Mam taki zwyczaj drogowy, który niedawno złamałam.

Umówiłam się z Sebą na naleśniki w naszej ulubionej naleśnikarni w Pruszkowie. On jechał z pracy, ja z domu. Jakoś tak się fajnie złożyło, że na jednym ze skrzyżowań spotkaliśmy się i sporo kawałek trasy przejechaliśmy jedno za drugim. On jechał pierwszy, ja za nim, a przez cały czas gadaliśmy ze sobą przez telefon. Droga, którą jechaliśmy, była pusta. W pewnym momencie łączyła się z inną ulicą, która była wobec naszej nadrzędna. Seba zwolnił przed skrzyżowaiem, prawie zatrzymując się, i, upewniwszy się, że nic nie jedzie, pojechał dalej.

– Wolne – powiedział mi przez telefon – możesz jechać.

I pojechałam. Nie zwolniłam nawet. Zdałam sobie wtedy sprawę, że pierwszy raz w życiu tak zrobiłam. Że pierwszy raz w życiu zaufałam drugiej osobie na tyle, że nie sprawdziłam sama, na własne oczy, że nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo.

Jeśli jadę z pasażerem, który wychyla się i z chęci niesienia mi pomocy informuje mnie, że „prawa wolna”, to spokojnie mówię mojemu pasażerowi, żeby się wygodnie oparł, nie wychylał, bo jest pasażerem i ma siedzieć sobie wygodnie, a nie mnie prowadzić i zasłaniać mi prawe lusterko. Potem sama patrzę i, jeśli faktycznie „prawa wolna”, to jadę.

Jeśli dojeżdżam do przejazdu kolejowego ze szlabanem i ten szlaban jest podniesiony, to i tak zwalniam oraz patrzę w obie strony, czy na pewno jakiś pociąg nie jedzie. Nie znam gościa, który tym szlabanem operuje. Nie zaufam mu w kwestii mojego życia.

Jeśli jadę pustą, ciemną ulicą i zbliżam się do przejścia dla pieszych, to mimo że mam zielone światło, zwalniam przy tym przejściu, bo zakładam, że może się na nim pojawić jakiś pijak, idiota lub dziecko – a ja nie chcę mieć potem na sumieniu jego życia.

 

Dziwne uczucie, tak w wieku 32 lat, pierwszy raz…. Ale choć nic się nie stało, to chyba tego nie powtórzę. :) Zostanę przy moim starym zwyczaju, bo daje mi poczucie bezpieczeństwa i uważam, że jest obowiązkiem każdego kierowcy. Bo to kierowca jest „kapitanem” swojego samochodu. Takim pilotem, który w danym momencie jest najważniejszy, niezależnie od tego, kogo wiezie na pokładzie, z kim rozmawia przez telefon i jak bardzo mu się spieszy.