Jak zaangażować podświadomość do rozwiązywania problemów

Jako że psy od ludzi się właściwie niewiele różnią w mechanizmach działania, wychowania i uczenia się, bardzo często posiłkuję się moimi psimi doświadczeniami, żeby wytłumaczyć znajomym

Najmądrzejszy pies na świecie czyli mój Hermes był kiedyś zawodnikiem agility czyli takiego psiego sportu, w którym zwierzę musi jak najszybciej i najdokładniej pokonać złożony tor przeszkód w odpowiedniej kolejności. Poza przeszkodami do skakania, tunelami i kładkami jest tam też slalom (klik po film), którego pokonywanie robi ogromne wrażenie na psich laikach, bo jest dla psa mało naturalne. Wszyscy widzieliśmy psy wspinające się na różne przeszkody lub skaczące nad nimi – ale żeby zwierzak sam z siebie szedł slalomem między tyczkami, to już widok rzadszy i niewątpliwie ciekawy. Wymaga też od pary człowiek – pies sporo cierpliwości w procesie nauczania. Ja i Here uczyliśmy się slalomu ze dwa miesiące, z marnym skutkiem, po czym zaczęły się wakacje i z racji różnych podróży i wyjazdów zrobiliśmy sobie od agility przerwę. Zostawiliśmy slalom na etapie, w którym pies wysyłany na przeszkodę wpadał między dwa pierwsze słupki (nie zawsze od właściwej strony), po czym czekał na to, aż zostanie smakołykiem poprowadzony między kolejnymi. Sam z siebie do przodu nie szedł. Co najwyżej w bok, na inną przeszkodę, zupełnie nie rozumiejąc, czego od niego wymagam.

W ciągu dwóch miesięcy wakacji ani razu do agility nie wróciliśmy. Byliśmy na spływie kajakowym, nad morzem, w Warszawie. Chodziliśmy na spacery, jeździliśmy samochodem i trochę się szkoliliśmy, ale tylko w zakresie posłuszeństwa – nie agility. W końcu wakacje się skończyły i we wrześniu pojechaliśmy znów na podwarszawski tor, żeby kontynuować naukę. Doskonale pamiętam ten moment, gdy weszłam z Herem na plac, wysłałam go na kilka hopek, w tunel, na kładkę i – wreszcie – na slalom. Bez zastanowienia minął pierwszą tyczkę ze swojej lewej i skupiony na kolejnych przeszedł sam, bez żadnej pomocy, cały slalom. Nie mogłam się nadziwić, jakim cudem pies przez dwa miesiące nietrenowany „nauczył się” w tym czasie czegoś, czego regularne, częste treningi go nauczyć nie mogły.

To mnie nauczyło, że jeśli długo i usilnie próbuję się (lub kogoś) czegoś nauczyć a efekty niestety nie są satysfakcjonujące, warto sobie zrobić przerwę. Czasem wystarczy godzina – jeśli uczyłeś się pół dnia, a czasem cały miesiąc, jeśli uczyłeś się pół roku. Nie bez kozery uczniowie mają swoje przerwy, weekendy i wakacje. Nie bez przyczyny też najlepiej zapamiętujemy nie to, co wykładowca mówi po środku wykładu – ale na jego początku i końcu. Ale w tym robieniu sobie przerw chodzi też o coś więcej – nie tylko o odpoczynek dla mózgu i przygotowanie do dalszej nauki: podczas przerw też się uczymy.

Przykład z Hermesem, który zrobił ogromne postępy podczas wakacji od agility przywodzi na myśl inne mechanizmy, które na pewno znacie z autopsji:

1. W trakcie rozmowy przywołujesz na myśl jakiś przykład, ale zupełnie nie umiesz go nazwać – choć nazwisko, tytuł lub miejsce jest Ci przecież doskonale znane. Po prostu jakimś cudem teraz wypadło z głowy. Im intensywniej o tym myślisz, tym trudniej Ci na to wpaść.

2. Znasz jakieś nazwisko lub nazwę doskonale i najprawdopodobniej bez problemu użyłbyś ich w rozmowie, gdyby zaszła taka konieczność. Ale zdarza się inna sytuacja – to Twój rozmówca chce ich użyć, a nie może sobie przypomnieć ich brzmienia. Sam fakt, że mówi „nie pamiętam… no wiesz… chodzi mi o…” i nerwowo szuka w pamięci danego zwrotu sprawia, że w pewnym sensie zaraża Cię swoją niepamięcią i Ty też masz pustkę w głowie.

3. Wchodzisz do pokoju w celu przyniesienia sobie czegoś, co w tym pokoju się znajduje, ale w drodze do niego myślisz o czymś innym (lub jakieś inne zdarzenie wytrąca Cię ze skupienia) i zupełnie zapominasz o celu swojej wycieczki. Jedyną metodą na przypomnienie sobie o tym jest wtedy powrót do miejsca początkowego. A i tak nie zawsze to działa.

4. Chcesz się zakochać, szukasz sobie partnerki lub partnera, ale im intensywniej się rozglądasz, tym mniej interesujących ludzi widzisz. I jeśli sam nie byłeś w tej sytuacji, to na pewno słyszałeś o kimś, kto w końcu się poddał i powiedział „koniec z tym, pierdolę te baby, trudno, skupię się na pracy”. No. I wtedy właśnie pojawiała mu się na horyzoncie wybranka serca.

To są właśnie takie przypadki, w których skupienie i intensywność myślenia nie pomaga, tylko przeszkadza w rozwiązaniu problemu, bo proces uczenia się, używania pamięci i szukania dzieje się na poziomie podświadomym. A świadomość i podświadomość mocno ze sobą konkurują i nie zawsze umieją współpracować. Jeśli choć raz mieliście problemy z zaśnięciem, wiecie, że zmuszanie się do zaśnięcia na poziomie świadomości niewiele daje. To odpuszczenie sprawia, że zasypiamy.

Ogromną rolę podświadomości dostrzegali tacy wielcy naukowcy jak Leonardo Da Vinci czy Mikołaj Tesla, którzy często świadomie unikali popularnych w edukacji metod uczenia się i zapamiętywania, żeby dopuścić do głosu podświadomość. Tych technik jest mnóstwo:

– wizualizowanie sobie pomysłu lub projektu w całości zanim się go zapisze;
– pisanie „strumieniem” czyli zapisywanie wszystkiego, co nam przychodzi na myśl i dopiero na końcu wybieranie świadomie tego, co pomoże nam rozwiązać problem;
– powtarzanie sobie problemów przed snem, aby podświadomość rozwiązywała je podczas snu;
– hipnoza;
– zajmowanie się czynnościami mechanicznymi, nieangażującymi intelektualnie, ale wymagającymi skupienia.

Pierwszą i ostatnią technikę stosuję od dawna z wielkim zaangażowaniem. Gdy na przykład piszę artykuł, najpierw wyobrażam sobie, co chcę napisać. Dopiero, gdy znam całość – zapisuję. To widać bardzo wyraźnie po moim pointach w tekstach, a raczej po tym, że ich często nie ma ;) Po prostu często olewam ten ostatni etap notki, a gdy już wezmę się za zapisywanie, nie umiem zmusić kreatywności do wymyślenia pointy.

Uwielbiam też raz na jakiś czas „stracić” wieczór na rozwiązywanie obrazków logicznych, sudoku, mahjonga, pasjansa lub układanie puzzli. To naprawdę niesamowite, jak mi się wtedy wszystko porządkuje w głowie, układa, znajduje swoje miejsce. Po prostu zajmując świadomość jakimś prostym zajęciem (te puzzle to trochę jak danie dziecku do ręki kontrolera od ps3 i mając je z głowy na pół dnia ;)), pozwalamy podświadomości na rozwinięcie skrzydeł. Uwalniamy ją.

Wyzwanie dla Was na najbliższy weekend: sprawcie sobie puzzle z tysiącem części (lub dwoma, jeśli jesteście hardkorami) i ułóżcie je w te dwa dni. W poniedziałek może się okazać, że dostaliście awans ;)

Stay #FOCUS and keep calm!