Wigilia. Matka rodzicielka opowiada mi i Mścisławowi historię.
MR: Słuchajcie, już od jakiegoś czasu widuje na spacerach w parku takiego faceta w plecaczku. Bardzo kulturalny człowiek. Tak normalnie wygląda…
Mścisław: a skąd wiesz, skoro on w plecaczku?
Ja i M wybuchamy śmiechem. MR zupełnie poważna czeka, aż nam przejdzie.
MR: No i słuchajcie, to bardzo miły człowiek, czasem słyszę, jak rozmawia przez telefon. Wiecie, po głosie można poznać, kto co sobą reprezentuje…
Ja: No ja myślę. Siedzi sobie taki biedny facet w plecaku i tylko głos jego słyszysz… „Przepraszam… Przepraszam… czy mogłaby mnie pani wypuścić…? Przepraszam!”
Ja i M znów się śmiejemy, niemal spadając z krzeseł.
MR: No ale weźcie dajcie dokończyć. Niekulturalni jesteście, naprawdę. A więc słyszę go czasem i widzę, że facet jest ewidentnie samotny…
Ja: Fakt, dwóch się w plecaczku nie zmieści.
M zaczyna płakać ze śmiechu.
MR: Oj przestań już. Chodzi o to, że spotkałam go dziś w parku i znów on taki sam, więc go zaprosiłam do nas na wigilię. Bo facet taki kulturalny, spokojny, widać, że nie pije i ani razu go nie widziałam z papierosem. Nie pali…
Ja: Nic dziwnego. Gdyby on w takiej małej przestrzeni zapalił…
Ja i M już leżymy ze śmiechu na podłodze i w tym momencie MR doznaje olśnienia.
MR: A! Bo wam chodziło o to, że on _W_ plecaczku.. no tak…
M: A ty myślałaś, że z czego się tak śmiejemy?
MR: Nie wiem, że może coś paliliście a ja nie wyczułam…