Internet kontra telewizja

To nie będzie profesjonalny, przemyślany wpis poparty badaniami, wykresami i statystykami. To nie będzie też opinia znawcy, bo znawcą nie jestem. To będzie taka luźna myśl zainspirowana dzisiejszą konferencją Maćka Budzicha MediafunLAB o vlogach, na której pojawiła się też stara (ale wciąż aktualna, bo to się dzieje na naszych oczach) kwestia: czy youtube jest tylko drogą do telewizji czy narzędziem do kariery w sieci. Czy w ogóle można mówić o karierze w sieci, skoro na youtubie kokosów się nie zarabia. Czy to się zmieni w przyszłości? Jak dalekiej? I w jakim kierunku zmierza telewizja?

Jestem zakochana w internecie. Bo po raz pierwszy ludzkość ma narzędzie do ekspresji, które właściwie nie wymaga ani znajomości ani nakładów finansowych ani twardych łokci w przepychaniu się przez castingi, wydawnictwa i procedury rekrutacyjne. Każdy może coś napisać i od razu to upublicznić. Każdy może podzielić się ze światem swoimi zdjęciami, obrazami, filmami lub muzyką. Nie ma cenzorów, nie potrzeba do tego pieniędzy ani znajomości. Mamy medium, które działa w pełni demokratycznie, bo o sukcesie dzieła lub produktu decydują jego odbiorcy. Oczywiście początki internetu były chaotyczne i pewnie wciąż ten chaos jest – a przynajmniej tak obecną sytuację będą określać internauci za 10 lat. Bo dzisiejsi giganci sieci, cewebryci, vlogerzy i blogerzy są dopiero pionierami a w wyścigu o popularność wciąż łatwo ich przebić. Co chwila pojawia się ktoś, kto założył kanał na youtube pół roku temu i już przebija tych, którzy vlogują od sześciu lat. A wszystkim przybywa subów, fanów, czytelników (czasem to aż zastanawiające, jak pozornie słaby kontent, nieaktualizowany, wręcz porzucony, zdobywa sobie nowych fanów). Statystyki rosną, bo ludzie rezygnują z tradycyjnych mediów na rzecz internetu, grzebią się w jego wnętrznościach i znajdują nagle coś dla siebie. I wcale im się nie dziwię.

Internet kontra „stare” media. Tu możemy wybierać to, co chcemy oglądać – w telewizji jesteśmy skazani na wybór jakiegoś pana na etacie. Tu możemy komentować – opinią o artykule w gazecie możemy podzielić się tylko z fryzjerką. Naprawdę nie rozumiem, w czym telewizja lub tzw. „papier” miałby być lepszy od sieci i jak zamierza utrzymać się na powierzchni. Dla mnie stare media przegrywają w tym starciu pod każdym względem i jestem przekonana, że niedługo zginą. Telewizję odstawiłam już dawno. Gazety mają jeszcze jakiś urok papieru trzymanego w dłoniach. Tylko to. No i radia się nie wyrzeknę, bo jego zadaniem jest bycie tłem dla różnych czynności domowych. Ale to w sieci spędzam czas. To w sieci szukam aktualnych informacji, inspiracji, sztuki, rozrywki, wiedzy, kontaktów… I choć raz na jakiś czas słyszę, że telewizja żyje i ma się dobrze, to zastanawiam się, kto tak naprawdę ją ogląda. Bo jakoś niewielu z moich znajomych się do tego przyznaje. Wielu w ogóle nie ma telewizora. I nie mówię tu tylko o znajomych z branży blogowej (to by było dość oczywiste ;)), ale tez o znajomych ze studiów, mojej mamie lub sąsiadach. Poznając kogoś przy whisky na mieście prędzej czy później pada hasło „to zgadajmy się na fejsie” i jakoś każdy tego fejsa ma.

Mogłabym Was teraz spytać, ilu z Was woli telewizję od internetu, ale to byłoby trochę jak pytać o preferencje polityczne na zebraniu Ruchu Palikota. ;) Mimo wszystko jednak uważam, że komputerów będzie coraz więcej a telewizorów coraz mniej. Ludzie wybiorą internet. A co za tym idzie – i reklamodawcy się tam przeniosą. Dostrzegą wreszcie, że bardziej im się opłaca zapłacić 5k blogerowi z 100k UU miesięcznie niż tyle samo gazecie o miesięcznym nakładzie 50k. Zorientują się, że lepiej sponsorować vlogera niż puścić reklamę w bloku przed jakimś telewizyjnym talk-showem. To się po prostu będzie bardziej opłacało. To już się bardziej opłaca. Tylko jeszcze twórcy treści w internecie muszą się nauczyć, że ich praca ma wartość.

Dlatego w pełni popieram Cezika, który na konferencji wyparł się planów związanych z telewizją. Powiedział, że to byłoby jak robienie kroku wstecz. Byłoby?