Co oznacza "zapraszam"?


„Zapraszam” to takie niebezpieczne słowo, z którym powinno się być ostrożnym, jeśli nie ma się grosza przy duszy. Podobnie jest zresztą z pozornie niewinnym „czego się napijesz?”.
Niektórym wydaje się, że jeśli chcą wyskoczyć na lunch, szukają towarzystwa i mówią koleżance „zapraszam na lunch”, to komunikują tylko chęć spędzenia z nią czasu podczas posiłku. W słowie „zapraszam” jednak kryje się jeszcze jeden przekaz: ja płacę. „Zapraszam do mnie na herbatę” nie oznacza, że gość ma przynieść własną albo zostawić Ci na stole 5zł za gorący napój. Oznacza, że gość przyjeżdża, siada i dostaje Twoją herbatę. Tak samo jest, gdy zapraszasz na obiad, imprezę, spektakl lub do kina. Więc nie zdziw się, jeśli zaproszona osoba grzecznie podziękuje i będzie od Ciebie oczekiwać pokrycia ewentualnych kosztów zaproszenia.
Czasem ludzie, by wzmocnić przekaz, dodają na końcu propozycji zdanie „ja zapraszam”, aby adresat komunikatu nie miał wątpliwości, że nie musi szykować się na wydatek. Jest to jednak zwykła kurtuazja, która ma rozwiać potencjalne wątpliwości. Nie jest konieczna. Dlatego bądźcie ostrożni, zapraszając.
Uwagę tę kieruję zwłaszcza do znajomych aktorów, którzy na fejsie rozsyłają „zaproszenia” na swoje spektakle (a potem pani w kasie nie ma Twojego nazwiska na liście); do kolesi, którzy zapraszają mnie na obiad na mieście (a potem sugerują, żeby podzielić się rachunkiem) albo do firm, które na swoich fanpejdżach zapraszają na jakieś patronowane przez nich koncerty i inne wydarzenia, na których obowiązuje płatny bilet wstępu. Skoro ZAPRASZACIE, to oferujecie to za darmo.
Naprawdę nie jest trudno nazwać rzecz po imieniu. Wystarczy zamiast „zapraszam na x” powiedzieć „masz ochotę zjeść ze mną obiad?”, „wpadnij na x”, „dołącz do nas” albo „byłoby fajnie, gdybyśmy mogli się tam zobaczyć”.
Podobnie jest z „czego się napijesz?” gdy stoję z kimś przy barze. Oznacza to, że zaraz zamówię u barmana napój, jakiego sobie życzysz i zapłacę za niego. Jakoś zupełnie niemoje jest rozliczanie się z każdego drinka zamówionego w knajpie lub maszerowanie pojedynczo do barmana po każdy napój. Raz ja się pytam: czego się napijecie? i płacę za zamówione drinki – a raz ktoś inny robi to samo i płaci za mój drink.
Na koniec małe wyjaśnienie: Zdaję sobie sprawę, że to kwestia wychowania i że nie każdy miał wbite do głowy przez nauczycieli lub rodziców takie postępowanie, ale uwierzcie mi, że wszyscy szarmanccy mężczyźni, których znam, i wszystkie osoby charakteryzujące się wysoką kulturą osobistą i poszanowaniem dla zasad savoir-vivre’u, tak właśnie definiują słowo „zapraszam” i gdy próbuję przy nich wyciągnąć portfel po kolacji, pełnym zdziwienia głosem powstrzymują mnie: przecież cię zaprosiłem! Dla mnie jest to pewien standard dobrego wychowania i sama się do niego stosuję, więc zupełnie naturalną dla mnie rzeczą jest postawienie Ci drinka, jeśli wcześniej Cię na niego zaprosiłam.
To trochę jak z normami językowymi. Można posługiwać się normą potoczną lub wzorcową. Obie są poprawne, ale jedna uchodzi za lepszą, właściwą ludziom kulturalnym i wykształconym. Oczywiście możesz powiedzieć „podaj mi tą szklankę”, ale nie stracisz w moich oczach tylko, jeśli powiesz „podaj mi tę szklankę”. Sam więc zdecyduj, którą normą chcesz się posługiwać. Jestem przekonana, że wielu ludzi nie będzie Ci miało za złe tej potocznej. Niestety ja do nich nie należę.