Krótka lekcja romantyzmu, czyli jak zdobyć kupę lajków na fejsie

O fenomenie fejsbukowych statusów „o niczym” i o tym, jak powiedzieć kobiecie, że ma piękne oczy tak, by powiedziała, że to najpiękniejszy komplement w jej życiu.

Początkowo miał to być tekst o komplementach (i pewnie w końcu się na ten temat pokuszę) oraz o tym, w czym tkwi istota romantyzmu, ale myślenie nad tematem zaprowadziło mnie na Fejsa i zdałam sobie sprawę, że to, co miało być tylko przykładem dla mojej tezy – stało się celem samym w sobie. Bo wielu z nas, spójrzmy prawdzie w oczy, w dupie ma romantyzm i opuszczanie kopary swojego partnera w reakcji na piękne słowa. Za to niezmiernie interesuje nas i kusi odkrycie tajemnicy lajkowności postów na fejsie. Sory, mamy takie czasy. :)

Zacznijmy od tego komplementu. To nie była ukartowana akcja ani przemyślane zagranie. Możecie mi wierzyć lub nie, ale to, co powiedziałam wizażystce, która przygotowywała mnie do sesji zdjęciowej na początku maja, było zupełnie szczerym, spontanicznym wyznaniem. Dopiero jej reakcja uświadomiła mi, że to wyznanie było wyjątkowe. No i zaczęłam się zastanawiać, na czym ta wyjątkowość polegała. Ale po kolei, to było tak:

– Masz piękne oczy – powiedziałam, gdy nachyliła się nade mną, by nałożyć mi puder na twarz. Widziałam te jej śliczne tęczówki bardzo wyraźnie i najzwyczajniej w świecie postanowiłam nie trzymać tej informacji dla siebie.
– Dziękuję – odparła z uśmiechem, ale niespecjalnie wzruszona.
– Byłam niedawno na Gwadelupie. Jacques Cousteau uznał wody wokół tej wyspy za jedno z najpiękniejszych miejsc do nurkowania na świecie. I faktycznie, popłynęliśmy pewnego dnia na rejs, by zobaczyć namorzyny, czyli takie wyspy ze splątanych korzeni drzew.  To było koło Petit-Canal, na północno-zachodnim wybrzeżu Gwadelupy. W drodze powrotnej sternik zatrzymał się nad rafą koralową i po raz pierwszy nurkowałam w masce w okolicach łodzi, podziwiając koralowce i te piękne, tropikalne rybki. Pamiętam, że woda w tym miejscu była niesamowicie.. no właśnie. Ona nie była ani niebieska, ani turkusowa. To był taki niezwykły, wibrujący refleksami od słońca i podwodnych żyjątek kolor, który, w zależności od miejsca i kąta padania światła zmieniał nasycenie. Był absolutnie przepiękny. I Twoje oczy są właśnie tego koloru. Wody na północno-zachodnim wybrzeżu Gwadelupy.

To był podobno najpiękniejszy komplement, jaki usłyszała. Ale przecież nie dlatego, że był długi. Nie dlatego, że dotyczył czegoś wyjątkowego. Jestem przekonana, że dziesiątki razy już słyszała peany na temat swoich hipnotyzujących oczu. Z jakiegoś powodu jednak to porównanie do karaibskich wód okazało się najlepsze. Dlaczego?

A teraz wejdźmy na Fejsa i poznajmy Yuriego. Yuri to przeuroczy człowiek, którego nigdy nie poznałam osobiście, ale w sumie jakbym go znała, bo śledzę go uparcie na Fejsie. Mieszka pod burzą kręconych włosów, do niedawna jeździł Smartem i umie tak pisać historie, że tak jak MacGyver z agrafki i gumy do żucia umiałby zrobić helikopter – tak Yuri ze stania w kolejce w monopolowym napisze nowelę, która zgarnie tysiąc lajków. Yuri na fejsa wrzuca to, co każdy z nas, czyli śmieszne zdjęcia i filmiki, ale raz na jakiś czas walnie długi, napisany samodzielnie status. I ten status przeważnie dotyczy czegoś strasznie zwykłego, normalnego i pozornie nudnego. Czegoś, co przeciętny Polak opisałby jednym zdaniem i dostałby lajka tylko od swojego podwładnego w przeddzień zwolnień. A Yuri, no właśnie, sami popatrzcie, co Yuri pisze: tu se kliknijcie, przeczytajcie całego posta, bo nie bedę takiego elaboratu cytować.

1267 lajków. 45 szerów. 85 komentarzy. Pod czym? Pod statusem o tym, że dwoje dzieci wyśmiało fryzurę Yuriego. Przeciętny fejsbukowicz, jeśli w ogóle czułby potrzebę opisania tego zdarzenia, napisałby:

„Zostałem dziś porównany do Szopena i do pedała jednocześnie. Przez dwóch chłopców. He he.”

Zostańmy na Fejsie i odwiedźmy profil Michała Góreckiego, byłego harcerza, producenta najfaniejszych T-shirtów na świecie, miłośnika Jacka i człowieka, dzięki któremu nigdy nie będę się czuć źle z moją częstotliwością zmieniania zdjęć profilowych na fejsie, bo Górecki ma ich 202 a liczba ta wciąż rośnie. Poza tym każdy follower Michała dziękuje Zuckerbergowi za edgeranka, bo wallem Góreckiego można zadrukowywać papier toaletowy w łazience pięcioosobowej rodziny bez konieczności powtarzania treści.

Michał, podobnie jak Yuri, ma dar opowiadania historii prostych w taki sposób, że lajki leją się strumieniami. Tu już jest krócej, więc mogę Wam jeden status wkleić (oryginał jest tu).

Zrzut ekranu 2014-06-12 o 23.27.01

Przeciętny fejsbukowicz napisałby pewnie:

„Dziś na Hushu widziałem laskę w mojej koszulce! :D”

Jeszcze nie wychodzimy z Fejsa, bo chciałabym, żebyście poznali autora jednego z moich ulubionych blogów z cytatami z życia codziennego. To „Moja dziewczyna czyta blogi” aka „Blogerki zniszczyły mi życie”. Tu jest fanpage, którego możecie natychmiast polubić. Nie pożałujecie, serio :). Wracając jednak do tematu fejsowych hitów statusowych i romantyzmu (bo wreszcie udało mi się te sfery połączyć w jednym przykładzie), oto status wyżej wspomnianego autora:

Zrzut ekranu 2014-06-12 o 23.42.24

Przeciętny fejsbukowicz napisałby: 

„Kocham moją dziewczynę!!! <3”

…nic by nie napisał, tylko wkleił zdjęcie. I zdobyłby jednego lajka. Od byłej.

Podałam Wam te wszystkie przykłady po to, byście spróbowali dostrzec jakąś regułę. Czemu takie proste komplementy, statusy i opisy sytuacji cieszą się tak dobrym odbiorem i są doceniane przez tak wielu ludzi. Co je różni od reszty? Na czym polega klucz do ich sukcesu? Ja mam swoją teorię, ale ni cholery nie jestem jej pewna – bo gdybym była, to rozwaliłabym system własnymi postami na fejsie, a wcale nie rozwalam. ;) Zdarza mi się, ale daleko mi do Yuriego. Wydaje mi się jednak, że klucz tkwi w opowiadaniu historii – zamiast podawania suchych faktów. Oraz w dostrzeganiu różnych powiązań i analogii w czymś, co dla przeciętnego człowieka jest banalne i nudne.

To tak jak z fotografem, który patrzy na przeciętnej urody modelkę i już wie, jak ją ustawić, oświetlić i sprowokować do uśmiechu, by wydobyć z jej twarzy piękno, które zachwyci odbiorcę. A my lubimy patrzeć, jak coś przeciętnego, co mamy na co dzień i co mijamy przeważnie bezrefleksyjnie – staje się piękne i wyjątkowe. Wolimy patrzeć na metamorfozę brzydkiego kaczątka niż na kolejne zdjęcie pawia. Wolimy odnaleźć wyjątkowo malowniczy zaułek w centrum nowoczesnego miasta niż podziwiać jedną z wielu ciasnych uliczek na starówce. No i lubimy emocje u innych ludzi. Gdy się śmieją, wzruszają, odkrywają coś w sobie lub w otaczającym nas świecie. Wbrew pozorom lubimy też, gdy im się coś udaje, gdy odnoszą sukces i nie wstydzą się być z niego dumni.  To w tym, moim zdaniem, tkwi istota romantyzmu. W opowiadaniu historii, w dostrzeganiu rzeczy prostych i w emocjach, które opisujemy.

A teraz pytanie do Was, bo jestem bardzo ciekawa i chętnie napiszę o tym notkę blogową: jaki najpiękniejszy komplement dostaliście? Taki, wiecie, który zapadł Wam w pamięć i wyrył się złotymi literami w sercu. Poproszę :)