Jesienne zmiany

Zaczęło się od kapelusza. Ale na nim nie skończyło. Potem przyszły buty a na koniec zmienił się kolor włosów. 

Wcale nie jest łatwo znaleźć dobrą, klasyczną fedorę. Wszędzie albo tandetne kapelutki, które się gniotą, niszczą, odkształcają po jednym sezonie – albo dziwne twory fedoropodobne z fikuśnymi kokardkami, zbyt wąskim rondem albo tasiemkami w kratkę. No i w końcu znalazłam, w WitLeather. Fedora dojechała cała i zdrowa, ręcznie wykonana, solidna i wcale nie taka droga, jak się spodziewałam (95 zł.)

Potem dojechały buty, których mi bardzo brakowało. Miałam same botki, tenisówki i kozaki na pełnej kurwie, ale płaskich, wygodnych butów jesiennych nie miałam. No, to już mam. Z Butyk.pl.

foto ze strony http://www.butyk.pl/

Na koniec postanowiłam skończyć z blondem – a przynajmniej z tym jasnym blondem, który wymagał ciągłego dofarbowywania. Mój naturalny kolor też się do gamy blondów wlicza, ale jest ciemniejszy i hm… spokojniejszy. No a skoro mam już te 30 lat, to czas przecież spoważnieć, stetryczeć i dopasować wygląd do sceny, w której z rówieśnikami rozmawia się o chorobach i sanatoriach. Poszłam więc do Ani z Soell, Ania pokazała mi farby, które mi na głowę nałoży, ja się przeraziłam, bo wydawały mi się ciemnorude, ale w sumie wyszło dokładnie tak, jak chciałam :)
I takie są efekty:

Lifestyle pełną gębą, prawda? :)