Pierwsze dni na Powiślu

Spakowałam wszystkie moje ciuchy w dwie walizki i już miałam być z siebie dumna, gdy przypomniałam sobie moment, w którym siedzieliśmy sobie z Kominkiem w knajpie i miałam na sobie niewyprasowaną bluzkę.

– Jezu, jak ty wyglądasz. – powiedział.
– Oj tam. To, jak wyglądam, jest naprawdę daleko na liście rzeczy dla mnie ważnych – odparłam.
– To widać. – odparł Kominek, taksując mnie wzrokiem.

Tak więc spakowałam wszystkie moje ciuchy w dwie walizki, ale potem zdałam sobie sprawę, że drugie tyle jest w koszu na pranie, kolejna porcja to sukienki wiszące na wieszakach, masa butów, torebek, kurtki, płaszcze i „rzeczy zimowe” w pudle na szafie. Nie jest więc ze mną tak źle, Tomku. ;)

Powoli przenoszę się do nowego mieszkania na Powiślu. Zwożę wszystko to, co mi jest niezbędne do życia i przy okazji robię przegląd rzeczy w szufladach, które otwieram raz na pięć lat. Po cholerę mi to wszystko? Jakaś biżuteria, której nigdy nie noszę; stare zdjęcia w zakurzonych albumach, przybory do rysowania (sic! ja od 10 lat nie rysuję!) a nawet zeszyty z podstawówki, których nie mam serca wyrzucić.

W mieszkaniu nie mam jeszcze właściwie mebli, poza szafkami kuchennymi i starą szafą, której i tak muszę się pozbyć. Mieszkam więc rozłożona na podłodze i w pudłach. Czuję się trochę jak w akademiku w Paryżu. Nawet używam tej samej torby na zakupy, którą kupiłam kiedyś na paryskim bazarze i mam jakiś taki odruch, by obserwować miejskie śmietniki w poszukiwaniu wyrzuconych mebli – ale nic mi nie wpadło w oko jeszcze – poza tym mam dość jasną wizję umeblowania mieszkania i niestety wszystko będzie musiało być robione na wymiar. Ot, uroki mieszkania w kawalerce, gdzie liczy się każdy kawałek przestrzeni. Ale o mieszkaniu jeszcze napiszę osobną notkę. Dziś takie luźne wrażenia z nowej dzielnicy, którą codziennie odkrywam.

Przede wszystkim jest tu głośno. Na Żoliborzu mogę spać z otwartym oknem i wsłuchiwać się w śpiew ptaków. Tu napierdalają samochody, karetki i motocykle, przeplatane czasem śpiewem żuli, kiboli lub hipsterów. Trudno powiedzieć, kto z nich śpiewa najładniej. Poza tym wszędzie jest blisko a wyprawa do sklepu nie oznacza piętnastu minut spaceru między domkami, by wreszcie dotrzeć do jedynej w okolicy Żabki. Tuż obok mnie mam kilka alkoholi 24h, prawdziwych sklepów Społem z prawdziwym chlebem baltonowskim, który jest w środku miękki i wilgotny. Warzywniaki, fryzjerzy, sklepy „modowe”… tak. Tu chyba marki jeszcze nie dotarły, bo mam wrażenie, jakbym przeniosła się w lata 80′. Nawet ludzie wyglądają oldskulowo. Czuję się trochę jak w dzielnicy portowej Khorinis i nic dziwnego. Za Wikipedią:

Powiśle było dzielnicą portową, fabryczną i mieszkalną zarazem. Zamieszkiwali ją m.in. biedni robotnicy niewykwalifikowani, bednarze, piaskarze, rybacy i kobiety lekkich obyczajów.

Czuję, że będzie fajnie :) Oto kilka fotek z dzisiejszego spaceru:

powisle

ksiegarnia na powislu

fryzjer na powislu

Moda na powislu

oryginalne filmy

powisle

brama na powislu

matka boska powislanska

mur na powislu

powisle