyczyny: ich posty są dla mnie zbyt trudne do przetrawienia, gdy pojawiają się tak często każdego dnia i nie jestem w stanie im sprostać emocjonalnie. Płaczę za każdym razem,gdy widzę zdjęcie skatowanego zwierzęcia lub niewinną twarzyczkę umierającego na ciężką chorobę dziecka. Gdybym dostawała tych zdjęć i historii kilka dziennie, nie byłabym już stanie być szczęśliwą. Z pewnością jest to powód dość egoistyczny i znajdą się tacy, którzy będą moralnie piętnować moją decyzję, ale i tak się jej nie wstydzę. Co więcej, zachęcam Was do tego samego.

Innym przykładem mojego „egoizmu” jest fakt, że nie poruszam na blogu zbyt wielu tematów związanych z akcjami charytatywnymi. Jako blogerka dostaję miesięcznie kilka (lub w pewnych momentach w roku nawet kilkanaście) propozycji wzięcia udziału w jakiejś akcji charytatywnej i prośbę o wsparcie takiej akcji poprzez opublikowanie na blogu oraz w moich kanałach social mediowych. Nie robię tego, bo… wyobraźmy sobie, że zgadzam się na każdą prośbę o wsparcie zbiórki pieniędzy na leczenie jakiegoś dziecka lub opisanie innej kampanii na rzecz ratowania biednych kotków. Mój blog staje się dość szybko słupem z ogłoszeniami charytatywnymi, a moi czytelnicy, którzy przychodzą tu po porady męsko-damskie lub parentingowe przestają mnie subskrybować. Nie zdziwiłabym się. W konkretne miejsce w sieci wchodzisz po konkretny kontent, a nie po to, by widzieć cierpienie i podejmować decyzję czy – i jak chcesz temu cierpieniu zaradzić. Oczywiście niewiele osób szuka miejsc, gdzie pojawiałyby się tylko takie ogłoszenia, dlatego uważam, że raz na jakiś czas warto zaangażować się w jakąś akcję dobroczynną, ale uważam też, że jeśli jest ich zbyt wiele, de facto tracimy zasięg i wpływ na odbiorców (lub znajomych, jeśli mówimy o prywatnym profilu na Facebooku), który pomaga w osiąganiu dobrych celów i uświadamianiu społeczeństwa.

Podejmowanie decyzji w oparciu o emocje i chwilowe zrywy nie jest zawsze najlepszym rozwiązaniem. Ba, czasem wręcz szkodzi. Między innymi to jest głównym założeniem tak zwanego efektywnego altruizmu, czyli ruchu, którego celem jest propagowanie jak najlepszego, jak najbardziej efektywnego pomagania potrzebującym – czyli takiej pomocy, która daje najwięcej – jak najmniejszym kosztem. Dam Wam przykład z naszego podwórka:

Z pewnością nie raz trafiliście na Fejsie na ogłoszenie, które błagało o pomoc dla bezdomnych szczeniąt znalezionych w jakimś rowie. Jest przy takim poście zdjęcie psów w złych warunkach, chorych lub zachudzonych. Jest też straszna historia, która naprawdę chwyta za serce. Chodzi o to, by jak najszybciej znaleźć dla nich dom i pierwszym odruchem empatycznego, dobrego człowieka będzie chęć przygarnięcia takiego psa, a przynajmniej znalezienia mu domu poprzez popytanie znajomych lub udostępnienie posta dalej. Ta ostatnia aktywność wpisuję się z kolei w ideę sklacktivismu, czyli zjawiska wspierania inicjatyw dobroczynnych lub społecznych poprzez „leniwe” kliknięcie lajka, share’a, wpisanie komentarza, lub złożeniu podpisu pod jakąś petycją. Sęk w tym, że takie działanie – choć w jakimś stopniu pomaga potrzebującym (pomaga znaleźć dom bezdomnemu psu), jest w istocie mało efektywną dobroczynnością. Dużo więcej dobrego bowiem zrobimy, jeśli zamiast udostępniać post o bezdomnych szczeniaczkach – udostępnimy post namawiający ludzi do sterylizacji /kastracji psów niehodowlanych. Choć obie aktywności „kosztują” nas tyle samo, to ta pierwsza pomaga tylko jednemu psu – a druga pomaga w ogóle uniknąć problemu bezdomności.

Problem bezdomnych psów nie wynika bowiem z tego, że zbyt mało ludzi chce adoptować szczenięta. Wynika z tego, że ludzie zbyt pochopnie rozmnażają swoje psy, że kwitnie handel psami bez rodowodów, że ludzie bez przemyślenia kupują lub adoptują psy, które potem okazują się ciężarem i są wyrzucane z domu, że psy są pozostawiane samopas i rozmnażają się bez żadnej kontroli, w wyniku czego rodzi się zbyt wiele niechcianych szczeniąt lub szczeniąt chorych, których nikt nie chce adoptować. Dużo więcej dobrego zrobisz więc, czytając o akcji rasowy = rodowodowy, propagując to myślenie wśród znajomych lub udostępniając posty namawiające ludzi do sterylizacji lub kastracji swoich zwierząt. W ramach pomocy bezdomnym psom możesz też wspierać schroniska dla psów finansowo lub rzeczowo, zawożąc im karmę, stare koce i miski lub dając im siebie i swój czas, wyprowadzając bezdomne psy na spacery. To są akcje i działania, które wpływają lepiej na złą sytuację bezdomnych zwierząt niż szukanie domku jednemu Kajtkowi z pozostawionego w lesie miotu. Co więcej – jeśli skupisz się na pomaganiu takim pojedynczych przypadków bezdomnych psów i zapełnisz nimi większość swoich postów na Fejsie, to istnieje poważne ryzyko, że wielu z Twoich znajomych przestanie te posty obserwować.

Efektywny altruizm to nieustanne szukanie najlepszych dróg pomocy potrzebującym w jak najlepszy sposób. Oznacza to też, że czasem lepiej pomagać kilku konkretnym celom – ale lepiej – niż wielu, ale w mniejszym stopniu. Wychodzę tu z założenia, że każdy człowiek powinien wybrać sobie cel, misję, która jest mu najbliższa, w której jest najbardziej kompetentny lub o której wie najwięcej i na niej skupić swoje działania dobroczynne. Nie musisz się angażować w każdą dobroczynność, by realizować swój moralny obowiązek pomagania*. Na przykład dla kogoś, kto choruje na stwardnienie rozsiane lub ma wśród bliskich taką osobę, naturalne będzie wybranie wspomagania fundacji zajmującej się pomocą chorym na SM.

Moja dobroczynność skupia się na pomocy bezdomnym psom. Od zawsze to właśnie one budziły najwięcej mojego współczucia i część mojego życia związałam właśnie z psami. Dlatego od wielu lat propaguję ideę odpowiedzialnej hodowli, kastracji / sterylizacji psów nierodowodowych, których rozród nie jest w żaden sposób kontrolowany, wspieram schroniska pomocą rzeczową oraz mam stałe zlecenie przelewu, co miesiąc pomagając finansowo Azylowi pod Psim Aniołem. To jest moja domena, to jest mój „dobroczynny” temat i kierunek, który czasem poruszam na blogu. Dodatkowo co roku osobiście wspieram WoŚP oraz Szlachetną Paczkę, bo obie te inicjatywy bardzo cenię i gorąco im kibicuję. Czasem wspominam o nich na blogu lub w Social Mediach. Pozostałym propozycjom niestety mówię nie. Nie dlatego, że ich nie popieram – tylko dlatego, że zdecydowałam się na inne kierunki pomocy charytatywnej.

Was też zachęcam do wybrania jednej lub kilku domen w sferze dobroczynności, którą chcecie wspierać – poprzez edukowanie, wolontariat lub przez bezpośrednią pomoc rzeczową lub finansową. Zachęcam Was też do bliższego zapoznania się z ideą efektywnego altruizmu oraz z takim wyborem swojej aktywności, która przyniesie najwięcej korzyści potrzebującym. Okazuje się bowiem, że niektóre naprawdę duże organizacje charytatywne przekazują potrzebującym zaledwie kilka procent wpływów z fundacji. Dlatego dobrze zapoznajcie się z danymi dotyczącymi wydatków kilku organizacji i  wybierzcie tę, która pomaga najwięcej. Nie łudźcie się też, że udostępnianie lub jakowanie postów z makabrycznymi zdjęciami jest dobrym sposobem na dobroczynność. Po pierwsze – dość często takie viralowe posty są zmyślone lub już nieaktualne. Po drugie – wasi znajomi mogą dość szybko zrazić się do Waszych publikacji w ogóle. Po trzecie – dużo więcej dobrego zrobicie, jeśli wpłacicie na konto jakiejś fundacji po prostu pieniądze zamiast udostępniać zdjęcie.

charity

* Nazywam to moralnym obowiązkiem, bo zgadzam się z myślą, że nagannym jest niepomaganie w ogóle. Uważam, że mając niezaprzeczalne szczęście (bo przecież nie decydowaliśmy, gdzie i komu się urodzimy) życia w rozwiniętym, dość bogatym społeczeństwie, będąc zdrowym i korzystającym z wszelkich nowoczesnych praw i udogodnień człowiekiem, powinniśmy jakąś część naszego czasu, pieniędzy lub zasobów, które mają dla nas względnie niewielkie znaczenie, przeznaczyć tym, dla których to znaczenie jest dużo większe. I jeśli trzydzieści złotych dla mnie oznacza tylko rezygnację z jednego wykwintnego deseru w drogiej restauracji – a dla kogoś może być kwestią życia lub śmierci – to powinnam mu te 30 złotych dać.