Pierwsze wrażenia z rzucania palenia

matylda kozakiewicz

Domyślam się, że jestem jedną z wielu, dla których 2 stycznia 2014 jest drugim dniem bez papierosa. Może nawet z tego powodu jakoś podświadomie wybrałam sobie Nowy Rok na rzucanie – choć nigdy wcześniej nie robiłam żadnych postanowień noworocznych i gdy musiałam coś zmienić w swoim życiu – robiłam to od razu, błyskawicznie, bez czekania na jakąś przełomową datę. Z paleniem jest trochę inaczej. Była to jedyna rzecz, którą bardzo lubiłam (wciąż lubię, do cholery), ale której jednocześnie nie potrzebowałam do szczęścia i która mi szkodziła. Stąd tak długie zwlekanie z decyzją. Nikt nie lubi przestawać robić tego, co sprawia mu frajdę. Zwłaszcza ja, z moim hedonizmem dziedziczonym ;)

No ale stało się. We wrześniu już wyznaczyłam sobie datę ostatniego papierosa i muszę Wam powiedzieć, że to był dobry ruch – to ograniczanie i czekanie na rzucenie. Zdarzało mi się „rzucać” ze dwa razy w życiu, ale to zawsze były decyzje z godziny na godzinę, i dłużej niż te parę godzin niepalenie nie trwało. Przez to, że podejmowałam decyzję tak szybko, nie traktowałam jej też poważnie. Wiem wiem, trochę teraz dzielę skórę na niedźwiedziu, bo to dopiero drugi dzień bez ćmików, a ja już jestem z siebie dumna. Ale ostatnio dwa dni nie paliłam, gdy byłam w liceum, więc mam ku temu powody. Poniżej kilka uwag z tego drugiego dnia. Może (jeśli też właśnie rzuciliście) przejdziemy przez to razem. :)

Najgorzej jest w samochodzie (gdy prowadzę, czyli właściwie zawsze) oraz gdy piszę tekst. To jest pierwszy artykuł na bloga w tym roku, więc nawet nie wiecie, ile razy wzrokiem szukałam paczki fajek a ręką zapalniczki od kiedy napisałam pierwsze słowo. To odruch. Nawet o tym nie myślę, po prostu sięgam po fajki. I ponieważ piszę ciągami, przeważnie było tak, że z fajkiem w zębach wystukiwałam cały akapit, po czym odchylałam się w fotelu, zaciągałam się, wydychałam dym z płuc i układałam w myślach kolejny akapit. Znów fajek w zęby… i taki miałam rytuał. Dżizas. Znowu szukałam fajka. Idę po lizaka :)

Wyznaczenie sobie daty było strzałem w dziesiątkę. Miałam możliwość dojrzeć do tej decyzji, wypalić się za wsze czasy, naprawdę przygotować się na ten krok. No i dobrze, że powiedziałam o tym całemu światu. Teraz wstydem byłoby się złamać.

– Może niektórym ludziom redukowanie palenia nie pomaga, ale mi pomogło. Nie zeszłam do planowanego jednego papierosa dziennie, ale redukcja z paczki do połowy to też spory krok i na pewno dużo mnie o sobie nauczył: jak radzić sobie z własną wolą, postanowieniami, kiedy jestem najsłabsza, kiedy niepalenie przychodzi mi łatwo. Ta wiedza jest teraz, gdy nie palę wcale, na wagę złota. Serio. Warto poznać siebie, zanim się wskoczy na głęboką wodę.

Najbardziej irytujące zachowanie znajomych: teksty w stylu „ciekawe, czy ci się uda”, „będę trzymać kciuki, żeby ci się udało” i inne reakcje sugerujące, że może mi się nie udać. Że w ogóle jest taka opcja, że nie rzucę, skoro tak już postanowiłam. To jest naprawdę słabe. Uwierzcie mi, dużo lepiej działa na palacza entuzjazm „wreszcie!”, „nie mogę się doczekać!” lub „zobaczysz, jak zajebiście się poczujesz już po miesiącu” niż puste słowa wsparcia, w które jest wpisane powątpiewanie.

Lizaki zamiast fajek to też zajebisty pomysł, z którego jestem dumna. Dają mi to, czego mi najbardziej w paleniu brakuje: zajęcie rąk i ust. Używam więc lizaków w sytuacjach, gdy palenia najbardziej mi brakuje, czyli w aucie i przy pisaniu :)

Czas spędzam z niepalącymi znajomymi, w niepalących klubach i z dala od filmów z palaczami. Na początku lepiej nie kusić losu. Może za jakiś czas będzie mi łatwiej.

W sylwestra wypaliłam bardzo dużo papierosów. Nawet palacze na nikotynowym kacu nie mają takiej ochoty na fajki jak zwykle, więc postanowiłam się przepalić. Tak, ułatwiło mi to niepalenie rano, ale potem i tak było ciężko. ;)

– Nie udało mi się wprowadzić w życie innego planu, bo o nim zapomniałam, ale może ktoś inny będzie chciał wypróbować. Otóż pomyślałam, by przez ostatni tydzień palić jakieś Popularne czy inne obrzydliwe papierosy, żeby sobie ten nałóg dodatkowo obrzydzić. Nie było trudno palić świeże, smaczne mentolowe camele – z popularnymi może byłoby trudniej.

Kaszlę jak stary gruźlik. To ponoć normalne, gdy się rzuca. Ciekawe, ile potrwa…

– Nie tyje się od rzucania palenia. Tyje się od jedzenia zamiast palenia. Chyba zapiszę się na dodatkowe lekcje tanga ;)

Tak, uważam się już za osobę niepalącą. Mam tylko nadzieję, że z czasem zredukuję myślenie o papierosach z 60 razy dziennie do… powiedzmy…  20. :) I już nie mogę się doczekać, gdy odzyskam smak i węch. Może wreszcie nauczę się rozróżniać wina w trochę większym stopniu niż wzrokowe rozpoznanie tych czerwonych, białych i różowych.