Nie kochasz, bo cię irytuje – czy irytuje cię, bo nie kochasz?

Wyznanie nr 1:

Powoli dociera do mnie, że Michał jest beznadziejnym partnerem. Na początku miałam chyba klapki na oczach, ale teraz widzę wyraźnie wszystkie jego wady i nie wiem, dlaczego w ogóle weszłam w ten związek. Ciągle się obżera, co potrafi być dość irytujące, gdy przecież wyraźnie widać, że rośnie mu brzuch. Kiedyś grał w piłkę, starał się wyglądać dobrze, a teraz nic. Irytują mnie te jego głupie teksty, że “znowu wygrywa z anoreksją”, za każdym razem, gdy zamawia tłustego burgera. Ha ha. To mogło być śmieszne za pierwszym razem, ale nie po raz setny! W ogóle ciągle te same teksty wali i nie mogę już tego słuchać. Ale to w sumie betka. Najgorsze jest to, że w ogóle nie pomaga mi w sprzątaniu. Co z tego, że gotuje, gdy potem cała kuchnia jest upierdolona po sufit po tym jego gotowaniu. Skarpetek też jakoś kurna nie może się nauczyć, że do prania się brudne odkłada a nie na krzesło. Odnoszę wrażenie, że krzesło to powinna być jego szafa. W sumie by wystarczyła, skoro też jakoś nie przeszkadza mu chodzenie w dziurawej albo poplamionej koszulce trzeci rok. W nocy chrapie, rano mnie budzi, bo oczywiście kurwa musi zrobić hałas, jak wstaje, nie dając mi pospać. Patrzę tak czasem na niego, na te zaspane oczy, na te zakola, na ten stary t-shirt i myślę sobie, co ja robię z tym człowiekiem.

Wyznanie nr 2:

Powoli dociera do mnie, że Michał jest miłością mojego życia. Na początku to było zwykłe zakochanie, jak za każdym innym razem, ale teraz czuję, że mogłabym z tym człowiekiem się zestarzeć. Uwielbiam te jego ciągłe żarty i próby rozbawienia mnie. I nic, że słyszę po raz setny, że “wygrywa z anoreksją”, bo zjadł burgera. Muszę go tylko namówić, żeby wrócić na piłkę z chłopakami, bo jak dalej będzie się tymi burgerami opychał, to może mieć problemy z sercem, jak jego ojciec. W każdym razie uwielbiam jego poczucie humoru i widzę, że to dzięki niemu chyba ludzie wokół tak go lubią. Co tam, że ja słyszę te historie ciągle od nowa, skoro widzę, jaką frajdę sprawia mu ich opowiadanie. Ale to w sumie betka. Najfajniejsze jest to, że potrafi dzielić się obowiązkami w domu. On gotuje, ja sprzątam. I bardzo dobrze, bo gdyby on się brał za sprzątanie, to nie byłoby na czym jeść… Bałaganiarz z niego straszny! Skarpetki rozrzuca po domu i chodzę potem za nim i zbieram. Chyba wstawię mu krzesło do szafy, bo to na nim głównie lądują wszystkie jego ciuchy ;) Uwielbiam to, jaki jest roztargniony. Myślami ciągle gdzieś indziej, tworzy, wymyśla, tak tym pochłonięty, że gdybym go nie zatrzymywała przed wyjściem, to zakładałby przez tydzień do pracy ten sam T-shirt. Nocą, tuląc mnie, chrapie słodko a rano uwielbiam obserwować, jak półprzytomny wkłada lewy kapeć na prawą nogę i wszystko mu leci z rąk, bo jeszcze kawy nie wypił. Patrzę tak czasem na niego, na te zaspane oczy, na zakola, na ten stary t-shirt i myślę sobie, że jestem najszczęśliwszą kobietą pod słońcem.  :)