Od miłości do przyjaźni

Pafnucy spotykał się z nią przez trzy miesiące. Na początku był ogień, pasja i lasery, ale z czasem namiętność osłabła, panna zrobiła się Pafnucemu nudna, chciał poszukać czegoś innego i zdecydował się związek zakończyć. Spotkał się z nią i powiedział, że to nie ma sensu, on już właściwie nic do niej nie czuje, poza oczywistym szacunkiem dla niej jako fantastycznej, pięknej, inteligentnej osoby – ale to przecież nie wystarczy.
Dziś do mnie zadzwonił i gadał o pierdołach przez godzinę. Przeważnie robił to z nią, ale… no właśnie, jej już nie ma, nie ma z kim gadać i poza nową kobietą szuka sobie wśród znajomych nowej przyjaciółki.

– Stary, ale czemu zerwałeś z nią kontakt? Ona tego chciała?
– Nie. Ja.
– Dlaczego?
– No… bo albo jestem z kobietą i ona jest moją kobietą, albo nie ma jej wcale – odparł.
– To trochę słabe – powiedziałam – Nie czułabym się dobrze w jej sytuacji.
– Dlaczego? Przecież to właśnie oznaka szacunku. Nie chcę być jej facetem, więc nie będę jej rzucał jakiegoś ochłapu w postaci „przyjaźnienia się”.
– Ochłapu?! Przecież to jest zupełnie odwrotnie. Gdyby facet chciał ze mną zerwać kontakt po zerwaniu związku, zaakceptowałabym to ze zrozumieniem tylko w sytuacji, gdyby trudno mu było się ze mną widywać ze względu na zranione, delikatne uczucia, jakie do mnie żywi. W przeciwnym razie pomyślałabym, że byłam dla niego tylko dupą do seksu, która nie ma w sobie nic ciekawego. Nie jest wartościową przyjaciółką lub choćby znajomą. Tak właśnie bym się poczuła.

Zacznijmy od tego, że przyjaźń nie jest ochłapem. Przyjaźń najczęściej trwa dłużej niż różne romanse, jest bardziej tolerancyjna, szczera i nawet w pewien sposób „czysta”, bo nie nakręca jej fizjologiczna chemia. Nie wiem jak Wy, ale ja się mogę widywać z przyjacielem raz na rok – i wciąż uważać go za jednego z najbliższych przyjaciół. Jeśli ktoś już mnie kupił swoją lojalnością, spolegliwością i wspólnym przebrnięciem przez różne życiowe problemy – to zostaje moim przyjacielem na zawsze. A przynajmniej do dziś mi się nie zdarzyło, bym którąś z tych przyjaźni utraciła.

Nie twierdzę, że relacja przyjacielska jest ważniejsza od związku miłosnego, ale też nie jest od niego gorsza. Jest po prostu inna i bazuje głównie na porozumieniu umysłów a nie ciał – choć tu też warto wspomnieć, że seks nie przekreśla przyjaźni. Nie dla mnie. To, że z przyjacielem kiedyś mnie łączył albo kiedyś połączy, nie wpływa na moje przyjacielskie uczucia wobec człowieka. To są po prostu dwie różne sfery, które się nie wykluczają. Powiem więcej – nie byłabym w stanie zakochać się w kimś, kogo jednocześnie nie uważam za przyjaciela lub potencjalnego przyjaciela (bo to tak od razu nie następuje przeważnie.. :)). Dlaczego więc miałabym zrywać przyjaźń z kimś, z kim nie mam już cielesnej chemii?

Dlatego następnym razem, gdy będziecie chcieli spalić most z kimś, kogo już nie chcecie na partnera – zastanówcie się, czy robicie to dla niego czy dla siebie. A może po prostu ta osoba nie była warta Waszej przyjaźni od samego początku…? W takim wypadku, jasne, droga wolna. Ale nie oszukujcie się, że to objaw jakiegoś szacunku. Bo dla mnie to jego odwrotność.