Krem z wyciągiem z fiuta.

Lubię używać kosmetyków dla ludzi inteligentnych. Jak odróżnić kosmetyk dla idioty od kosmetyku dla wykształciucha? To proste – po sposobie jego reklamowania.

Po wielu reklamach widać, że ich twórcy mają Cię za idiotę. Sztandarowym przykładem są animacje mające zobrazować działanie jakiegoś produktu. Nikt nie ma złudzeń, że zrozumiesz znaczenie skomplikowanych reakcji chemicznych – od razu jest Ci serwowana wizja tajemniczych małych kuleczek, które wnikają w Twoje włosy i dodają im blasku. Jeśli ktoś Cię kiedyś spyta, na czym polega wyjątkowe działanie pasty Blend-a-med, możesz odpowiedzieć zgodnie z tym, co widziałeś: W paście tej są takie kolorowe kuleczki, które latają wokół zębów i przy zetknięciu z brudem lub zarazkiem – unicestwiają go. Podobnie działają środki czyszczące do podłóg czy płytek ceramicznych. Czasem oprócz kuleczek czyszczących pasty mają takie kuleczki w innym kolorze, które też latają wokół zębów, czekają, aż poprzedniczki zniszczą brud, po czym same przywierają do czystych zębów, rozpłaszczają się i emitują błysk flesza, jednocześnie sprawiając, że zęby stają się białe. Proste, nie? 

Kosmetyki dla idiotów charakteryzują się też tym, że zawierają różne wyciągi z różnych rzeczy. Ważne, żeby te rzeczy miały takie cechy, jakich brakuje Twojej skórze lub włosom oraz – co ważne – aby były drogie, np. kremy z drobinkami złota, kremy z diamentami… Przecież to banalnie logiczne – jeśli chcesz mieć włosy miękkie i mocne jak jedwab, zastosuj na nich szampon z jedwabiem, np Biosilk. Nie wiedziałeś, że pocierając głową o jedwabną apaszkę sprawisz, że Twoje włosy zabiorą temu jedwabiowi jego właściwości? Serio nie wiedziałeś? A jeśli obłożysz się płatkami kwiatów, to Twoja skóra sama będzie miękka, gładka i pachnąca jak te płatki. 

Fajnie by było, gdyby był krem z ekstraktem z Ewy Sonnet. Cycki by od niego rosły.